Listy pełne nadziei

Jarosław Staśkiewicz
Jarosław Staśkiewicz
Miasto nie ma pieniędzy na remonty starych budynków, a brzeżan nie stać na kupno nowego mieszkania.

KOMU MIESZKANIE KOMUNALNE
Zgodnie z uchwałą rady miejskiej o zasadach gospodarowania zasobem mieszkaniowym gminy, mieszkanie komunalne może otrzymać rodzina, której średnie dochody na członka rodziny nie przekraczają najniższej emerytury (obecnie 530 zł brutto), a powierzchnia mieszkaniowa nie przekracza 5 m kwadratowych na osobę. W przypadku osób samotnych, kryterium zarobków wynosi 125 procent najniższej emerytury. Dodatkowym warunkiem jest zamieszkiwanie w Brzegu co najmniej od 3 lat.
Szansę na mieszkanie mają również wychowankowie domów dziecka, którzy pochodzą z Brzegu.

Zarząd miasta zatwierdził listy rodzin, które oczekują na przydział mieszkania komunalnego. Na sześciu listach znajduje się ponad 280 nazwisk. - W ubiegłym roku uzyskaliśmy tylko 34 mieszkania, które proponowaliśmy osobom z list - mówi Franciszek Dąbrowski, kierownik referatu gospodarki mieszkaniowej w urzędzie miasta. - To około 10 procent tego, co potrzeba - wylicza kierownik.
Wynikałoby z tego, że na mieszkanie komunalne trzeba byłoby czekać nawet 10 lat. Rodzina Kochanowskich z ul. Oławskiej znajduje się na liście dłużej - bo już jedenasty rok.
- A naprawdę na mieszkanie czekamy od 18 lat - podkreśla pani Wanda Kochanowska. Do obecnego lokalu dostała przydział, kiedy dawny PSS wykwaterował ją ze starego mieszkania. Miała już wówczas męża i czwórkę małych dzieci, ale trafiła do pokoju z kuchnią. Mimo że każde z tych pomieszczeń ma po kilkanaście metrów kwadratowych, to większość miejsca zajmują wersalki i tapczany. Do tego jest dzielony z sąsiadami przedpokój oraz ubikacja na półpiętrze klatki schodowej.

Dziś dzieci są już dorosłe, a nazwisko pani Wandy znajduje się na samej górze miejskiej listy podstawowej - przy numerze 1.
- Proponowali nam ostatnio inne mieszkanie, ale było jeszcze gorsze niż nasze - mówi lokatorka. - Bez pieców, ze zdewastowaną podłogą. A ja jestem już starsza i chciałabym wreszcie mieć jakieś wygody - dodaje Kochanowska.
- Przysługuje nam prawo trzykrotnej odmowy przyjęcia proponowanych przez urząd mieszkań, dlatego jeszcze czekamy - mówi pani Wanda.
- Największy problem mamy z dużymi rodzinami, liczącymi po cztery, pięć osób, bo rzadko zdarzają się mieszkania, które możemy im zaoferować - przyznaje kierownik Dąbrowski. - Natomiast kawalerowie czy osoby samotne czekają na lokal najwyżej 4-5 lat - dodaje.
Więcej szczęścia miała Ania, która od pół roku mieszka z mężem i dwójką dzieci w komunalnym mieszkaniu w centrum miasta.
- Czekaliśmy na nie niedługo, chyba około roku - mówi lokatorka. - Po prostu wcześniej odmówiły przyjęcia tego mieszkania dwie inne rodziny - wyjaśnia i dodaje, że nie dziwi się ich decyzji. - Mieszkanie strasznie śmierdziało, było zaniedbane i zdewastowane.
Do dziś nowi lokatorzy szybko pokonują cuchnącą klatkę schodową, by móc odetchnąć za progiem swojego mieszkania. Żeby jednak doprowadzić je do takiego stanu, potrzeba było kilku miesięcy pracy i niemałych pieniędzy.

- To była jedyna szansa, bo na kupno mieszkania nas nie stać - podkreśla Ania. - Wychodziliśmy sobie ten lokal, a pan kierownik przyznawał, że jestem jedyną osobą, która przychodząc do niego, uśmiecha się, a nie wydziera - dodaje szczęśliwa lokatorka.
Dodaje jednak, że sami z mężem znaleźli pustą kawalerkę, którą można było połączyć z sąsiednim lokalem i po remoncie powstało nieduże, ale dwupokojowe mieszkanie. - Wcześniej też znajdowałam puste lokale i chodziłam do urzędu sprawdzać, czy są one już komuś przydzielone. I myślę, że po prostu wychodziliśmy sobie to mieszkanie - uważa Ania.
- Wiele osób przychodzi i wykłóca się o mieszkania, które stoją puste - przyznaje kierownik Dąbrowski. - Ale zwykle okazuje się, że są one w budynkach przeznaczonych do wykwaterowania ze względu na zły stan techniczny. I nie możemy przyjmować tam nowych lokatorów - tłumaczy kierownik brzeskiej mieszkaniówki.
Te obiekty to prawdziwy problem brzeskiego mieszkalnictwa. Stare, liczące często ponad 100 lat budynki nadają się tylko do kapitalnego remontu, na który miasta nie stać. Nie stać go również na wyburzenie obiektów i np. dawny blok mieszkalny przy ul. Grobli po całkowitym wykwaterowaniu przed dwoma laty do dziś stoi pusty.
- Nasze zasoby mieszkaniowe kurczą się również dlatego, że cały czas trwa sprzedaż mieszkań ich najemcom. Coraz rzadziej zdarza się, aby po zmarłej starszej osobie mieszkanie przechodziło do naszej dyspozycji. Zwykle jest ono już wykupione i dziedziczą je dzieci albo wnuki - podkreśla Dąbrowski.

OBOWIĄZUJĄCE LISTY MIESZKANIOWE
W urzędzie miasta obowiązuje sześć list mieszkaniowych. Podstawowa liczy obecnie 59 nazwisk. Lista osób oczekujących na mieszkania do remontu obejmuje 55 rodzin, ale lista ta od dwóch lat jest już zamknięta, co oznacza, że nie są na nią przyjmowane nowe zgłoszenia.
Najliczniejsza lista, obejmująca 96 nazwisk, dotyczy osób, które mieszkają w lokalach przeznaczonych do wykwaterowania, najczęściej ze względu na stan techniczny budynku. Ponadto są jeszcze listy osób oczekujących na mieszkania do zamiany (22 pozycje), na mieszkania socjalne (23) oraz osoby skierowane przez jednostki podległe urzędowi miasta (28).

Równie niewiele wolnych mieszkań pochodzi z eksmisji. - Przyjęliśmy zasadę, że nikogo nie eksmitujemy na bruk i zawsze znajdujemy jakiś lokal zastępczy - mówi kierownik. Przypomina tylko jeden przypadek, kiedy urzędnicy zrobili dokładne rozeznanie i okazało się, że młody człowiek nie płacący czynszu mieszka u matki, a w zajmowanym lokalu urządza jedynie pijackie zabawy. Mając pewność, że mężczyzna ma gdzie mieszkać, urzędnicy wyegzekwowali sądowy wyrok eksmisji na bruk.
To jednak rzadkość, dlatego w tym roku listy oczekujących na mieszkanie z miasta ponownie liczyć będą około 300 osób. Wprawdzie dotąd zatwierdzone są 283 nazwiska, ale do końca stycznia można jeszcze składać reklamacje i odwołania.
- Szesnaście rodzin, które spełniały kryteria i znajdowały się na ubiegłorocznej liście, jeszcze nie złożyło wniosków, więc niewykluczone, że jeszcze się do nas zgłoszą - podkreślał kierownik Dąbrowski.
Odwołania, podobnie jak same listy, rozpatruje i układa Społeczna Komisja Mieszkaniowa. Działają w niej pracownicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, Miejskiego Zarządu Mienia Komunalnego, przedstawiciele ugrupowań politycznych.
- To niełatwa praca - mówi Walenty Kozieł, przewodniczący komisji. - Cóż z tego, że my jeździmy, sprawdzamy, rozmawiamy z ludźmi, skoro realizacja list jest z roku na rok mniejsza.
Zdaniem Kozieła, zarząd miasta poprzedniej kadencji zrobił olbrzymi błąd, sprzedając "czerwone koszary" - kompleks budynków w centrum Brzegu opuszczonych przez armię radziecką. - Te budynki rozwiązałyby problem mieszkań socjalnych w Brzegu - twierdzi Kozieł. - Jeszcze przed dwoma laty udało się nieco rozładować listy, kiedy miasto kupiło budynek dla powodzian przy ul. Kochanowskiego i wyremontowało blok przy Grunwaldzkiej. Ale teraz problem powraca.
Tym, którzy mają złe warunki mieszkaniowe, a nie mają szans na mieszkanie komunalne, pozostaje wolny rynek. Liczba ogłoszeń o sprzedaży mieszkań znacznie przewyższa chętnych do kupienia, choć wolne są nawet lokale w nowo wybudowanych blokach.
- Ale 70 procent budynków w mieście to stare budownictwo, które będzie coraz bardziej się sypało. I najwyższy czas, aby władze miasta coś z tym zrobiły - uważa przewodniczący komisji mieszkaniowej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska