Młodzi biznesmeni: - W Opolu też można robić interesy

fot. Sławomir Mielnik
Od lewej Tomasz Brandys i Piotr Wanke to połowa agencji reklamowej Emblemat.
Od lewej Tomasz Brandys i Piotr Wanke to połowa agencji reklamowej Emblemat. fot. Sławomir Mielnik
- Pieniądze nie są najważniejsze. Człowiek po pewnym czasie dochodzi do wniosku, że to nie stan konta, a ludzie, relacje w firmie są najważniejsze - mówi Piotr Wanke, 24-letni student Uniwersytetu Opolskiego i współzałożyciel agencji reklamowej Emblemat.

Chodzi o to, że budujesz swoje imperium, nie czyjeś. To nakręca jak narkotyk - twierdzi Radosław Soperczak (22 lata), współwłaściciel firmy produkującej flagi reklamowe.

- To mit, że nie masz szefa. Twoim szefem jest twój klient. Jak nie będzie z ciebie zadowolony, to klops. Bo na rynku najważniejsza jest marka. Na nią pracuje się latami - dodaje. Radek, chociaż firmę prowadzi niedługo, już realizuje zlecenia od tuzów polskiego rynku.

- Moimi klientami są m.in. Radio Eska, Honda Racing, Allianz czy Hyundai - wylicza Radek. Branżę opanował, jak to określa, "z premedytacją". - Najpierw bardzo długo się przygotowywaliśmy. Sami opracowaliśmy technologię, dzięki której nasze flagi są do 200 procent tańsze niż innych producentów - mówi. Jego recepta na sukces jest następująca: O biznesie się nie nie rozmawia, biznes się robi.

Najpierw zarzuć sieci

Sławomir Filip jest dopiero na początku swojej kariery. Wraz z kolegą prowadzi firmę coachingową.

- Organizujemy szkolenia z zakresu obsługi klienta czy przeciwpożarowe - mówi Sławek, który swój biznes otworzył pod parasolem inkubatora przedsiębiorczości.
- Na razie się rozkręcamy. I muszę pracować dodatkowo, bo sama firma jeszcze nie generuje zysków, z których można by się utrzymać, ale wszystko przede mną - dodaje.

Sławek przyznaje, że chociaż daleko mu jeszcze do biznesu przez wielkie "B", to do biura po normalnej pracy leci jak na skrzydłach.

- Teraz jesteśmy na etapie zarzucania sieci. Klienci wcześniej czy później do nas trafią. Docenią naszą elastyczność i cenę - dodaje.

Najdłużej na rynku utrzymuje się "Emblemat" - agencja reklamowa. - Firma ma już dwa lata. Bierzemy wszystko, co związane jest z reklamą. Wymyślamy loga, wykonujemy strony czy organizujemy eventy - mówi Piotr, współwłaścicel. Twierdzi, że ich atutem jest wiek szefostwa.

- Dzięki temu tryskamy pomysłami. Klienci widzą naszą kreatywność. Pamiętacie jeepa, żywą reklamę Hyundaia na rynku? To nasza sprawka - chwali sie Piotr.

Cała trójka zna się ze Studenckiego Forum Business Centre Club. To jedna z prężniej działających organizacji studenckich. Z 25 członków na swoim jest już jedna trzecia.

Młode rekiny opolskiego biznesu śmieją się z kryzysu. Na początku w ogóle tego tematu nie chcą poruszać, samego słowa "kryzys" nienawidzą.

- Prawda jest taka, że znamy go tylko z mediów. Jak ludzie nie chcą kupować, to zyskują takie firmy jak nasze. Handlowcy inwestują w reklamę, żeby konsumentów zachęcić do wydawania pieniędzy. Im mniej wydają, tym bardziej są zachęcani i tym bardziej się to wszystko napędza - twierdzą młodzi przedsiębiorcy. Piotrek, Radek i Sławek mają także inną teorię dotyczącą światowego krachu.

Kryzys to nic innego jak wyimaginowana sytuacja, u podstaw której leżą ludzkie zachowania - wierzy Piotr. - Ktoś kiedyś powiedział: Nie kupujcie! I ludzie mu uwierzyli. W ten sposób stopujemy gospodarkę, produkcja staje i zaczynają się zwolnienia. To taka spirala - dodaje. Biznesmeni żartują, że teraz przydałoby się, żeby ktoś w Ameryce powiedział "kupujcie".

- W ekonomii jest jak w Biblii: siedem lat tłustych i siedem lat chudych - mówi Radek. Co ciekawe, żaden z młodych rekinów biznesu nie studiuje ekonomii. Większość z nich uczy się administracji.

W Opolu można robić biznes

Oprócz smykałki do interesów Piotrka, Radka i Sławka łączy lokalny patriotyzm. Wszyscy zgodnie deklarują, że w opolskim chcą pozostać, i to nie dlatego, że już kupili działki na swoje podmiejskie posiadłości.

- Rynek w Opolu jest mały, to fakt, ale za to przyjazny. Tu chcemy zostać. Co nie oznacza, że zamykamy się na rynki krajowe i zagraniczne - mówi Sławek.

- Bywa, że klienci mają wątpliwości związane z naszym młodym wiekiem, ale część z nich da się obejść - mówi Radek. - Jak? Kontaktujemy się poprzez internet. Część moich kontrahentów pewnie nawet nie wie, że mógłbym być ich wnukiem. Czasem co prawda bez telefonicznej rozmowy się nie obejdzie, ale wtedy wystarczy zmienić głos i sprawa załatwiona. Najważniejszy jest profesjonalizm w działaniu - dodaje.

W świecie biznesu funkcjonuje jeszcze jedna zasada: jak cię widzą, tak cię piszą.
- To nie oznacza, że cały czas musimy chodzić w uniformach, ale kontakty z często wpływowymi ludźmi zmuszają nas do tego, żebyśmy byli wyczuleni w kwesti wyglądu - mówi Sławek. Tu każdy szczegół się liczy... nawet wizytówka. - Ten mały skrawek papieru sporo mówi o jego właścicielu. Dlatego warto zainwestować w porządny design - mówi Sławek.

Chcieć, nie musieć

Prowadzenie własnej firmy wymaga wielu poświęceń, co nie oznacza, że nie mają czasu wolnego.

- Zrzucamy wtedy koszule i wskakujemy w dresy. I ruszamy w miasto. Studenckie piwko za 3,5 smakuje najlepiej - mówi Piotr. - Czy już się wyszumieliśmy? Nie, cały czas szumimy.

Grunt, żeby bawić się odpowiedzialnie i odpowiednio zarządzać swoim czasem.
- Wiesz o tym, że rano czeka cię praca, ale różnica polega na tym, że my nie musimy, a chcemy wstać, bo to nasza pasja, miłość, a bywa, że i drugi dom - mówi Radek. - Ale poważnie. Już nawet ukuliśmy takie nasze powiedzonko: "próżnia czasu" - tak mówimy na biuro. Wchodzisz i zanim się obejrzysz, mija niepostrzeżenie kilka godzin - dodaje.

- Ja kocham piłkę nożną. Zresztą myślę, że to sport w dużej mierze ukształtował to, kim teraz jestem - mówi Radek. - Upór, współdziałanie, tego nauczyłem się na boisku - mówi Radek. Teraz co prawda nie ma na "nogę" tyle czasu, ile by chciał, ale... za dwadzieścia lat to się zmieni.

- Ba! Nawet za dziesięć. Jak się wtedy widzę? Z całkiem niezłą terenówką, małym bąblem na kolanach i psem biegającym po podwórku - mówi Piotr.

Nikogo nie zmusisz do spełnienia marzeń

Podkreślają, że nie są snobami, po prostu wiedzą, czego chcą, i dążą do celu.
- Wielu studentów przesypia studia. Balują pięć lat, tyle że sen, w którym dotychczas żyli, okazuje się nagle koszmarem po magisterce. Nie wiedzą, co zrobić ze swoim życiem. My o tym pomyśleliśmy już w trakcie studiów. Jesteśmy jakieś dwa lata do przodu. Żyjemy szybko i chyba nigdy już się nie zatrzymamy.

- Zwykle jak pytam znajomych studentów, co będą robili w przyszłości, słyszę: "Założę coś swojego" - mówi Piotr. - Wtedy dopytuję: co? I znów słowo wytrych: "A nie wiem. Coś swojego". Jak słyszę coś takiego, to już wolałbym, żeby ktoś mi powiedział, że chce być stolarzem. Najważniejsza jest pasja i profesjonalizm w tym, co się robi - dodaje.

Bywają i tacy studenci, którzy mają kapitalne pomysły na biznes. - Tylko brakuje im odwagi, żeby je zrealizować. Zawsze proponuję pomoc. Zapraszam do siebie, mówię, że podpowiem, jak załatwić sprawę w ratuszu, gdzie pójść w urzędzie statystycznym czy jak się uporać z ZUS-em. Niestety, bywa że tchórzą - opowiada Piotr. - Nikogo nie można zmusić, żeby spełnił swoje marzenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska