Kolorowy przedmiot pożądania

Ewa Bilicka [email protected]
Zbigniew Berezowski z 30-letnim telewizorem w  ogrodowej altanie: - Nawet nie chowam go na zimę, i proszę jak gra!
Zbigniew Berezowski z 30-letnim telewizorem w ogrodowej altanie: - Nawet nie chowam go na zimę, i proszę jak gra!
Najpierw ludzie zakładali tęczowe szybki na ekrany czarno-białych telewizorów: wtedy niebo w obrazie nabierało błękitu a trawa - zieleni.

Dziś nikt o takich wynalazkach nie pamięta, bo autentyczna telewizja kolorowa ma już 50 lat.
Pierwsze znane przeciętnemu Polakowi telewizory to historyczne już rubiny (przełom lat 60. i 70.). Pobierały energii jak porządne żelazko, ważyły też sporo: z 65 kilogramów, poza tym porażały: prostotą działania oraz ogniem.
Mimo to śniono o nich, wystawano po nocach w kolejkach, załatwiano, używając wszelkich znajomości. Gdy trafiały do domu - świętowała cała rodzina, sąsiedzi, znajomi z pracy. Starannie okrywano je koronkowymi serwetkami i stawiano na nich najcenniejsze rodzinne skarby. Takie były nasze pierwsze telewizory kolorowe.

Telewizor sąsiedzki
"Baj" - zakład naprawy telewizorów kolorowych w Opolu, jeden z najstarszych w mieście. Aleksy Poczajewiec, dla przyjaciół Alik, dłubie na zapleczu w plątaninie kabli z wielkiego odbiornika telewizyjnego. Pan Alik naprawia telewizory od 42 lat. Dobrze pamięta pierwsze odbiorniki kolorowej TV. Choć kolorowe telewizory pojawiły się na świecie o wiele wcześniej, to do Polski zawitały tak naprawdę wraz z rządami Edwarda Gierka.
- Zobaczyć kolorowego Koziołka Matołka to był szok! - mówi Aleksy. - Gdy wreszcie kupiłem kolorowego rubina, to przywitaliśmy nowego domownika "po polsku". Było pół litra i smaczna zakąska. Sprosiłem znajomych...
Katarzyna Myśka z opolskiego osiedla Chabry wspomina, że po zakupie (przez męża pracującego na eksporcie) jednego z pierwszych rubinów jej dom stał się miejscem spotkań sąsiadów z całej klatki schodowej. Każdy przynosił z sobą jakiś dar, niczym bilet wstępu do kina.
- Zdarzała się szyneczka w puszce i kabanoski - śmieje się Katarzyna Młyńska. - Towarzystwo siadało przed rubinem i biesiadowało. Za telewizor wzniesiono niejeden toast.
- Pamiętam, że rubina, już tego nowszego - 714, kupowano za pięć pensji krajowych! Nie stać mnie było - wzdycha pan Aleksy. Przez kilka lat oglądał więc barwny obraz u znajomych lub u ludzi, którym naprawiał cuda techniki. No i w warsztacie, gdzie zawsze na ławie w centralnym punkcie stał jeden z takich naprawionych już telewizorów i pokazywał zapracowanej klasie robotniczej "lepsze jutro", do jakiego dąży PRL.
- Teraz też są zwariowane czasy, ale nie tak jak wówczas - mówi Alik.
Pierwszy kolorowy telewizor, jaki zobaczył u klienta, to był rubin 401. Pochodzenie miał słuszne, radzieckie... - Telewizor lampowy. Mocno się nagrzewał, w pokoju, gdzie stał, można było zakręcić kaloryfer... - wspomina pan Aleksy.
Zaradne gospodynie wieszały na tyłach rubinów sznurki z grzybami do suszenia.

Telewizor własnej produkcji
Fachowcy od RTV, nawet jeśli nie stać ich było na nowy telewizor, mieli szczęście. Mogli odkupić za śmieszne pieniądze odbiorniki, którym wyczerpał się limit napraw w ramach gwarancji. Posiadali też wiedzę, jak telewizor złożyć samemu, tak jak teraz składa się komputery z części kupionych na giełdach.
- Po części jeździło się do Wrocławia. Tam były dwa sklepy. Pamiętam je jak dziś - mówi Ireneusz Baj, właściciel warsztatu. - Sklepy te nazywały się Bomisy.
Chałupnicza produkcja kolorowych odbiorników uszczęśliwiała wielu: fachowcy dorabiali do pensji, klienci kupowali telewizory poza oficjalnym obiegiem handlowym.
- Każdy z nas w warsztacie złożył co najmniej dwadzieścia kolorowych telewizorów - ocenia pan Aleksy.

Telewizor propagandowy
Do warsztatu zagląda Hubert Pasoń. Przed czterdziestu laty pracował w sklepie ze sprzętem RTV. To on sprzedał pierwszy, jeszcze czarno-biały, telewizor w Opolu.
- Pierwszy telewizor wystawiliśmy na wystawie w naszym sklepie przy ulicy Ozimskiej - opowiada. - Ależ to była sensacja, na chodnikach i na ulicach zatrzymał się ruch, aż Milicja Obywatelska musiała interweniować...
Numer z wystawianiem telewizora wykorzystywano nie raz - i to nie tylko w sklepach, dla potrzeb reklamowo-marketingowych, ale także dla celów propagandowych. Skrzynka z kolorowymi obrazkami pojawiła się na przykład przed "strasznym dworem", czyli siedzibą wojewódzkich władz PZPR, aby lud mógł podziwiać barwną przyszłość kreśloną na zjazdach partyjnych.
- No i lud przystawał - wspomina Wacław Łukasiewicz, pracownik jednego z najstarszych punktów naprawy RTV.
Emisje trwały po dwie, trzy godziny. Zaczynały się od obrazu biało-czerwonej flagi łopocącej na wietrze...
- Wszyscy patrzyliśmy na to bez mrugnięcia okiem, świadomi, że dwór jest pod stałą opieką MO i bezpieki - mówi pan Wacław.
Rubiny (707 i 710) wystawiono też na festiwalu KFPP, na scenie i wokół niej.
- Dokładnie nie pamiętam, jaki to był rok. Mnie zatrudniono do pilnowania sprzętu. Ależ byłem przejęty: po pierwsze - widziałem na żywo gwiazdy polskiej estrady, po drugie - widziałem tyle sprawnych kolorowych radzieckich telewizorów! - wspomina Łukasiewicz.
Władysław Bartkiewicz, organizator opolskich festiwali: - Doskonale pamiętam te telewizory. To była połowa lat siedemdziesiątych. Znaczna część tych telewizorów została później przekazana nieodpłatnie do klubów-kawiarni Ruchu na terenie całego województwa.

Zbigniew Berezowski
z 30-letnim telewizorem
w ogrodowej altanie: - Nawet nie chowam go na zimę, i proszę jak gra!

Telewizor przyjaźni
Kolorowy rubin jest dla polskiej rzeczywistości lat 70. i 80. słowem - wytrychem. To między innymi symbol przyjaznych kontaktów z bratnim ZSRR. Gdy pojawiły się w Polsce Rubiny, to z każdego polskiego województwa delegowano do Warszawy najlepszych pracowników zakładów RTV na kurs organizowany przez radziecką ambasadę.
Wykładowca z Kraju Rad, przy pomocy tłumacza, wprowadzał naszych w tajniki budowy telewizora kolorowego.
- Jakość materiału w rubinie była kiepska, wszystko się psuło, paliło, siadało... - ocenia Zbigniew Berezowski, emerytowany pracownik warsztatu RTV.
Rozmawiamy w ogródku, gdzie stoi altanka, a w niej 30-letni telewizor marki Telefunken. Pan Zbigniew włącza go. Najpierw pojawia się głos, po minucie różowawy obraz, po następnej minucie obraz nabiera ostrości i pełni kolorów.
- Ja tego telewizora nie zabieram z altanki nawet na zimę. I proszę, jak dobrze mi służy - mówi Berezowski.

Telewizor wybuchał
Rubiny nie były aż tak wytrzymałe. Wpisały się za to, szczególnie w latach 80., w statystyki interwencji Państwowej Straży Pożarnej.
- Jest późne popołudnie. Dostajemy wezwanie do mieszkania przy ulicy Sienkiewicza w Opolu, obok ulicy Sądowej. Przyjeżdżamy, a tam widać tylko ogromną chmurę czarnego, duszącego dymu - wspomina młodszy kapitan Piotr Panufnik z Opola. - Do mieszkania można było wejść tylko z powietrznym aparatem do oddychania. Źródło ognia znaleźliśmy po omacku. To był rubin. Doszło w nim do spięcia. Od płonącego telewizora zajęła się firanka, a potem całe mieszkanie...
Lokatorzy usiłowali gasić pożar, narażając swe życie, bo płonący plastyk wydzielał trujący dym. Mieli kupę szczęścia, że przeżyli. Uciekli z domu resztką sił, dusząc się, krztusząc i wymiotując.
Rubin, choć tak niebezpieczny, stał się zaczątkiem produkcji polskich telewizorów. Najpierw robiliśmy w Polsce rubiny na radzieckiej licencji. Potem polskie jowisze - to były już telewizory bezlampowe, a więc prawdziwy skok cywilizacyjny. Choć psuły się tak samo często, jak pierwsze radzieckie rubiny. Następnie pojawiały się neptuny i heliosy... Teraz nie produkujemy nic.
Telewizor dzielił
Pani Zofia Strychasz zadzwoniła do redakcji "Nowej Trybuny Opolskiej", gdy daliśmy ogłoszenie, że szukamy osób posiadających stare, wciąż działające telewizory kolorowe. Pani Zofia jest właścicielką heliosa. Opowiedziała nam, jak go zdobyła.
- To było przedsięwzięcie rodzinne - wspomina pani Zofia. - W czasach kryzysu telewizory sprzedawano między innymi w sklepie przy dawnym placu Armii Czerwonej. Zwykle przychodziło kilka sztuk. Trzeba więc było odpowiednio wcześnie ustawić się w kolejce i stać w niej non-stop, bo nie było możliwości zajęcia sobie kolejki. Powstał bowiem społeczny komitet kolejkowy, który starannie i często sprawdzał listę obecności.
Jerzy Dębiński z Opola stał w kolejce (do dawnego domu towarowego przy ul. Kolorowej) po telewizor przez... cały miesiąc. To był 1987 rok. Pan Jerzy stał w kolejce w nocy, a jego żona brała dniówki (pan Jerzy wtedy szedł do pracy). Pierwszych 20 kolejkowiczów kupiło telewizory marki Helios. Odbiornik pana Jerzego działa do dziś bez zarzutu.
Telewizory kupowało się na specjalne talony. Dostawali je zasłużeni dla Opolszczyzny, wysocy rangą kombatanci Armii Ludowej, wojskowi, milicjanci, górnicy. - Kumpel mojego szwagra z wojska był górnikiem i mógł mi odstąpić talon na tv, do zrealizowania w bytomskim sklepie - opowiada Zbigniew Owczarek z Opola. - Pojechaliśmy po telewizor maluszkiem: ja, moja żona, ojciec. Jak zapakowaliśmy ogromną skrzynię na tylne siedzenie malucha, to okazało się, że trzeba ją wciąż przytrzymywać. Żona obejmowała telewizor całą drogę z Bytomia do Opola. Mnie tak długo nie obejmowała nigdy w życiu! - śmieje się pan Zbigniew.
Talony dzieliły ludzi na lepszych i gorszych. Aleksy Poczajewiec był świadkiem załamania nerwowego kobiety, której nie udało się kupić telewizora, bo ubiegł ją "ten lepszy człowiek".
- W sklepie było tylko pięć odbiorników do sprzedania. Ona była w kolejce piąta. Już prawie mieliśmy wynieść telewizor do auta, kiedy zjawił się taki uprzywilejowany, z talonem. Uprzedził nas, czyim jest bratem. No i wziął kobiecie telewizor sprzed nosa. Ta się popłakała, trudno było ją uspokoić - mówi pan Aleksy.
Pod koniec lat 70. ze sklepów brało się co akurat było, nie grymasząc. Pojawiła się też specjalna kategoria towaru "uszkodzone przedsprzedażnie", czyli uszkodzone podczas transportu. Ludzie kupowali je i natychmiast zanosili do punktu napraw.
- Niektórym, w ramach gwarancji i poza nią, naprawialiśmy telewizor i po kilkanaście razy. Jeden mój klient przynosił do nas swój odbiornik telewizyjny 12 razy. Nie chciał go wymienić. Za dużo z nim przeżył - wspomina Ireneusz Baj.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska