W żywności trafiającej na nasze stoły może znajdować się ponad tysiąc dodatków, które mają poprawiać m.in. smak czy kolor wyrobów. Użycie kilkunastu z nich jest na porządku dziennym. Na etykietach bardzo często oznaczane są one jako okryte złą sławą dodatki „E”.
- W przetwórstwie mięsnym stosuje się na przykład sól peklową, czyli azotyn sodu. Na etykiecie często oznaczana jest ona jako E 250 – mówi Bartłomiej Płaczek z Zagrody Opolskiej działającej przy ul. Północnej w Opolu.
Firmę na tle innych wyróżnia to, że do minimum ogranicza liczbę konserwantów, jakie trafiają do produkowanych przez nią wyrobów mięsnych.
– Sól peklowa nie jest zdrowa (choć użycie jej w żywności jest dopuszczalne), ale warto zastanowić się, jakie mogą być konsekwencje jej pominięcia. Konserwant ten zapobiega powstawaniu jadu kiełbasianego, który jest śmiertelną toksyną. Wyobraźmy sobie, że kupujemy wędliny w upalny dzień, zostawiamy w rozgrzanym aucie i idziemy na dalsze zakupy. W takich warunkach istniałoby spore ryzyko powstania jadu kiełbasianego, dlatego stosowanie soli peklowej jest bezpieczniejsze z punktu widzenia konsumenta.
Ci, którzy dbają o zdrowie, podejrzliwie patrzą również na regulatory kwasowości, często pojawiające się na etykietach. Substancje te hamują rozwój bakterii, ale też wpływają na smak.
Kiełbasa bez regulatora kwasowości po pewnym czasie leżenia w ladzie chłodniczej zaczęłaby kwaśnieć, dlatego producenci stosują go powszechnie – mówi Bartłomiej Płaczek z Zagrody Opolskiej. – Zależy nam, by nasz produkt był pozbawiony zbędnych dodatków, dlatego regulator kwasowości, który stosujemy to izoaskorbinian sodu (E316). W 90 proc. składa się on z popularnej witaminy C, którą łykamy na przykład by chronić się przed przeziębieniem.
Mięsa i wędliny powinny nie tylko smakować, ale również zachęcać swoim wyglądem. Dlatego producenci stosują sztuczki, by je podrasować.
– Niektórzy używają syntetycznych barwników, które mogą obciążać wątrobę czy nerki. Alternatywą są karotenoidy pozyskiwane z marchewki czy karmel, który stosujmy w swoich wyrobach – mówi kierownik Zagrody Opolskiej.
Zmorą klientów jest mięso naszprycowane wodą, które po wrzuceniu na patelnię kurczy się jak nakłuty balonik. – Nastrzykując mięso mieszanką wody z odpowiednimi dodatkami producent jest w stanie sprawić, że schab, który wyjściowo ważył, 1,2 kilograma, będzie sporo cięższy, ale co z tego, skoro połowa zniknie po wrzuceniu na patelnię – mówi Bartłomiej Płaczek. – Podobnie jest w przypadku wędlin. Klient daje się skusić niższą ceną, ale okazuje się, że szynka za 26 złotych tylko w połowie składa się z mięsa, bo resztę stanowią dodatki.
Paradoksalnie piękny wygląd wcale nie musi świadczyć o tym, że mamy do czynienia z lepszym produktem. – Przykładowo schab, który nie był nastrzykiwany, w ladzie zacznie wysychać i zmieniać kolor. Klient myśli, że ma do czynienia z mięsem nieświeżym i wybiera ten obok – różowiutki i lśniący, a do tego o połowę tańszy. Nie zdaje sobie przy tym sprawy, że wybrał właśnie mięso nastrzyknięte – mówi Bartłomiej Płaczek.
W Zagrodzie Opolskiej powstają wyroby tradycyjne, produkowane metodą rzemieślniczą pod okiem mistrzów wędliniarskich. Oprócz kiełbas i szynek wyróżnia ją produkcja długo dojrzewających wędliny, tak popularnych we Włoszech czy Hiszpanii.
– Przy ul. Północnej 10 działa nie tylko zakład przetwórstwa, ale również sklep i restauracja. Klient nie musi kupować w ciemno, bo może zjeść u nas obiad i faktycznie przekonać się, czy widzi różnicę – mówi kierownik Zagrody Opolskiej.
- Cała prawda o glutenie w pieczywie
- Czy warto zapłacić więcej za szynkę wędzoną dymem?
- To mit, że każdy ciemny chleb jest zdrowszy, a do tego fit
- Interaktywny doradca zakupowy zaplanuje obiad za ciebie
- Smaki jak z babcinego ogródka, to dziś rzadkość
- Żywność bez chemii to dzisiaj rarytas. Kupujcie lokalnie!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?