Młodych psują pedolodzy

Krzysztof Zyzik <a href="mailto:[email protected]">[email protected]</a> 077 44 32 579
O polskiej szkole i sposobach jej naprawy rozmawiamy z prof. dr. hab. Bogusławem Wolniewiczem, filozofem i badaczem religii.

- Co się dzieje z polską szkołą?
- Jest w stanie rozpadu, do którego doprowadzili pedolodzy.

- Przepraszam, kto?
- Pedolodzy, czyli rzekomi dziecioznawcy. Są nimi urzędnicy oświatowi, profesorowie pedagogiki i profesorowie psychologii, którzy nadawali w ostatnich kilkunastu latach ton polskiej oświacie.

- Czym się charakteryzuje pedolog?
- Pajdocentryzmem. Czyli stawianiem dziecka w centrum wychowania. Według nich, to nie dziecko ma być wychowywane do życia w dorosłym społeczeństwie, tylko szkoła ma się dostosowywać do potrzeb dziecka. Z tym, że jakie są to ściśle potrzeby, to ustalają właśnie pedolodzy.

- Na przykład?
- Oni uważają, że dziecko wymaga w szkole partnerskiego stosunku, a nie autorytetu. Co jest, moim zdaniem, całkowicie błędne.

- Nie sądzi pan, że to problem szerszy? We współczesnej kulturze zachodniej dorośli są zaprogramowani na usługiwanie dzieciom. Doszło do tego, że dzieci stały się głównymi konsumentami, odbiorcami reklam, a dorośli skaczą wokół nich i spełniają kolejne zachcianki wykreowane przez popkulturę.
- A wie pan, z czego to wynika? Z utraty przez dorosłych wiary w cokolwiek. Dlatego też rodzice coraz rzadziej przekazują dzieciom jasny system wartości. Wolą zepchnąć to na dzieci, które, gdy dorosną, same sobie wybiorą własny. To jest przejaw kulturowego nihilizmu. Wewnętrznej pustki dorosłych. A handel oczywiście to wykorzystuje. Doszło do tego, że rodzice utracili kierownictwo nad swoimi dziećmi na rzecz telewizji, internetu.

- Skąd to zagubienie rodziców?
- To dłuższy proces kulturowy. Mam wrażenie, jakby na cywilizację Zachodu padł wirus duchowy, który niszczy jej siły odpornościowe. Dostrzegamy już ten problem, ale nie jesteśmy się jeszcze w stanie bronić, więc działamy samobójczo. Dlatego kibicuję obecnemu rządowi, który jako pierwszy po 1989 roku chce naprawdę zmienić polską szkołę.

- Reform oświaty po 1989 roku było już bodaj kilkanaście...
- Słowo reforma oświaty staje mi ością w gardle, bo kojarzy się z pedologami. Żadnej kolejnej fasadowej reformy! Należy kompletnie przewartościować dotychczasowe myślenie o szkole. W myśl tego, czego domagał się już Janusz Korczak, o wiele większy autorytet niż który kolwiek z dzisiejszych pedologów. Korczak postulował oddzielenie młodzieży występnej od normalnej. Fizyczne oddzielenie. To jest pierwszy słuszny krok.

- Psycholodzy przestrzegają, że stworzymy przestępcze getta, z których młodzież wyjdzie jeszcze gorsza.
- No i niech wyjdzie. Guzik mnie to obchodzi! Dlaczego ja mam się przejmować zbirami, a nie grzecznymi dziećmi, które chcą się uczyć, są ambitne, a nie pozwalają im na to młodzieżowe bandy siedzące w szkołach. Na tym właśnie polega to pożądane przewartościowanie naszego myślenia. My się ciągle pochylamy nad młodymi bandytami, debatujemy nad ich trudnym losem, pedolodzy chcą ich bombardować miłością. Ja uważam, że zgodnie z tym, co mówi Pismo Święte, są na świecie ludzie z natury źli i nie wszystkich da się przystosować do normalnego życia. Dlatego priorytetem powinna być dla nas ochrona ludzi dobrych. W tym przypadku - dobrych uczniów.

- Dzieci nie rodzą się bandytami. Nie każdy miał szczęście wychować się w szczęśliwej i kochającej się rodzinie, mieć mądrych rodziców. Czy pan chce skazywać na parszywą egzystencję dzieci tylko dlatego, że miały pecha się źle urodzić?
- Nikt ich nie chce od razu skazywać. Zwróciłem tylko uwagę na przewartościowanie - priorytetem powinny być dla nas dobre i ambitne dzieci. Oczywiście, uczniów źle wychowanych można - z wielkim trudem i bynajmniej nie łagodnością - wyprowadzić na prostą drogę. I zapewniam pana, że to nastąpi w szkołach samoczynnie, jeśli same dzieci i ich rodzice zauważą, że powiał tam inny wiatr, że zapanował tam duch dyscypliny. Jestem przekonany, że większość dzieci automatycznie się do tego przystosuje. A ta młodzież z defektem moralnym, która będzie dalej stawiać opór, wyleci ze szkoły.

- Wspominał pan o przypadku gimnazjalisty, który na każde pytanie nauczycielki odpowiadał przy całej klasie: "odpierdol się". Nauczycielka miała łzy bezsilności w oczach. Ignorowała chamstwo ucznia, bo wiedziała, że rodzice dziecka nie widzą w jego zachowaniu problemu. Co się powinno stać w szkole modelowej w takim przypadku?
- Natychmiast po takim zajściu powinna być zawezwana matka czy ojciec tego dziecka. Musieliby dostać sygnał, że jak podobny wypadek się powtórzy, to rada pedagogiczna usunie dziecko ze szkoły.

- I co dalej?
- To już nie jest problem szkoły. Niech się potem kuratorium i pedolodzy martwią, czy ten łobuz pójdzie do specjalnego ośrodka czy będzie w domu przed telewizorem. Najważniejsze, aby spokojne dzieci uwolnić od balastu chamstwa i przemocy.
- Minister Roman Giertych jest tu bardziej liberalny. On chce, by w pierwszej kolejności taki uczeń dostał karę. Sprzątanie korytarza, a nawet mycie kibli - jak w wojsku...
- Ja byłbym temu przeciwny, bo z tego powstałoby niepotrzebne widowisko. Poza upokorzeniem tego młodego zbira niewiele byśmy osiągnęli. Uważam, że sytuacja jest poważna i nie ma co cyrkować. Szkoła to nie wojsko. Należy ostrzegać ucznia i rodziców, a w razie recydywy - wyrzucać.

- A podział szkół na żeńskie i męskie?
- Nie, nie. To jest zbyt sprzeczne z duchem czasu. Ta młodzież nieustannie poza szkołą styka się ze sobą. Zbliżenie dystansu między płciami jest cechą naszej cywilizacji. Wobec tego próba nawrotu do separacji płci, odejście od koedukacji, wydaje mi się operacją bardzo ryzykowną. Prawdopodobnie takie rozwiązanie przyniosłoby więcej szkody niż pożytku. Bo naprawa polskiej szkoły nie może być postrzegana jako wstecznictwo, zacofanie. W ten sposób minister tylko może stracić poparcie społeczeństwa dla słusznej idei.

- A mundurki?
- Tu znów byłbym mniej rygorystyczny niż minister. Mundurki wydają mi się jednak staroświeckie. Co nie znaczy, że dziewczynki powinny chodzić do szkoły z gołymi brzuchami i kolczykami w pępkach. Takich rzeczy bym absolutnie zakazał. Dotyczy to uczniów, ale także np. młodych nauczycielek. Okres dojrzewania płciowego to czas niesłychanie wybuchowy emocjonalnie. Chodzi o to, aby zmniejszyć elementy prowokacji. Wszyscy powinni przychodzić do szkoły w skromnych i schludnych strojach. Należy też skończyć z tym obcałowywaniem się na korytarzach, frywolnym zachowaniem.

- Kilka miesięcy temu dyrektor gdańskiego liceum wyrzucił ze szkoły dziewczynę, bo wystąpiła rozebrana w "Playboyu". Podniosły się głosy, że to był zamach na wolność uczennicy, która skończyła 18 lat i mogła swobodnie dysponować swoją cielesnością.
- Klasyczny przykład zidiocenia pedologów. Pamiętam tę ich histeryczną reakcję, że oto szkoła ograniczyła podmiotowość tej dziewczyny. Że nie dostrzeżono w niej istoty ludzkiej, która ma własny rozum. Tymczasem jest nie do pomyślenia, żeby uczennica szkoły występowała w pornograficznej prasie. Dyrektor postąpił całkowicie słusznie.

- Co jeszcze trzeba zmienić w polskiej szkole?
- Należy odsunąć pedologów od wpływu na szkołę i powierzyć pełnię władzy nauczycielom i dyrektorom szkół. Już oni będą najlepiej wiedzieli, jak zapewnić dzieciom bezpieczeństwo.

- A skąd u pana taka wiara w nauczycieli? Przecież to oni pozwalają od lat uczniom rządzić na szkolnych korytarzach. Żaden profesor od psychologii nie nakazywał im, by dawali sobie wsadzać kosze od śmieci na głowy. Dlaczego nauczyciele mieliby się nagle stać autorytetami, skoro od lat wielu z nich nie radzi sobie z młodzieżą?
- Moja wiara w nauczycieli bierze się z prostego powodu. To są ludzie, którzy na co dzień stykają się z żywą rzeczywistością szkoły i oni wiedzą, co tam się dzieje. A przecież cała masa pedologów nigdy w szkole nie uczyła. Oczywiście wśród 700 tysięcy polskich nauczycieli jest masa osób przypadkowych i nienadających się do zawodu. Ale większości warto zaufać.

- A skąd u pana taka obsesja na punkcie ekspertów od psychologii, pedagogiki, tzw. trudnej młodzieży. Przecież ktoś tym ludziom dał dyplomy, profesorskie tytuły.
- Inni pedolodzy im dali.

- A może to pan jest samozwańczym dziecioznawcą, może pan chce leczyć cholerę dżumą?
- Proszę pana, wszyscy jesteśmy świadkami bankructwa liberalnego modelu wychowania młodzieży. To się dzieje mniej więcej od 20 lat, ale nie chciano tego przyjmować do świadomości. Dopiero ostatnie tragiczne wydarzenia w szkołach, nie tylko w Gdańsku, uświadomiły wychowawcom, że tak dalej być nie może.

- W Polsce są wzorcowe szkoły, ale w większości prywatne. To tam swoje dzieci posyłają minister i jeden z wiceministrów edukacji. Pan wierzy, że szkoły publiczne mogą być równie bezpieczne i wolne od chamstwa?
- Oczywiście. Trzeba tylko przywrócić w nich zdrowy konserwatyzm. Pedolodzy zniszczyli szkoły publiczne nie tylko w Polsce. To szaleństwo przyszło z Ameryki, pierwsza fala już po I wojnie światowej. Za oceanem była kolebka pedologii. Doprowadziło to do sytuacji, że najlepsze amerykańskie szkoły są przede wszystkim katolickie. Niekoniecznie uczą w nich duchowni, ale katoliccy działacze nimi zarządzają i nadają pewien ogólny ton. To w tych szkołach jest porządek, dyscyplina, a uczniowie, pracując w takiej atmosferze, osiągają dobre wyniki. Bush junior zaczął swoją kadencję od obietnicy przywrócenia ładu w amerykańskich szkołach powszechnych. Ale potem przyszedł atak na Nowy Jork, wojna w Iraku i sprawy oświaty zeszły na dalszy plan. Nie jestem pewien, czy nasz rząd zdąży zmienić polskie szkoły, zanim upadnie. Ale wiem, że akurat w tej misji trzeba mu kibicować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska