Marek Piekarczyk: - Do reklam podpasek muzyki robić nie będę

fot. Archiwum artysty
fot. Archiwum artysty
Rozmowa z Markiem Piekarczykiem, wokalistą TSA.

- Niecałe dwa tygodnie temu pojawiła się twoja solowa płyta "Źródło". Wskrzesiłeś na niej Test, Krzysztofa Klenczona, Michała Burano, Klan… Podobno płyta wyznacza 50. urodziny rock'n'rolla?
- To akurat przypadek, że w tym roku ona przypada. "Źródło" to trzynaście nagranych przeszło 40 lat temu i na nowo zaaranżowanych piosenek. Nasza praca i poważne podejście do każdego dźwięku dały tym piosenkom nowe życie. Nie chciałem nagrywać piosenek napisanych współcześnie, bo przeważnie brzmią jak kiepskie kalki piosenek sprzed lat. Jeśli mam dostęp do źródła, to dlaczego miałbym czerpać z kałuży? Takie jest motto mojej płyty.

- Czy można powiedzieć, że "Źródło" jest hołdem dla tych, co tworzyli rock'n'rolla w Polsce?
- Nie do końca tak jest. Ta płyta nie jest też nostalgiczną podróżą w przeszłość i wzdychaniem za minionymi czasami. Szanuję tych artystów, ale nie chcę stawiać im pomników. Początkowo płyta miała być angielskojęzyczna, ale nie chcę śpiewać w innym języku niż polski, bo moje nagrania są przecież dla Polaków. Zacząłem więc grzebać w moim zbiorze płyt analogowych. Trafiłem też przypadkiem na tekst w jednej z publikacji, że bigbitowcy kolaborowali z komunistami. Był tam przedstawiony wywód, że władza wyraźnie powiedziała: bądźcie sobie sławni, rżnijcie panienki, zarabiajcie kasę, bawcie się, byle byście śpiewali o niczym, czyli bez buntu i tekstów o wolności. Wkurzyłem się i postanowiłem, że ta płyta będzie też dowodem na kłamliwość tej tezy. Swoistym manifestem… Wsłuchaj się w nią: tam każdy utwór ma swoje drugie dno.

- Manifest powiadasz. Ale nie mów, że nie chcesz na tej płycie zarobić?
- Pieniądze są zawsze wtórne. Gdybym miał tylko taki cel, to nagrałbym płytę o papieżu albo z jakąś straszną muzyką disco. Chciałbym, żeby ludzie tę płytę kupowali, bo jest warta tego. To kawał znakomitej i dobrze wykonanej muzyki. Oczywiście, że chcę na tej płycie zarobić, bo przecież żyję tylko z muzyki. To mój zawód.

- Twierdzisz, że można kochać to, co się robi i na tym zarabiać?
- Jasne. Ty jesteś dziennikarką i założę się, że kochasz swoją pracę i chyba możesz się z tego utrzymać, bo uparłaś się dzisiaj, że zapłacisz za moją kawę. Miłość do zawodu chroni mnie przed robieniem muzyki do reklam jogurtów i podpasek. Muzyka musi mieć w sobie emocje i piękno, coś drapieżnego, ekscytującego. No i poważny powód, żeby powstać. Rock'n'roll powstał z buntu. Z głosu człowieka, który widzi kłamstwo, pruderię, złe prawo i buntuje się przeciw temu. Dlatego zawsze będę rock'n'rollowcem.

- To może teraz brakuje dobrej muzyki, bo nie ma się przeciw czemu buntować?
- Proszę cię, przestań! Chcesz mi wmówić, że mamy idealne społeczeństwo? Wymienić ci powody do buntu? Głupota, zakłamanie, oportunizm, uzależnienia takie jak: hazard, alkohol, narkotyki, a także rasizm, złodziejstwo, nietolerancja, wojna... Poza tym jest mnóstwo znakomitej muzyki, ale nie słychać jej w radiu.

- Czy to z tego buntu bierzesz swoją energię? Masz przecież 58 lat, a wciąż pracujesz na trzy etaty: TSA, projekt "Źródło", twój zespół, poza tym sam sobie jesteś menedżerem i administratorem strony. No i masz 26-letnią żonę i 4-miesięcznego synka. Powinno was być co najmniej dwóch?
- Wystarczy jeden… Myślę, że energia mężczyzny bierze się z jaj, serca i z rozumu. No i czasem z brzucha.

- Ale ty jesteś wegetarianinem. To chyba niezbyt energetyczna dieta?
- To kolejny przesąd do obalenia, ale nie będę się tym tutaj zajmował. Powiem tylko, że ludzie zabrnęli w ślepą uliczkę, jeśli chodzi o jedzenie. Złym jedzeniem marnują to, co osiągnęli swoją ciężką pracą nad podnoszeniem jakości życia. A proste, naturalne smaki są najlepsze. Najpiękniejszy smak i zapach, jaki pamiętam, to prawdziwy, spieczony chleb, taki, który trzeba długo żuć. Do tego prawdziwa maślanka bez ulepszaczy i mleka w proszku. Teraz ludzie tego już nie znają. Mamy teraz cywilizację pożeractwa byle czego, co udaje, że jest wykwintne i bogate. Jakieś sosy "smakozgniłki", pseudozupy, te wszystkie "zdrowe" jogurty z żelatyną wieprzową, zabarwiane koszenilą, czyli czerwonymi mszycami z Ameryki Południowej. Obrzydlistwo…

- Wiesz co, dziwny jesteś jak na ikonę rock'n'rolla. Nie palisz, jesteś wegetarianinem. Nie wmówisz mi, że jak w latach 80. byliście z TSA na szczycie, to nie dawaliście czadu?
- Oczywiście, że byliśmy świrami na swój sposób, ale to było szaleństwo na scenie. Nie uchlewaliśmy się, nie ćpaliśmy, nie robiliśmy demolek w hotelu. To dlatego możemy jeszcze grać koncerty, które są coraz lepsze. A z tą "ikoną" przesadziłaś, jak to zwykle lubią robić dziennikarze.

- A co z hasłem: sex, drugs and rock'n'roll?
- To nigdy nie było moje hasło. Jak byłbym w Nowym Jorku, to powiedziałbym "bullshit!", ale jestem w Polsce, więc powiem: to kłamstwo, hasło wymyślono dla tłumów, po to, żeby kupowali płyty. Demolki robione przez Sex Pistols tylko powiększały im rzesze fanów i nakłady płyt. Tak to już dziwnie jest w tym całym "srołbiznesiku", że skandale napędzają sprzedaż i podwyższają honoraria artystów. Może dlatego, że ludzie lubią, jak ktoś jakby za nich robi to, na co nie stać ich samych i jest to w dodatku zakazane lub niemoralne?

- No tak, ale zaliczyłeś przecież dwie zapaści. To chyba nie byłeś tak całkiem grzeczny?
- Ale to była zupełnie inna sprawa. Rzucałem palenie. Po dwóch tygodniach stanęło mi serce i obudziłem się w szpitalu. Mam jakąś wadę serca i nikotyna podnosiła mi ciśnienie. Nagle jej zabrakło i pompka się zbuntowała. Jak lekarze zorientowali się, co mi jest, dostałem wzmacniające zastrzyki i pojechałem w trasę. Było ciężko, bo rano i wieczorami musiałem jeździć na pogotowie na najboleśniejszy zastrzyk świata - i to pomiędzy koncertami. Jak zastrzyki się skończyły, przytrafiła mi się druga zapaść. To było w hotelu w Poznaniu. Poszedłem spać i prosiłem kolegę, żeby mnie obudził w południe najpóźniej. Gdyby wtedy do mnie nie wszedł, pewnie bym umarł.

- Litza z Acid Drinkers po wyrwaniu się ze szponów śmierci założył Arkę Noego. Podobno ty też zaliczyłeś przemianę?
- Nie, to bzdura jakaś. Jestem i zawsze byłem takim dziwnym człowiekiem dbającym o niezależność. Przez to zawsze byłem odrzucony.

- Ty odrzucony? Nie wierzę.
- Poważnie. W szkole czułem się odrzucony, bo byłem najniższy w klasie. Wiesz, taki koleś, którym się dziewczyny nie interesowały, ale za to opowiadały o swoich tajemnicach. Koledzy chodzili na randki z nimi, a ja byłem ich powiernikiem. Tak samo zresztą było w liceum. Moi kumple już się golili, a ja dalej wyglądałem jak koleś z podstawówki. Wolniej dojrzewałem, co teraz okazuje się być dobrodziejstwem, bo teraz oni to w większości emeryci, a ja wciąż żyję pełnią życia…

- Czy to oznacza, że niczego nie żałujesz?
- Niczego… Nieobecność pewnych wydarzeń w przeszłości oznacza wyeliminowanie innych z przyszłości. A wtedy moglibyśmy nawet zniknąć.

- No, ale gdyby nie wasze, nazwijmy to "zdarzenia z przeszłości", TSA może nigdy by się nie rozpadło?
- Kurde, nawet zakochane małżeństwa się kłócą, a co dopiero pięciu facetów. Prawda jest taka, że były jakieś afery, a potem nikt już nie pamiętał, o co tak naprawdę poszło. Tak chyba było z nami. Jesteśmy starymi "pierdzielami", każdy ze swoimi dziwactwami i nawykami, a jednak dogadujemy się na scenie. Nie wiem, czy łączy nas przyjaźń, bo to jednak rzadkie zjawisko w tej branży, ale mamy własne hierarchie wartości, na szczycie których u każdego z nas jest wspólna muzyka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska