Miłość rozkwita w sieci

sxc.hu
sxc.hu
Rozmowa z dr Martą Porębiak, psychologiem, wykładowcą Uniwersytetu Warszawskiego.

- Jest pani autorką "kwestionariusza oczekiwań miłosnych", który na jednym z portali randkowych jest narzędziem do kojarzenia osób poszukujących miłości. Pytania dotyczą głównie seksu i gotowości do otwarcia się na drugiego człowieka. To jest najważniejsze? Co sprawia, że jedna osoba nas elektryzuje, a z inną po jednej randce wiemy, że nic z tego nie będzie?
- Niektórzy mówią, że to chemia nie zadziałała, ale koncepcji dotyczących doboru partnerów jest wiele i odwołują się one do różnych czynników. Ja do stworzenia tego kwestionariusza posłużyłam się teorią czynnikową miłości Roberta Sternberga. Opisał on miłość jako pewien proces pomiędzy dwojgiem osób, w którym pojawiają się trzy czynniki. Namiętność, intymność i zaangażowanie. Jeśli wszystkie występują w jednym czasie, to możemy mówić o kompletnej relacji miłosnej.

- Namiętność, mówiąc językiem młodzieży, oznacza, że ktoś nas kręci?
- Dokładnie. Odnosi się ona do pobudzenia erotycznego, emocjonalnego napięcia w kontakcie z partnerem. To czynnik, który pojawia się na początku. Wtedy mówimy o chemii. Helen Fischer, twórczyni koncepcji chemii miłości, pisze, że chemia, przekaźnictwo na poziomie niewerbalnym, to rodzaj występującego między dwojgiem napięcia.

- Bez namiętności, pożądania, nie ma miłości, romantycznego związku?
- Nie ma. Bez namiętności między dwojgiem może zrodzić się przyjaźń, ale nie związek romantyczny. Namiętność jest cechą charakterystyczną związków, które mają szansę na kontynuację, ale nie jest to gwarancja tego, że one się nie rozpadną.

- Jak należy rozumieć intymność?
- Drugi czynnik związany z miłością to zdolność do otworzenia się na siebie nawzajem pod względem emocjonalnym, zdolność do dzielenia się przeżyciami. Intymność jest czymś bardzo ekskluzywnym, to pierwszy krok do budowania bliskości w parze. Trzeci czynnik miłości to zaangażowanie, czyli decyzja o tym, że jesteśmy razem, że nie szukamy alternatywnych relacji, że uważamy, iż z tym człowiekiem możemy spędzić najbliższe lata czy nawet całe życie. W koncepcji Sternberga te czynniki nie pojawiają się w jednym czasie. Na początku, kiedy ludzie się poznają, jest chemia, czyli namiętność. Potem, gdy ta fasynacja rośnie i ciągnie ludzi ku sobie, to pojawia się intymność. Zwieńczeniem tego jest zaangażowanie. Kiedy te trzy elementy zbiegną się w czasie, to pojawia się decyzja o tym, by razem zamieszkać czy się pobrać.

- Odpowiadając na pytania kwestionariusza, ludzie deklarują więc swój potencjał zmysłowości i otwartości?
- I na tej podstawie można kojarzyć ludzi. Ludzie różnią się pod tym względem. Podobne osoby są w stanie wzajemnie odpowiedzieć na swoje potrzeby.

- To znaczy, że np. poziom intymności nie musi być duży, byle nie różnił się od poziomu intymności partnera?
- Tak. Są pary z niskim poziomem intymności, które bardzo udanie razem żyją. Jeśli oboje nie potrzebują czułości, dotknięcia, pocałunków, to nie ma problemów. Problem pojawia się wtedy, gdy to jest niezadowalające dla jednego z partnerów, kiedy jedna osoba na to czeka, a druga nie potrafi tego okazać, bo po prostu taka jest. Dopasowanie pod względem zmysłowości i otwartości to punkt wyjścia do budowania relacji. Podobieństwo pod tym względem powinno gwarantować w związku zadowolenie, a wtedy jest szansa na zaangażowanie. Jeśli tego nie ma, to szkoda czasu nawet na jednego maila.

- Portali randkowych jest coraz więcej i cieszą się coraz większą popularnością. Dlaczego?
- Duża część życia społecznego odbywa się za pomocą internetu. Ludzie tak nie tylko randkują, ale także utrzymują kontakty z rodziną, przyjaciółmi, nawet, jeśli ci przyjaciele są parę ulic dalej. Łatwiej jest napisać maila, porozmawiać przez komunikator niż zadzwonić lub spotkać się. Internet przejął rolę głównego nośnika informacyjnego.

- A co z poczuciem bezpieczeństwa?
- Internet daje bardzo duże poczucie bezpieczeństwa. Na randkę internetową nie trzeba się szykować, ubierać, iść do fryzjera. Wszystko odbywa się na naszych warunkach. Nie trzeba ustalać terminu spotkania, profile można oglądać niezobowiązująco, nie trzeba się spotykać. Zostaje przyjemność randkowania, a cały bagaż przygotowań i psychicznego obciążenia, wynikającego z obaw, co z tego wyjdzie, w przestrzeni internetowej znika.

- Jakie korzyści daje poszukiwanie partnera przez internet?
- Przede wszystkim internetowy rynek matrymonialny nie zna ograniczeń, także geograficznych. Dostępność potencjalnych kandydatów ogromna. Chodząc do klubów czy na dyskoteki, nie mamy takiego wyboru. Porównam to do sklepu. Można robić zakupy w osiedlowym sklepiku i zawsze znajdzie się tam podstawowe produkty. Ale kiedy się tym sklepikiem zmęczymy, znudzimy lub jesteśmy bardziej wybredni, to możemy wybrać się do hipermarketu. Korzystając z serwisów randkowych, możemy wybierać wśród tego, co jesteśmy w stanie zaakceptować, a wtedy szansa na spotkanie właściwej osoby jest znacznie większa, niż gdy wyczekujemy jakiegoś wymarzonego księcia z bajki, który może w ogóle nie istnieć.

- To łatwiejsze, niż nawiązanie znajomości "na ulicy"?
- Oczywiście. Kiedy dwoje ludzi poznaje się na ulicy, w kawiarni, to muszą zainwestować swój czas i energię w to, żeby się poznać, porozmawiać. Dla niektórych wyzwaniem jest to, że trzeba się ośmielić, by się odezwać czy odpowiedzieć na "zaczepkę" drugiej strony. W internecie można zapoznać się z podstawowymi cechami danej osoby bez konieczności angażowania się w bezpośredni kontakt. To ważne nie tylko dla nieśmiałych. Samotne osoby w wieku 30+ mają coraz mniej czasu na aktywne poszukiwanie partnera. Uciekają wtedy w pracę albo obowiązki domowe. Im dłuższy jest czas nierandkowania, tym trudniej potem odpowiedzieć na czyjeś zaproszenie, nawet jeśli ma się na to ochotę. W przypadku internetu jest o wiele łatwiej, bo nie trzeba się tak mocno angażować w poszukiwania. Wystarczy skorzystać z komputera, obejrzeć kilka rekomendowanych profili, sprawdzić, co kto o sobie napisał.

- Ale ta osoba może koloryzować, zmyślać, zataić swój stan cywilny. W końcu to jest zupełnie obcy człowiek.
- Tak samo, jak w realu. Na początku każdy jest obcy i może powiedzieć, co chce. Jeśli chodzi o niebezpieczeństwo takiego przekłamania czy niejasnych sytuacji, internet nie różni się od kontaktów face to face, zawieranych w inny sposób niż przez znajomych, którzy zawsze mogą nam coś o delikwencie powiedzieć. Daje nam natomiast wstępną wiedzę na temat danej osoby. I przeprowadza wstępną selekcję kandydatów. Coraz więcej serwisów proponuje selekcję pod kątem dopasowania psychologicznego.

- Jakie jest ryzyko korzystania z serwisów randkowych?
- Niektóre osoby mogą się poczuć, jak na wielkiej promocji w hipermarkecie. Opcji jest tak wiele, że dokonanie wyboru może być bardzo trudne. Niektórzy, żeby nic nie stracić, nawiązują relacje z kilkoma osobami, by zobaczyć, jak to się potoczy. Ryzyko jest takie, że można się uzależnić od samej chęci poszukiwania, ekscytacji, spotkań z coraz to nowymi osobami. Ale ma to też dobre strony, bo umawiając się z wieloma osobami, człowiek sprawdza, jak się czuje z drugą osobą w realnych sytuacjach - w kinie, w klubie, na spacerze. Im więcej spotkań, tym większe prawdopodobieństwo, że w końcu trafi się na tę właściwą osobę.

- A jeśli my marzymy o białym ślubie i miłości aż po grób, a ktoś liczy tylko na gorący erotyczny romans?
- Kwestionariusz oczekiwań miłosnych pozwala to niebezpieczeństwo właśnie wyeliminować. Po prostu nie skojarzy takich osób.

- Internet pomaga ludziom się poznać, skojarzyć. Prawdziwa miłość rodzi się jednak w realu?
- Niekoniecznie, zaiskrzyć może już wcześniej, na łączach. Jeśli znajomość internetowa trwa długo, to często sprzyja rodzeniu się zaangażowania. Zwłaszcza u kobiet.

- Łapią się na piękne słówka?
- Tak bym tego nie nazwała. To, czego oczekują kobiety, to najczęściej bliskość, otwartość. Potem życie to weryfikuje, gdy dochodzi do pierwszego spotkania. Jeżeli się okaże, że nie ma nieścisłości w obrazie tej osoby, jej zachowania, stanu cywilnego, to na dobrą sprawę taki związek może już być związkiem kompletnym z trzema elementami miłości. Obecnie to staje się sytuacją naturalną. Człowiek spędza tyle czasu przy komputerze, że towarzysko nie byłby w stanie tyle go poświęcić.

- Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska