Latają po Europie za złotówkę

Archiwum prywatne Nikodema Jacuka
Grudniowy wypad do Oslo na kilka godzin. W rogu zdjęcia na dole motor całego wypadu: Nikodem Jacuk. Bilety tej osiemnastki kosztowały w sumie mniej niż pośpieszny do Wrocławia.
Grudniowy wypad do Oslo na kilka godzin. W rogu zdjęcia na dole motor całego wypadu: Nikodem Jacuk. Bilety tej osiemnastki kosztowały w sumie mniej niż pośpieszny do Wrocławia. Archiwum prywatne Nikodema Jacuka
To jest dziwne uczucie, gdy się słyszy "wrócę jutro" od kogoś, kto właśnie wsiada w pociąg do Wrocławia, aby stamtąd wystartować samolotem do Reykjaviku, zaliczając po drodze kilka ważnych europejskich miast. Bo "jutro" trudno dziś w Polsce wrócić ze Szczecina, nie mówiąc już o Suwałkach

W takich właśnie chwilach słynna teza Marshalla McLuhana, że świat to globalna wioska, nabiera wyraźnej ostrości. A przecież w czasach tego słynnego teoretyka informacji (lata 60.) nie było jeszcze taniego latania. Dziś studenci z Opola fruwają sobie po tej światowej wiosce za złotówkę. Tyle kosztuje pół godziny postoju samochodu w centrum miasta.

Oto rozkład jazdy grudniowego wypadu Nikodema Jacuka i jego ekipy "wniebowziętych" albo "easy travellerów" lub jak kto chce - "bacpackersów", czyli ludzi, którzy podróżują z bagażem na plecach. W tym przypadku grupa liczyła 18 osób skrzykniętych na Facebooku.

Godz. 10.13 - wyjazd pociągiem z Opola do Wrocławia. Wiadomo, że osobowym, bo student kieszeń ma płytką.
Godz. 14.10 - wylot do Oslo.
Godz. 15.50 - lądowanie.
Godz. 21.00 - wylot z Oslo.
Godz. 22.50 - lądowanie we Wrocławiu.

Przed północą - powrót nocnym pociągiem osobowym do Opola. W grudniu 2012 roku jeszcze chodził, potem w ramach rozwoju komunikacyjnego kraju skasowano go.

- Zdążyłem jeszcze rano na zajęcia - chwali się Nikodem Jacuk, student dziennikarstwa na Uniwersytecie Opolskim. - Za bilety w obie strony zapłaciłem złotówkę i pięćdziesiąt groszy.

Do Liverpoolu po poranną prasę

Nikodem jest specjalistą od wyszukiwania w sieci biletów za grosze. Potem wrzuca na "fejsa" stosowne hasło, zbiera ekipę i lecą. - Pierwsze, w co wchodzę rano na komputerze, to strona flyfree.pl - opowiada Nikodem. - Wchodzę na nią nawet przed wejściem na swoją pocztę. Mama i tata przestali się już nawet dziwić.

Z Bystrzycy Kłodzkiej, gdzie mieszkają rodzice Nikodema, trudniej im się dostać do stolicy województwa niż ich synowi do wszystkich stolic Skandynawii. Tyle że ich zwiedzanie jest specyficzne.

- Często nawet nie udaje nam się wyjść na miasto, bo po prostu nie ma czasu - mówi. - Lotniska są położone w dużej odległości od centrum, nie zdążylibyśmy na powrót i trzeba by już było płacić normalną cenę, czyli kilkaset złotych albo nawet powyżej tysiąca.

Co zatem robią na lotnisku przez te kilka godzin albo w skrajnych przypadkach kilkanaście minut?

- Zrobimy jakiś flash mob, czyli sztuczny tłum, jakiś happenig, nagrywamy to telefonem, wrzucamy na YouTube i do domu - tłumaczy Anna Tomczak, jeden z filarów ekipy Jacuka i też studentka dziennikarstwa na UO.

- Kiedyś polecieliśmy z rana do Liverpoolu, kupiliśmy świeże gazety na lotnisku i jeszcze tego samego dnia przywieźliśmy je na popołudniowe warsztaty prasowe. Wykładowca oniemiał - chwali się Anka.

Po co to robią? Odpowiedzi można się domyślić. Dla fanu. Dla bycia w ruchu. Dla przygody. Bo ich roznosi. Bo są ciekawi świata i ludzi. Bo chcą sobie udowodnić swoje organizacyjne zdolności. Bo bawią się paradoksem, że podróż samolotem na przykład na Krym może kosztować mniej niż pociąg osobowy na trasie Opole - Brzeg.

Gnani tą samą siłą niektórzy z mojego pokolenia jeździli autobusami na jednym bilecie od pętli do pętli, karmiąc swą potrzebę przygody PRL-owskim industrialem i nostalgią przedmieść. Dla nas wtedy Berlin Zachodni to był inny kontynent. Londyn - inną planetą. A Ameryka - inną galaktyką, z której się już nie wracało. O Australii szkoda nawet gadać. I też nie wysiadaliśmy z autobusu na pętlach. Złotówka za bilet do Londynu? Tyle kosztowała wtedy szklanka wody z sokiem z saturatora.

Ale dziś dziewczynom i chłopakom czasem udaje się czasem urwać z lotniska.
- Innym razem w Liverpoolu mieliśmy trzy godziny, więc się wpakowaliśmy do nocnej knajpy karaoke i wzbudzaliśmy tam sensację swoimi plecakami - wspomina Szymon Brózda, dziennikarz uniwersyteckiej TV Seta.

Do Oslo za 19 groszy

Oczywiście, ta złotówka za lot jest przysłowiowa, bo bilet potrafi kosztować nawet 8 złotych lub - o zgrozo! - kilkanaście. Ambicją opolskich "backpackersów" jest jednak nie wydać za lot w obie strony więcej niż 10 złotych.

Gdy na Facebooku pojawiły się udostępnienia strony Wizz Air, która ogłosiła koniec biletów za 4 zł, ktoś w komentarzach napisał: "Mały cios dla milionów, wielki dla Nikodema".

Ale Nikodem sobie radzi: wkrótce wyszperał w sieci swój rekord, z którego oczywiście skorzystał: lot na trasie Wilno - Oslo za 19 groszy polskich.

Jak się ma do tego Paryż za 11 złotych, który zaliczyli niedawno opolscy studenci? Jak rozrzutność!

- Ja dostaję codziennie po kilka takich propozycji od ludzi z naszej grupy - mówi Szymon Brózda. - Jak tylko plan zajęć mi pozwala, pakuję się i lecę. Nikodemowi się nie odmawia.
Loty w ramach jednego taniego biletu są najczęściej łączone, kombinowane. Szymon, Nikodem czy Anka latali już z Wrocławia do Warszawy przez Frankfurt albo Brukselę. Ale zdarzają się jeszcze bardziej złożone kombinacje: Wrocław - Gdańsk - Wilno - Helsinki - Katowice.

Właściwie można wrzucić do puli kilkadziesiąt europejskich miast, pomieszać i wyjmować. Bo na przykład do Bukaresztu opolscy studenci polecieli tak: Warszawa - Bruksela - Bukareszt; a z powrotem: Bukareszt - Eindhoven - Warszawa. To tak, jakby jechać do Kluczborka przez Głubczyce. Ten lot pamiętają też z innej przyczyny: kosztował aż... 24 złote. - Drogo - kręci głową Nikodem i nie ma w tym nic z kokieterii.

Na randkę samolotem

- Ja do swojej dziewczyny w Poznaniu nie jeżdżę już pociągiem - chwali się Jacuk. - Niedawno poleciałem do niej z Wrocławia przez Katowice i Dortmund. Za cztery złote. Trochę to trwało, ale nie dłużej niż pociągiem, nie mówiąc już o samochodzie.

Do akademika też wraca z Poznania samolotem. Ostatnio z przesiadką w stolicy Norwegii - za jakieś dwa złote z hakiem.

Dziewczyna Nikodema, Katarzyna Jarzynowska, studiuje w Poznaniu technologię żywienia. Oczywiście, zaraziła się tanim lataniem i dołączyła do opolskich "wniebowziętych".
- Przydaję się grupie, bo wiem, jakie konserwy zabrać, znam się na pasztetach - żartuje z samej siebie. - Mamy ambicję, aby nie wydawać na jedzenie ani euro. Więc na lotnisku rozkładamy majdan i robimy kanapki.

Inną ich ambicją jest, aby to skakanie, a raczej fruwanie po Europie, było przygodą, a nie zakupami.
- Dlatego starannie dobieramy uczestników lotów, aby nie być skazanym na zaku-powiczów fruwających do Niemiec czy Anglii na wyprzedaże. To ma być frajda dla samej frajdy - tłumaczą.
Korci ich, aby za przysłowiowego dolara polatać po Azji. Tam też są tanie linie i cudowne okazje. No i jak bajecznie brzmią nazwy miast!

- Z tym, że najpierw trzeba w tę Azję się wbić - mówią. - A to kosztuje minimum dwa tysiaki.
"Podróż jest jedyną rzeczą, za którą płacisz, a która czyni cię bogatszym" - taką maksymę wstawił sobie na swój profil na Facebooku Nikodem Jacuk i jest ona stale "olajkowywana". Ktoś tylko dopisał w komentarzach, że sentencja dotyczy jeszcze chyba książek.

W dniu, w którym Hanna Gronkiewicz-Waltz ogłosiła w stolicy drastyczną podwyżkę cen biletów na autobusy miejskie, Nikodem dał mi cynk: "Złapałem Japonię. Może polecę. W obie strony coś koło stówki".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska