Moje Kresy. Chodorowianie

Archiwum autora
Chodorowska rodzina Kałużyńskich, która po wojnie osiadła w Opolu. Siedzą od lewej: senior rodu - Adam, jego żona Ewelina, córka Janina i jej mąż Józef Bojko. Stoją: wnuk Eweliny Tonio Zalewski oraz synowie Kałużyńskich - Mieczysław, Stanisław i Feliks (ze zbiorów Edwarda Kałużyńskiego z Opola).
Chodorowska rodzina Kałużyńskich, która po wojnie osiadła w Opolu. Siedzą od lewej: senior rodu - Adam, jego żona Ewelina, córka Janina i jej mąż Józef Bojko. Stoją: wnuk Eweliny Tonio Zalewski oraz synowie Kałużyńskich - Mieczysław, Stanisław i Feliks (ze zbiorów Edwarda Kałużyńskiego z Opola). Archiwum autora
Jak większość miejscowości kresowych, Chodorów był miastem rodzinnym wielu wybitnych Polaków. Do pierwszoplanowych postaci związanych swoją młodością z Chodorowem zaliczany jest genialny polski rysownik i malarz Artur Grottger.

Ten znakomity kreator i wizjoner, który w cyklach malarskich "Polonia", "Wojna" i "Lituania" swoim talentem narzucił Polakom wizję powstania styczniowego, urodził się w 1837 r. w oddalonej od Chodorowa o 4 km wsi Ottyniowice.

Tam spędził swe lata chłopięce i tam po raz pierwszy ujawnił swój talent. Wybitny historyk Karol Szajnocha dostrzegł wyjątkowość tego chłopca, gdy miał on 15 lat, i w "Dzienniku Literackim" w 1852 r. napisał: Bez żadnego prawie na wsi przysposobienia naukowego, robi ołówkiem i akwarelą nader trafne rysunki osób, koni, scen wiejskich, ruchów wojennych, wzbudzając podziw znawców i coraz liczniejszych tak szczęśliwego talentu wielbicieli.

Taka opinia, która wyszła spod pióra powszechnie wówczas znanego historyka i autorytetu, otworzyła drogę chłopcu spod Chodorowa do Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie i Wiedniu, a później wyniosła go do panteonu wielkich Polaków.

W Chodorowie, po jego przedwczesnej śmierci, bo zmarł na gruźlicę mając zaledwie 30 lat, zapanował wręcz kult Artura Grottgera. Jego imię nosił park miejski, towarzystwo oświatowe i renomowane prywatne gimnazjum.

Społeczeństwo Chodorowa w rocznice urodzin i śmierci malarza organizowało wieczornice i rajdy z Chodorowa do Ottyniowic, które kończyły się uroczystymi capstrzykami i spektaklami teatralnymi.

W 1937 r., w stulecie urodzin Grottgera, w ścianę pałacu Woronieckich, ówczesnych właścicieli Ottyniowic, wmurowano zdobną, upamiętniającą go tablicę i podjęto inicjatywę budowy jego pomnika w Chodorowie, którego nie zdążono odsłonić, bo plany te przekreślił wybuch wojny, a później utrata przez Polskę Chodorowa.

Strażnicy chodorowskiej pamięci

Wybitnym chodorowianinem był dr Jerzy Masior (1924-2003), człowiek o iście renesansowych zainteresowaniach i talentach: lekarz, społecznik, poeta, malarz, reżyser teatralny, animator kultury, żeglarz. Należał do najbardziej ofiarnych działaczy Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich, był charyzmatycznym piewcą swej utraconej ojczyzny. Ostatnie lata swego życia spędził w Nowym Sączu.

Tęskniąc za Chodorowem, pisał:
Księżyc pozostał tam na straży.
Naszych pamiętań, naszych marzeń.
Jeszcze wciąż Dniestrem po zakolach
Srebrzy warkocze dla Podola.

Gdzieś tam pod dachy Chodorowa
Sny niespełnione nasze chowa.
I ponad stawem w tataraku
Wciąż tyle śladów,
Tyle znaków.

Jerzy Masior zarażał pasją oraz tworzył dla młodzieży legendę i mitologię utraconych miasteczek kresowych. Organizował dziesiątki wypraw na Kresy. Gdy go zabrakło, jego dzieło podjął prof. Bogusław Kołcz - dyrektor Akademickiego Liceum i Gimnazjum w Nowym Sączu, równie charyzmatyczny pasjonat i wybitny pedagog, który stworzył w podziemiach budynku licealnego niezwykłe muzeum gromadzące pamiątki lwowskie i nadał mu imię Jerzego Masiora.

Czegóż tam nie ma! Jest ziemia z Cmentarza Orląt, archiwalne tabliczki nagrobne, setki unikatowych fotografii, książki o tematyce kresowej, filmy i kasety z piosenkami lwowskimi. Przy stolikach i ławeczkach leżą liście z drzew przywiezione przez nowosądeckich licealistów z Cmentarza Łyczakowskiego i ogrodów okalających budynki sławnego Liceum Krzemienieckiego na Wołyniu.

W Brzozdowcach pod Chodorowem urodził się prof. Kazimierz Polański (1929-2009) - jeden z najwybitniejszych polskich lingwistów, slawista i anglista, twórca polskiej teorii językoznawczej, doktor honoris causa kilku uniwersytetów, w tym Uniwersytetu Opolskiego, z którym związany był przez lata licznymi przyjaźniami i kształceniem opolskich językoznawców. Jego żona, Maria, jest rodowitą chodorowianką - jej rodzice byli właścicielami willi przy ulicy Stryjskiej.

Szczególną popularność wśród chodorowian, którzy po wojnie musieli opuścić swe miasto, osiągnął prof. Antoni Mieczysław Dancewicz (1922-2011) - chemik, pracownik Instytutu Badań Jądrowych, gdzie przeszedł wszystkie szczeble kariery naukowej, syn chodorowskiego handlowca.

Był doradcą rządu polskiego w sprawach przemysłu chemicznego. Po przejściu na emeryturę pasja historyka amatora spowodowała, że stał się autorem dwóch ważnych monografii najpełniej odtwarzających dzieje jego miasta rodzinnego - "Chodorów" i "Chodorowianie".

W książkach tych przywołał biografie i zacytował wspomnienia kilkudziesięciu rodzin chodorowskich. Przedstawił historię miasta i losy chodorowskiej diaspory po wojnie. Wspólnie z żoną, Danutą z domu Ziółkowską, napisał też biografię swego teścia, kapitana żeglugi wielkiej, Tadeusza Ziółkowskiego (1886-1940) - komandora pilotów portu Wolnego Miasta Gdańska oraz dowódcy pierwszego statku szkoleniowego "Lwów", nauczyciela i wychowawcy licznego grona późniejszych oficerów floty pasażerskiej i handlowej tworzonej od podstaw w odrodzonej Polsce.

Tadeusz Ziółkowski to postać legendarna w dziejach polskiego żeglarstwa dalekomorskiego. Aresztowany pod koniec sierpnia 1939 r. za sprzeciwienie się wprowadzeniu do portu pancernika "Schleswig-Holstein", którego salwy na Westerplatte rozpoczęły II wojnę światową, osadzony został w obozie koncentracyjnym w Stutthofie, gdzie zginął w Wielki Piątek 1940 r. rozstrzelany wraz z 67 innymi Polakami z Gdańska.
Figle "Brata Marcelego"

W mitologię polskiego Chodorowa wpisał się Jan Żarów (1881-1956), który w latach młodzieńczych zasłynął w mieście z fantazji: robienia różnych psot oraz tworzenia dowcipów sytuacyjnych.

Rodzice, chcąc "ucywilizować" jego temperament, wysłali go do zakonu, gdzie przybrał imię: "Brat Marceli". Habit nie poskromił jego wyobraźni, gdyż Żarów nie miał zamiaru rezygnować z figli: a to straszył kleryków, udając zjawę cmentarną, to znów symulował atak ślepej kiszki, by kilka dni później wpuścić atrament do pryszniców w łaźni klasztornej.

Któregoś dnia wyniósł w nocy twardo śpiącego kolegę do kościoła, ułożył go na katafalku, zapalił przy nim gromnice i aby go obudzić, zagrał na kościelnych organach "Marsz żałobny" Chopina! Zamknięty za karę w piwnicy klasztoru wpadł na pomysł, aby wydrążyć podkop. I niespodziewanie odgrzebał skład butelek ze starym winem.

Z radości upił się i zaczął śpiewać sprośne piosenki. Wtedy miarka się przebrała. Wyrzucony kolejno z trzech zakonów trafił pod twardą rękę mistrza krawieckiego Anatola Siennickiego w Chodorowie, gdzie nauczył się porządnie zawodu. Później jako krawiec utrzymywał rodzinę, pracując przez pewien czas we Lwowie i Stuttgarcie w Niemczech.

Po I wojnie światowej osiadł na stałe w Chodorowie. Ustatkował się i - jak napisała w barwnych wspomnieniach jego wnuczka, Maria Szpunar - był wielkim patriotą. Z dumą nosił mundur "Sokoła": rogatywkę, czerwoną koszulę, zieloną pelerynę, buty do kolan. W święta narodowe wspólnie z kolegami uczestniczył w licznych imprezach patriotycznych. Po wojnie, zmuszony do opuszczenia Chodorowa, zmarł w Tarnobrzegu w 1956 roku.

Śpiewający rektor

Wybitną postacią związaną z Chodorowem jest prof. Eugeniusz Sąsiadek (rocznik 1929), którego rodzicami byli Teodor i Aleksandra z domu Biłous - właściciele gospodarstwa rolnego w Żyrowie, trzy kilometry od Chodorowa, i pasieki liczącej ponad 60 uli. W 1944 roku, gdy miał 15 lat, razem z rodzicami i rodzeństwem, chroniąc się przed narastającym terrorem banderowców, wyjechał na zachód.

Trafił jak większość chodorowian do Raciborza, na słynną ulicę Staszica, która jako jedyna w całym mieście nie zniszczona przez wojnę, w całości zasiedlona została przez niedawnych jeszcze pracowników chodorowskiej cukrowni.

Eugeniusz Sąsiadek po maturze w Raciborzu podjął studia matematyczne na Uniwersytecie Wrocławskim. I to we Wrocławiu jego talent wokalny odkrył Edmund Kajdasz, sławny w tym czasie chórmistrz, prowadzący chór radiowy we wrocławskiej rozgłośni polskiego radia.

Tak zaczęła się niezwykła kariera śpiewacza Edmunda Sąsiadka. Zaczął uczęszczać do średniej szkoły muzycznej i jednocześnie otrzymał etat śpiewaka solisty we wrocławskim chórze radiowym. Nagrywał partie solowe i recitale radiowe, które poczęły trafiać początkowo na antenę lokalną, a później ogólnopolską. Sławny chór Edmunda Kajdasza był swoistą trampoliną do ogólnopolskiej kariery Eugeniusza Sąsiadka.

Studia wokalne ukończył we wrocławskiej Wyższej Szkole Muzycznej (obecnie Uniwersytecie Muzycznym). Od początku przejawiał wielkie zdolności w kameralistyce wokalnej, specjalizując się w wykonywaniu muzyki dawnej i pieśni romantycznych. Nagrał 19 płyt. Był dyrektorem naczelnym i artystycznym Opery Państwowej we Wrocławiu, a jednocześnie zapisał piękną kartę w działalności pedagogicznej. Wykształcił wielu znanych solistów.

W swojej macierzystej uczelni, Wrocławskiej Akademii Muzycznej, pełnił przez całe lata funkcje kierownicze. Był przez 15 lat dziekanem wydziału wokalnego i wokalno-aktorskiego, a później prorektorem i dwukrotnie rektorem swojej alma mater. Nie tylko śpiewał, ale pisał o muzyce.

Przez sześć kadencji był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Pedagogów Śpiewu, a przez pięć lat był również prezesem Zarządu Głównego Stowarzyszenia Polskich Artystów Muzyków. Nie sposób tu wymienić wszystkie funkcje, które prof. Sąsiadek ma wpisane w swoją biografię. W każdym razie, działając przez półwiecze, głównie we wrocławskim środowisku artystycznym, ten niezwykły chodorowianin jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych indywidualności polskiej wokalistyki.

Do tradycji chodorowskich bodaj najbardziej przywiązana jest Emilia z Sąsiadków (rocznik 1932), po mężu Migoń, z wykształcenia nauczycielka, bardzo aktywna działaczka kędzierzyńskiego oddziału Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich, mistrzyni w gotowaniu pierogów i gołąbków w recepturze chodorowskiej.

Od lat z mężem, Leonem Migoniem - chemikiem z kędzierzyńskich Zakładów Azotowych, mieszka w Reńskiej Wsi nieopodal Kędzierzyna-Koźla. Przyjaźni się z przebywającą po przejściu na emeryturę w sąsiedniej wsi Długomiłowice inną wyjątkową chodorowianką - Ireną Gorczyńską-Goldmanową (rocznik 1925), długoletnią (w sumie 45 lat) księgową w cukrowniach w Chodorowie, a później w Baborowie, a jednocześnie poetką i autorką interesującej książki pt. "Zapamiętany świat - wspomnienia chodorowianki" (Racibórz 2006).

Ileż w tych wierszach i wspomnieniach Ireny Goldmanowej nostalgii za miastem rodzinnym i rzewnych opowieści o chodorowskich latach młodzieńczych. Tom swoich wspomnień poetka kończy wierszem "Pożegnanie":

Nie płaczcie za mną. Moje kroki zmieszają się z ziemią,
gdzie krzyżują się wszystkie ścieżki. Dlatego odchodzę tam,
gdzie usłyszę najczystszą i najpiękniejszą melodię mej młodości,
nad maleńką rzekę Ług, którą pochłania leniwie płynący Dniestr.

Chodorowska diaspora

Polscy mieszkańcy Chodorowa, którzy przeżyli wojnę, wygnani na zachód rozproszyli się po całym świecie. Najwięcej z nich wyjechało na Śląsk, przeważnie do Raciborza, gdzie do 1946 roku osiadła większość pracowników chodorowskiej cukrowni. Racibórz był wówczas, podobnie jak Wrocław, zmasakrowany przez działania wojenne. Leżał w gruzach.

Tylko jakimś cudem ostała się w stanie nienaruszonym jedna ulica - Staszica. I tam osiedli sami chodorowianie, ze Zbigniewem Siwczyńskim na czele - pierwszym polskim dyrektorem cukrowni w Raciborzu. Dziś już niemal wszyscy spoczywają na zwartej kwaterze chodorowian na cmentarzu raciborskim.

Wielu chodorowian przemieszczało się później do Chybia, Lewina Brzeskiego, Otmuchowa, Baborowa i Pszenna pod Świdnicą, bo tam były poniemieckie cukrownie, które trzeba było uruchamiać.

Wielu chodorowian związało się też z Opolem. Była wśród nich wyjątkowo liczna rodzina Kałużyńskich, przed wojną pracowników cukrowni, którzy później kontynuowali swą pracę w cukrowniach Opolszczyzny. Trudno ich wszystkich wymienić.

Prawdziwym encyklopedystą tego rodu jest Edward Kałużyński (rocznik 1933) - przez 40 lat pracownik opolskich firm budowlanych, autor dwutomowego opracowania "Dzieje rodziny Kałużyńskich" i "Moje wspomnienia", gdzie zgromadził masę fotografii i opisał wszystkie koligacje.

W Opolu osiadły też chodorowskie rodziny Berków, Głośnickich, Kuziarów, Krotiuków, Lubienieckich, Putów, Rogożów i Szczepaniuków, a ich potomkowie pełnili później prominentne funkcje na Śląsku Opolskim.

Tadeusz Berka był w latach 1986-1990 prezydentem miasta Opola i w tym czasie przyczynił się do rozbudowy ośrodka uniwersyteckiego w tym mieście. To on zadecydował, czym zaskarbił sobie uznanie środowiska akademickiego, aby dawny budynek Komitetu Wojewódzkiego PZPR przy ulicy Ozimskiej przekazać bezpłatnie na siedzibę Uniwersytetu Opolskiego.

Dziś w tym okazałym gmachu mieści się Wydział Ekonomiczny. Po ustąpieniu z funkcji prezydenta Opola Tadeusz Berka przez kilkanaście lat pełnił funkcje dyrektora Banku Przemysłowo-Handlowego w Opolu i Invest-Banku w Poznaniu.

Jest ze strony matki wnukiem Józefa i Wiktorii Lubienieckich, którzy byli w Chodorowie właścicielami dużej stolarni. Jego ojciec, Jan Berka (1920-1986), urodzony w Chodorowie, był przez ponad dwadzieścia lat kierownikiem jednego z najlepiej prosperujących w Polsce Kombinatu Rolniczego w Tłustomostach pod Kietrzem.

Chodorowianinem z urodzenia jest też Tadeusz Jacek Rogoża - geograf z wykształcenia, nauczyciel w kilku opolskich szkołach, dyrektor Policealnego Studium Turystyczno-Hotelarskiego, założyciel Zespołu Szkół Prywatnych PROGRESS, w ramach którego funkcjonowało 13 szkół, organizator towarzystw opieki nad zabytkami i polskich klubów ekologicznych, krajoznawca, szef różnych towarzystw turystycznych, człowiek niezwykłej aktywności, którego wszystkich funkcji społecznych nie sposób w tym artykule wymienić. Ale znany jest przede wszystkim jako niestrudzony przewodnik oprowadzający od kilku dziesięcioleci turystów po Śląsku Opolskim.

Z Chodorowa pochodził również Władysław Szczepaniuk - trener lekkoatletyczny na Śląsku i budowniczy stadionu sportowego w dzielnicy ZWM w Opolu oraz dr Zdzisław Kuziara - neurolog, pułkownik Wojska Polskiego, od roku 2001 pełniący funkcję prorektora Wyższej Szkoły Humanistyczno-Ekonomicznej w Brzegu.

Spośród licznej chodorowskiej rodziny Krotiuków, która osiadła na Śląsku, wyróżnił się szczególnie Józef Krotiuk (1924-1986) - polityk PSL, organizator rolnictwa na Śląsku Opolskim, wicewojewoda opolski, a później ostrołęcki, natomiast ze wsi Wołczatycze, która była właściwie przedmieściem Chodorowa, wywodzi się liczna kolejarska rodzina Głośnickich. Po wojnie w Opolu osiedlił się Julian Głośnicki (1896-1977) i jego syn, Adam (rocznik 1939), kultywujący pamięć o tradycjach rodzinnych.

W Chodorowie urodzili się trzej bracia Trojanowscy, spośród których Zdzisław był znanym hokeistą, uczestnikiem olimpiady w Oslo w 1952 r. Chodorowianką z urodzenia jest również dr Krystyna Plutowa - psycholog, Stanisława z Putów Kuźbinska - emerytowana dziennikarka "Trybuny Opolskiej". W Nysie osiadła liczna rodzina Sanockich, których wnukiem jest Janusz Sanocki - dziennikarz i były burmistrz tego miasta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska