Komornicy ścigają 40 tysięcy polskich emerytów i rencistów

SXC / Kolaż: MPietrzyca
SXC / Kolaż: MPietrzyca
Wielu z nich zaciągało kredyty, bo zmusiła ich trudna sytuacja życiowa. Gdy trzeba zacząć spłacać bankowe pożyczki, zwykle nie starcza lichej emerytury.

Przecież nie brałam kredytów, żeby ich nie spłacać - mówi zrozpaczona 77-letnia pani Janina z Opola. - Kiedyś nie wyobrażałam sobie, żeby komuś z czymś zalegać. A teraz zalega: łącznie 20 tysięcy długu tyka jak bomba zegarowa.
- Już wiem, że życie może się w jednej chwili skomplikować, na człowieka spadają wszystkie możliwe plagi egipskie - dodaje pani Jadwiga. - I kiedy się ma niewiele ponad tysiąc złotych emerytury, 400 złotych kredytu, to wszystko jest nie tak.

Najpierw zachorowała córka pani Janiny, więc pieniądze były potrzebne na jej leczenie. - Córka zmarła, zięć został z trójką moich nastoletnich wnuków - opowiada staruszka. - Więc nawet nie myślałam, żeby go jeszcze obarczać spłatą długu. Potem zięć pani Jadwigi stracił pracę i coraz więcej pił. Wzięła drugą pożyczkę na zapłacenie zaległego czynszu za ich mieszkanie. Potem była następna, bo rozchorował się mąż pani Jadwigi. A dwa lata temu zmarł jej zięć.

- Wtedy już przestałam to wszystko kontrolować, te kredyty, brałam po dwa, trzy tysiące - mówi pani Janina. -Najstarszy wnuk przejął prawną opiekę nad dwójką młodszego rodzeństwa, ale też go zwolnili z pracy. A nieletnia wnuczka urodziła dziecko. Więc proszę Boga, żebym dla nich jeszcze żyła. No i żeby windykator mnie omijał. A omijać nie chce. Cichaczem przychodzi nawet późnym wieczorem, stuka podobnie, jakby to była sąsiadka. - Spłacam tyle, ile mogę, więc zostaje mi niecałe 600 na życie - mówi pani Janina.

Komornik nie zapomni

Pani Janina jest jedną z czterdziestu tysięcy emerytów i rencistów w Polsce, którzy znaleźli się w pętli kredytowej. Mają żal, gdyż zadłużonemu emerytowi po egzekucji zostaje na życie nierzadko 353 zł, bo tyle według prawa (połowę najniższej emerytury) musi mu zostawić komornik. To nawet nie jest minimum socjalne, za to nie da się przeżyć. Instytut Pracy i Polityki Społecznej wyliczył, że minimum miesięczne emeryta wynosi 822 złote. Dla porównania, tym, którzy pracują, komornik musi pozostawić 1126 zł. W jeszcze gorszej sytuacji są renciści.

- Dlaczego nikt nie chroni najbiedniejszych? Bo oni zawsze oddadzą? - pyta niedowidząca 55-letnia pani Małgorzata z Namysłowa. Jej comiesięczny dochód to renta socjalna w wysokości 540 złotych, z czego 130 zł zabiera windykator.
- Nie czuję się winna - płacze kobieta. - Nie zrobiłam nic złego. Pani Małgorzata osiem lat temu postanowiła zrezygnować z usług Netii.

- Mąż po dwudziestu latach ciężkiej pracy został zwolniony, nie było nas stać na telefon - opowiada pani Małgorzata. - Kazali mi zapłacić za rezygnację 300 złotych, a ja nawet nie miałam pieniędzy. Nikt się nie odzywał, zapomniałam o tym. Po ośmiu latach odezwała się firma windykacyjna.

- Przyszedł do mnie windykator i powiedział, że jak się nie zgodzę na zapłatę 1600 złotych, to przyjdzie mi zapłacić kilka razy więcej - skarży się pani Małgorzata. - Niepotrzebnie cokolwiek wtedy podpisywałam, ale o tym, że mogłam w ogóle z nim nie rozmawiać, dowiedziałam się dopiero od radcy prawnego w pomocy społecznej.

Bank lekko daje

W Krajowym Rejestrze Długów znajduje się wiele osób w podeszłym wieku. Najstarszy dłużnik ma 93 lata i ciąży na nim kredyt w wysokości 5,3 tys. zł. Pewien 85-latek ma zadłużenie w wysokości 54 tysięcy złotych. - Trudno sobie wyobrazić, że osoba w podeszłym wieku pożycza dla siebie kilkadziesiąt tysięcy złotych - stwierdza Adam Kulik z KRS we Wrocławiu. - I że da radę bez problemu spłacić pożyczkę. Ale banki mają swoje plany sprzedażowe, więc robią wszystko, żeby udzielić jak najwięcej kredytów. Stąd te wszystkie zachęty banków, że wystarczy mieć "na koncie" terminowo spłacony kredyt, a z otrzymaniem kolejnego nie będzie problemu.
- Spłaciłam jeden, to zaraz zachęcali do wzięcia następnego kredytu - opowiada 72-letnia pani Marianna. - Nie robili przeszkód, a raczej zachęcali, przekonywali, że dam radę to wszystko terminowo pospłacać. A teraz wiem, że ponad 100 tysięcy złotych nie dam rady spłacić. Po co jej było tyle pieniędzy? Pani Marianna przyznaje, że trochę pomogła dzieciom, meblując im mieszkanie. Trochę sama skorzystała. Dała się skusić. - Przecież ja w tym jednym banku miałam cztery niespłacone kredyty, a oni bez niczego udzielili mi jeszcze piątego, sama się dziwiłam, że tacy hojni - mówi. - Łącznie było tego kilkadziesiąt tysięcy.

Wtedy wpadła w pętlę. Poszła zaciągnąć kredyt w innym banku, żeby spłacić stare. - W tym następnym to nawet podpowiadali, że mogę podpisać się za męża, no więc tak robiłam - przyznaje pani Marianna. - W tym nowym banku zaciągnęłam kolejnych pięć kredytów. Nad czym miałam się niby zastanawiać? Wszystko o mnie wiedzieli: dochód, liczba kredytów. Niczego nie ukrywałam, nikogo nie oszukałam…

No, może oprócz męża. Pani Marianna utrzymuje, że nic nie wiedział. Nie zdziwił się, za co kupuje, skąd ma pieniądze? - A skąd mógł wiedzieć, chłop zupełnie nie wie, co ile kosztuje - twierdzi. - Teraz się awanturuje, ale jest za późno. Bo ja przez te długi zapadłam na depresję. I biorę leki, które przecież nie są tanie. Najgorsze są teraz te telefony, ciągle dzwonią, o różnych porach dniach i nocy, żeby zwrócić im te pieniądze. A niby z czego ja mam zwracać?
Zwariowana babcia - mówi o sobie 72-letnia elegantka, pani Zofia.

- Gdyby nie moja synowa, to dużo wcześniej banki puściłyby mnie z torbami - przyznaje. - Ona mnie pilnuje, ale z drugiej strony, to jestem już taka stara, że nikt mnie nie zamknie za te długi. Kiedy moja pętla zadłużeniowa wynosiła 45 tysięcy, powiedziałam synowej, że zamieszkam w jej mieszkaniu, a swoje sprzedam i spłacę kredyty. Tym bardziej, że wyjeżdżali za granicę.

Tak zrobiła, uregulowała dług. Ale dalej ją kusiło. - Znów zaczęłam brać kredyty, pod zastaw mieszkania synowej, w którym tylko byłam zameldowana - przyznaje pani Zofia. - I znowu mam dług: 40 tysięcy złotych… - Dlaczego banki udzielają jej pożyczek, kiedy teściowa przepuszcza pieniądze na spotkania towarzyskie? - denerwuje się synowa Zofii. - Jak jechała do siostry do Ciechocinka, wynajęła taksówkę. Koleżance na imieniny kupiła zmywarkę. Zaprosi przyjaciółki, siedzą, zgłodnieją, to zamawia dla wszystkich pizzę. A dług rośnie…
Skok na kasę emeryta

Większość zaciągających długi osób powyżej 65. roku życia to kobiety. Być może dlatego, że kobieta statystycznie dłużej żyje. Ściągnąć pieniądze z zadłużonego emeryta jest bardzo prosto - wystarczy wniosek do ZUS o zajęcie emerytury. Potem komornik bierze wszystko, co powyżej 353 zł. Starsi ludzie, przygnieceni długiem są bezsilni i żyją na granicy nędzy. Posłowie uważają, że trzeba im pomóc i podwyższyć kwotę wolną od egzekucji - do wysokości najniższej emerytury.

W Biurze Informacji Gospodarczej - utworzonej przez związek banków polskich - uważają, że wprowadzając wyższy próg dla emerytów można wylać dziecko z kąpielą. - Emeryt dla banków to dobry klient, bo spłaca rzetelnie i terminowo - mówi Przemysław Barbrich. - Ci, którzy z różnych przyczyn nie płacą, są w mniejszości. A podnosząc progi możliwości ściągania długów, tylko zniechęci się banki do udzielania im kredytów. W mniejszości są też ci dłużnicy, którzy pożyczają bezmyślnie lub żeby nigdy nie oddać.

Tyle, że w podeszłym wieku wystarczy byle zdarzenie losowe bądź choroba i wtedy nawet ci, którzy chcą oddać, nie mają z czego. Stają się za to żyłą złota dla firm windykacyjnych. Tak, jak pani Barbara z Opola, która miała 600 złotych renty i zmuszona życiem dała się złapać na koszmarną pożyczkę. Kredyt, jaki zaciągnęła w jednym ze SKOK-ów na węgiel i zimowe ubranie dla chorego syna wynosił 3 tys. zł. Brutto, gdyż na rękę wzięła 2,1 tysiąca - resztę pochłonęła prowizja, naliczone odsetki i koszty przekazu.

Według umowy, konsekwencją nawet jednorazowej zwłoki w spłacie kredytu miało być jego przeniesienie na rachunek przeterminowany, gdzie odsetki wynoszą 80 procent! Pani Barbara się spóźniła, w efekcie zamiast 3 tysięcy po siedmiu latach oddała 17 tys. zł. Z czego 10 tysięcy poszło na firmę windykacyjną, reszta na inne kredyty, które zaciągnęła, żeby móc spłacać rosnący w astronomicznym tempie dług.

Wszystko przez to, że za jej plecami zmieniono tryb windykacji. - Komornik nie ściągał należności głównej, czyli trzech tysięcy wziętych ze SKOKU, a jedynie odsetki - wyjaśnia mecenas Waldemar Leśniewski z Opola. - W ten sposób zadłużenie mogło tylko rosnąć o kolejne odsetki, w przypadku pani Barbary bez szans na spłatę.

Na szczęście, pani Barbarze pomogli życzliwi ludzie, znaleźli jej prawnika, żeby na początku powstrzymał tą obłędną egzekucję. Sprawa trafiła do sądu, w pierwszej instancji zapadł wyrok pomyślny dla pani Barbary.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska