Musimy kończyć, bo mam dzieci

Fot. Witold Chojnacki
Ilona Felicjańska - II Miss Polonia 1993, prezenterka telewizyjna, współautorka programu „Na każdy temat”. Topmodelka - obok Magdy Mielcarz, Renaty Gabryjelskiej, Agnieszki Maciąg należy do elity polskich modelek. Wróciła do zawodu po urodzeniu Maćka i Adama. Obecnie twarz marki Hexeline.
Ilona Felicjańska - II Miss Polonia 1993, prezenterka telewizyjna, współautorka programu „Na każdy temat”. Topmodelka - obok Magdy Mielcarz, Renaty Gabryjelskiej, Agnieszki Maciąg należy do elity polskich modelek. Wróciła do zawodu po urodzeniu Maćka i Adama. Obecnie twarz marki Hexeline. Fot. Witold Chojnacki
Z topmodelką Iloną Felicjańską rozmawia Ewa Bilicka

- Mając trzydzieści lat, po urlopie macierzyńsko-wychowawczym, wróciła pani z powodzeniem do pracy topmodelki. Dużo dziewczyn marzących o karierze modelki chciałoby dojść tak wysoko jak pani. Co można im doradzić?
- Aby były ostrożne. Mogą stracić kontakt z rzeczywistością. Mnie też to dopadło - miałam bardzo wysokie mniemanie o sobie. Wielu znajomych zwracało mi uwagę i ostrzegało: dziewczyno, zaczyna Ci szumieć w głowie, odbijają Ci bąbelki... Ja oczywiście tego nie czułam, bo przecież gdyby ludzie czuli, że im odbija, to nie byliby tacy. Na szczęście miałam bliską przyjaciółkę, która w sposób rzeczowy i twardy sprowadzała mnie na ziemię, gdy byłam zbytnio przekonana o swojej doskonałości.
- Czy konkurs miss jest dobrym pomysłem na zostanie topmodelką?
- Organizatorzy wyborów Miss Polonia wprawdzie obiecywali finalistkom udział w sesjach i pokazach mody, ale w rzeczywistości było trochę inaczej. Jednak nie chcę tu narzekać, bo mam świadomość, że gdyby nie ten konkurs i mój udział w nim, to bym - być może - nie zaistniała.
- A konkurs Elite Model Look?
- Właśnie dlatego, że wciąż chciałam realizować swe marzenia o karierze modelki, zdecydowałam się na udział w Elite Model Look. Tylko że miałam wówczas 20 lat i wyglądałam jak matka dziewczyn, które tam startowały. To jest konkurs dla bardzo młodziutkich dziewczyn, jeszcze nieukształtowanych, ale posiadających duże zadatki na modelki. Ja zaś byłam już właściwie zrobioną modelką, więc cieszę się, że dotarłam do finału.
- W tym zawodzie trzeba zaczynać jako dziecko?
- Wiek jest naszym największym wrogiem. Miałam 20 lat, gdy po konkursie Miss Polonia troszeczkę się rozpasłam. Zapewne zaszły zmiany w metabolizmie. Ważyłam 65 kilo przy wzroście 178 cm, czyli miałam trzynaście kilo za dużo. Włosy spaliłam trwałą. Szczerze mówiąc, wyglądałam o wiele gorzej niż teraz. Znany stylista Tomek Jacyków powiedział mi wówczas: "Z taką wielką d... chcesz być modelką?!". Posłuchałam go: schudłam, ścięłam włosy. Zgłosiłam się do Elite i doszłam do finału.
- Udział w konkursie piękności otworzył też pani drogę do pracy w telewizji.
- Tak, na bankiecie po konkursie Miss Polonia dosiadł się do mnie Witold Orzechowski i z amerykańskim akcentem oświadczył: "Będę robił w Polsce programy". Wziął ode mnie numer telefonu i wkrótce zadzwonił.
- W programie "Na każdy temat" przypadła Pani rola raczej ozdobnika niż równorzędnej prowadzącej.
- Praca w telewizji nauczyła mnie, że trudno jest przełamać schemat królowej piękności, dziewczyny z wybiegów. Schemat ten sprowadza kobietę do roli pięknej, ale nierozumnej. Najgorsze jest jednak, że wiele dziewczyn zaczyna w to wierzyć i tak się właśnie zachowywać - to największy błąd, jaki można popełnić w tej branży. Nigdy go nie popełniłam.
- Skoro mowa o schematach: jeden z nich sugeruje, że modelki, uczestniczki konkursów piękności, są często wykorzystywane jako długonogie damy do towarzystwa, dziewczyny do wzięcia na bankiety, a czasem i po bankietach, bo w ten sposób załatwiają sobie udział w wielkich pokazach mody i w znaczących sesjach fotograficznych.
- Proszę mi wierzyć: jeśli jakakolwiek dziewczyna uwierzy, że właśnie w ten sposób robi się karierę, to przepadnie. Bo takich jak ona jest tysiące i każda z tysiąca dziewczyn natychmiast ją zastąpi, tak jak zastępuje się zużyty przedmiot. Ja na przykład nie lubię bankietów po pokazach, staram się tam nie chodzić. Moje koleżanki zaś idą tylko po to, by coś zjeść.
- W wywiadzie udzielonym ostatnio "Gali" stwierdziła Pani, że wierzyła w bajki, tymczasem w życiu jest inaczej. Ale Pani historia przypomina jednak bajkę...
- W moim wypadku faktycznie wszystko się dosyć ładnie potoczyło: konkurs piękności, po nim propozycja pracy w telewizji, kariera modelki. Jednak proszę wierzyć, były też ciężkie chwile. Przeprowadziłam się z Bełchatowa do Warszawy, gdzie tak naprawdę nikogo nie znałam, a miałam świadomość konkurencji, która tylko czeka na moje niepowodzenie. Wynajmowałam mieszkanie, musiałam je opłacić - na co szły moje całe zarobki w telewizji, które były moim jedynym stałym dochodem. Nie decydowałam się wyjeżdżać za granicę do pracy, bo wówczas musiałabym zerwać kontrakt z telewizją, więc - w razie powrotu - nie utrzymałabym mieszkania. Zarobki z pokazów nie są wielkie i nie jest to stały dochód.
- Ale za to spotkała pani królewicza na białym koniu - Andrzeja Rybkowskiego, biznesmena, notowanego na liście najbogatszych Polaków tygodnika "Wprost".
- Spotkałam go u fryzjera. Chodziliśmy do tego samego salonu fryzjerskiego. Kiedyś wpadłam tam nieumówiona, wprawdzie siadłam na fotelu, ale wkrótce musiałam ustąpić miejsca Andrzejowi. Nasz wspólny fryzjer był zachwycony Claudią Schiffer, która przebywała wówczas w Polsce. Opowiadał o niej bez końca, ale Andrzej mu przerwał: - Claudia nie jest żadną pięknością! O, tam siedzi piękność - powiedział, wskazując na mnie!
- I tak się zaczęło...
- Nie. Ja nawet tego nie słyszałam. W roli swata wystąpił fryzjer. Wielokrotnie opowiadał mi, że zna mądrego, przystojnego, bogatego i fantastycznego mężczyznę, który chciałby się ze mną spotkać. Skoro taki mądry, przystojny, na dodatek bogaty - to w końcu zgodziłam się, w drodze wyjątku, pójść na bankiet po jednym z pokazów i tam się z nim spotkać. Andrzej z wielkim trudem zdobył zaproszenie na ten bankiet, ale ja tam byłam tylko chwilę. Stwierdziłam, że jest za wielki tłum i wyszłam. Do spotkania nie doszło.
- Kiedy się wreszcie poznaliście?
- Rok później. W klubie nocnym, do którego zaciągnęli mnie znajomi. Bardzo nie chciałam tam iść. Andrzej zaś - jak się później okazało - bywał tam co tydzień, jednak zwykle wychodził o 2 w nocy. Tej nocy, nie wiedzieć czemu, został dłużej. I tylko dlatego spotkaliśmy się. Tak, jakby zadziałało przeznaczenie.
- Systematycznie bywający w lokalu nocnym mężczyzna to raczej typ kobieciarza, nie kandydat na męża - opiekuńczego, zaradnego, ciepłego - bo o takim pani marzyła.
- Poznałam dobrze Andrzeja i nabrałam pewności, że nie muszę się obawiać, iż prowadzi zbyt swobodny tryb życia. Ale też nie jest typem romantycznego królewicza na białym koniu.
- To znaczy?
- Nie kupuje mi kwiatów. Nie daje prezentów, tylko mówi: Wybierz sobie coś, a ja za to zapłacę. Prawda, jakie to nieromantyczne? Podobnie było z kupnem pierścionka zaręczynowego. Musiałam założyć na jego palec jeden z moich pierścionków, aby zapamiętał, jaki mam rozmiar palca. W zaręczynach nie było więc żadnej niespodzianki.
- Poza tym zbankrutował...
- Nie on zbankrutował, tylko jego firma. Andrzej odsunął się od zarządzania, aby być z rodziną - ze mną i dwoma synami. Powierzył zarząd firmą innym ludziom i się na nich zawiódł. Dla mnie to nie był jednak wielki problem, bo nie wyszłam za mąż dla majątku. Po prostu pieniądze, które wcześniej przeznaczałam na własne przyjemności, wydawałam na potrzeby domowe. Choćby na zakup proszku do prania, po który sama jeździłam do sklepu.
- Powróciła Pani na wybieg. Czy z powodów finansowych?
- Nie. Już gdy zachodziłam w ciążę, wiedziałam, iż zechcę wrócić do pracy modelki, którą uwielbiam. Trzy lata odchowywałam dzieci. Byłam i jestem matką Polką, chodzę po domu w podkoszulkach zabrudzonych podczas zabaw z dziećmi lub ich karmienia. No i przytyłam. Powrót trzydziestolatki na wybieg nie jest łatwy. Musiałam jednak odchować synów. Potem schudnąć, i to całe 20 kilo. Robiłam po kilkaset brzuszków dziennie i pilnowałam diety. Nie łączyłam tłuszczy i węglowodanów. Jadałam głównie sałatę. Nie piłam i wciąż nie pijam alkoholu, bo to tylko puste kalorie.
- Poza tym sprawę powrotu do zawodu modelki wzięła Pani w swoje ręce.
- Tak, nie zatrudniłam agencji. Osobiście dzwoniłam po firmach i kreatorach, zapewniając, że jestem dobra i że należy mnie zatrudnić. Opłacało się - załatwiłam sobie na przykład sesję dla Hexeline. Występuję w kolejnych pokazach - kocham to robić, bo wówczas przenoszę się w zupełnie inny świat. Ale oczywiście nie zapominam o tym, że jestem żoną i matką. O, właśnie mam telefon. Przepraszam, ale musimy kończyć rozmowę, to z domu, odbiorę, w końcu mam dwoje małych dzieci...
- Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska