Mieszkańcy Nysy będą głosować za lub przeciw władzy. W niedzielę referendum

Klaudia Bochenek
Głosowanie rozstrzygnie losy burmistrz i rady miejskiej. By referendum było ważne, do urn musi pójść minimum 20 procent uprawnionych.

Liczby

Liczby

11202 osoby muszą wziąć udział w głosowaniu, aby referendum w sprawie odwołania rady miejskiej było ważne

9756 głosujących musi przyjść do urn, by zdecydować o tym, czy burmistrz Jolanta Barska ma zostać odwołana czy pozostać na stanowisku

2766 - tylu zaledwie mieszkańców poszło do urn poczas referendum 28 marca w sprawie prywatyzacji rynku

Mam obawy co do frekwencji, ale też nadzieję, że mieszkańcy obudzą się i liczniej niż ostatnio pójdą do urn - przyznaje Zbigniew Stachowiak z komitetu referendalnego, gdzie tuż po świętach rozpoczęto przygotowania do kolejnej kampanii. Tym razem inicjatorzy chcą być bardziej skuteczni i zastanawiają się jak dotrzeć do społeczeństwa z informacją.

Stachowiak twierdzi bowiem, że ostatnie referendum nie udało się głównie dlatego, że ludzie byli niedoinformowani. Przyznaje, że wynikiem ostatniego głosowania, gdzie do urn poszło niecałe 3 tys. mieszkańców jest mocno zawiedziony. - Tyle osób domagało się zorganizowania akcji. Przecież na wszystkich naszych listach podpisało się grubo ponad 10 tysięcy ludzi. I gdzie oni byli 28 marca - pyta rozżalony. - Pewnie części po prostu się nie chciało. A szkoda...

Ale żeby inicjatorzy nie mieli sobie nic do zarzucenia w kwestii niedoinformowania nysan o terminie głosowania, chcą możliwie często przypominać o niedzielnej dacie. - Niewykluczone, że wykorzystamy do tego telebim w centrum miasta, na którym będzie widniała informacja. Informacja, nie agitacja - podkreśla Stachowiak.

Aby nikt nie zarzucił komitetowi łamania ciszy wyborczej, ten zwrócił się nawet do Krajowego Biura Wyborczego w Opolu z zapytaniem, czy kampania informacyjna może prowadzona być również w niedzielę.
- Może pod warunkiem, że będzie to tylko informacja bez agitacji. Suche fakty. Taką decyzję podjęła Państwowa Komisja Wyborcza w Warszawie - informuje Joanna Maksymow z KBW w Opolu.
Maksymow przypomina, że aby niedzielne referendum było ważne, do urn musi pójść przynajmniej 20 procent uprawnionych. - 20 w przypadku głosowania w sprawie odwołania burmistrza i 23 procent w kwestii rady miejskiej - informuje pani Joanna.

Oznacza to, że do lokali, które będą czynne od godz. 6.00 rano do 20.00 musi pofatygować się przeszło 11 tysięcy nysan. Natomiast aby głosowanie było skuteczne w obydwu przypadkach, za odwołaniem musi opowiedzieć się ponad połowa (50 procent plus jeden głos) głosujących.

- Ja oczywiście nie wezmę w tym udziału, ponieważ całe referendum oparte jest na kłamstwach i nieprawdziwych zarzutach, ale nysanie sami zdecydują, co jest słuszne - mówi burmistrz Barska, której komitet referendalny zarzuca niegospodarność i złe rządzenie Nysą.

Stachowiak wychodzi z założenia, że nawet, jeśli niedzielne referendum się nie powiedzie, to korzyść z niego i tak będzie: - To żółta kartka dla włodarzy przed jesiennymi wyborami. Po tym na pewno trudniej będzie im ponownie wdrapać się na stołki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska