Mosquito podzielił los innego dużego opolskiego klubu, Big Star w Brzegu zakończył działalność już jesienią ubiegłego roku. Do dziś jest zamknięty na cztery spusty.
Kryzysu, który wdziera się do dyskotek, boją się zwłaszcza właściciele mniejszych klubów.
- Jak rodzice tracą pracę, to i małolatom zaczyna brakować pieniędzy - mówi jeden z nich.
Na upadek słabszych i przejęcie ich stałych bywalców liczą natomiast duże dyskoteki, a te są przede wszystkim w Opolu.
W opolskich dyskotekach bawiono się do rana. Mimo że już w sobotę żegnaliśmy karnawał, wczoraj też byli chętni na „śledzika”. Dopisała młodzież szkolna i studenci. Jednak nie wszędzie zabawa przebiegała w szampańskiej atmosferze.
- Niestety, dla nas były to prawdziwe „ostatki”. Zamykamy lokal, bo przynajmniej na razie nie opłaca się go prowadzić - żali się Paweł Kołodziej, współwłaściciel dyskoteki Mosquito w podopolskich Chróścicach, w której wczoraj bawiło się ok. 200 osób. -Trzeba poczekać na lepsze czasy. Teraz, poza Opolem, coraz mniej ludzi chce się bawić w każdy weekend. Widać wyraźnie, że kryzys dopadł też naszą branżę...
Mosquito to druga, po brzeskim Big Starze (zakończył działalność jesienią ubiegłego roku), duża opolska dyskoteka, która nie jest już w stanie zarobić na imprezowiczach.
Oba kluby mogą pomieścić średnio od kilkuset do nawet tysiąca ludzi. Tymczasem ostatnio na dyskoteki przychodziło tam po kilkadziesiąt osób. Głównie nastolatków. I utrzymanie lokali stało się nieopłacalne.
W obu przypadkach nie pomogło sprowadzanie zagranicznych gwiazd na koncerty, a nawet organizowanie pokazów tańców erotycznych. Mosquito miało jednak tę przewagę, że było jednym z pierwszych rasowych klubów. Rezydował w sali widowiskowej remizy strażackiej. Ze światłami stroboskopowymi, z klatkami do tańczenia dla co odważniejszych nastolatek.
Przez blisko 20 lat swoją popularnością dyskoteka biła na głowę inne opolskie kluby, które nie dorównywały jej wielkością i liczbą gości.
- Jeśli na Opolszczyźnie pada taka dyskoteka jak ta w Chróścicach, to faktycznie musi być już źle. Pamiętam, jak jeździliśmy nawet spod Nysy, by zarwać jakieś fajne dziewczyny w Mosquito - wspomina Tomek Chęcmanowski, nysanin, dziś mieszkający w Londynie. - Była nawet grupa chłopaków z Brzegu, którzy kupili starą syrenę, żeby dojeżdżać na imprezy do Chróścic...
O kryzysie mówią też właściciele innych, mniejszych niż Mosquito dyskotek w regionie. Trudno ich jednak namówić na rozmowę o zyskach i stratach. Każdy boi się konkurencji.
- Zaraz będą mówić po ludziach, że lokal pada - tłumaczy jeden z właścicieli klubu w Brzegu. - Teraz coraz bardziej widać, że młodzież nie ma pieniędzy. Jeśli rodzice tracą pracę, to skąd małolaty mają brać kasę na imprezy. A zarabianie na czysto na przykład 2 tysięcy zł z jednej dyskoteki to nieopłacalne.
Nie wszyscy stali bywalcy Mosquito wraz z zamknięciem klubu zrezygnują z zabawy. Wielu przeniesie się od innych lokali.
- Gdzieś musimy się bawić - tłumaczy Grzesiek Gąsiorowski, licealista.
Właśnie na tym chcą skorzystać opolskie kluby. Tutaj na razie recesji nie widać.
- Staramy się cały czas proponować nową ofertę muzyczną i imprezową dla klubowiczów. Dlatego nie narzekamy na brak ludzi - podkreśla Jakub Krok, manager klubu U Papy Musioła.
Krystian Langner, właściciel Multipleksu A-4 w Pietnie, przyznaje otwarcie, że na upadku mniejszych dyskotek skorzystają te większe. - Ja się kryzysu nie obawiam - dodaje.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?