Na starość trzeba sobie zapracować

Redakcja
Starsi ludzie nie powinni siedzieć w domach przed telewizorami, muszą się spotykać z innymi, mieć pasje i rozrywki. Na zdjęciu próba chóru w klubie seniora przy ul. Piotrkowskiej w Opolu.
Starsi ludzie nie powinni siedzieć w domach przed telewizorami, muszą się spotykać z innymi, mieć pasje i rozrywki. Na zdjęciu próba chóru w klubie seniora przy ul. Piotrkowskiej w Opolu. Paweł Stauffer
Rozmowa z dr Romaną Pawlińską-Chmarą, biologiem człowieka w Samodzielnej Katedrze Biotechnologii i Biologii Molekularnej Uniwersytetu Opolskiego.

- Naszych Czytelników ogromnie poruszył opublikowany w nto we wtorek wywiad z panią Anielą. 85-letnia mieszkanka podopolskiej wsi została bez rodziny i - nie licząc sąsiadów - bez pomocy z zewnątrz. Dlaczego starość tak często jest u nas samotna?
- Zanim odpowiem, wielki szacunek dla tej pani. Brak kontaktu z kimś, kto pocieszy, potrzyma za rękę, zapyta, jak się czujesz, jest wielką traumą. Musi to być osoba o wielkiej odporności psychicznej, że w ogóle przez to przeszła. Pani Aniela jest żywym dowodem na to, jak bardzo na naszych wsiach potrzeba wolontariatu. Także sąsiedzkiego. Bez patrzenia, czy ja tę osobę mieszkającą obok bardzo lubię. Powinnam to odłożyć i możliwie delikatnie zapytać: Czy mogę pomóc?

- Kto powinien zorganizować taki wolontariat na wsi?
- Nikomu osób samotnych i starszych nie zabraknie. Może się tym zająć sołtys, w skali gminy wójt lub parafia. To odpowiednie zadanie dla rady duszpasterskiej, ale też dla nauczycieli, którzy "szeptaną propagandą" zachęcą uczniów do pomocy takiej osobie. Warto młodzież uczyć szacunku dla "zaadoptowanego" dziadka czy babci. Bo "za chwilę" my też będziemy mieć 45-50 lat, a potem już będziemy dziadkami. Oby aktywnymi. W końcu także te dzieci też staną się seniorami.

- W jednej z niemieckich gmin widziałem taki system samopomocy. Seniorów połączono w 5-osobowe grupy. Po przebudzeniu rano informują się nawzajem e-mailem, jak się czują. Kto z pomocą syna, córki lub wolontariusza wybiera się po zakupy, zbiera zamówienia od pozostałych. Brak kontaktu jest sygnałem: coś się stało, człowiek potrzebuje pomocy...
- Tak powinno być wszędzie. W dużym mieście i w najmniejszej wsi. Te osoby nie muszą się nawet bardzo przyjaźnić, byle się znały i miały ze sobą kontakt. Podobny system można u nas łatwo wprowadzić.

- Łatwo nie będzie. Większość naszych seniorów nie ma komputera i nie obsługuje internetu.
- Wystarczy telefon z dużą klawiaturą, łatwy w obsłudze. A takich aparatów w ramach tzw. silver economy, czyli srebrnej ekonomii albo ekonomii siwych włosów, już trochę na rynku jest. Kiedy taki senior "wyśle strzałkę", będziemy wiedzieć, że wstał i czuję się poprawnie. Wystarczy się umówić, że jeśli czegoś potrzebuje, dzwoni powtórnie. Upadek lub zasłabnięcie osoby starszej to jest standard. I wtedy ona nie powinna zostać bez pomocy. Byłoby najlepiej, gdyby ją mogła wezwać jednym przyciskiem telefonu.

- Obsługi komórki też trzeba się nauczyć...
- To uczmy wreszcie naszych seniorów. Trochę tak, jak malutkie dzieci w przedszkolu, czyli raczej bijąc im brawo, niż się złoszcząc, że tłumaczymy piąty raz, a oni jeszcze nie rozumieją. Bo wtedy się zniechęcają. To jest nowy przedmiot kształcenia: kształcenie gerontologiczne. Proponujmy takie studia młodym ludziom. Także na kierunkach pedagogicznych. Dzieci do wychowywania i kształcenia w żłobkach i przedszkolach raczej nam w regionie brakuje. Seniorów nie braknie na pewno. Tylko trzeba zobaczyć, że to się opłaci i seniorom, i społeczeństwu. Będą miejsca pracy, a starsi ludzie nie będą umierać w opuszczeniu.

- Taka opiekunka, pełna cierpliwości dla starszych, nauczy i może przy tym pogłaszcze. Ale co robić, jak starszy człowiek zachoruje? Panią Anielę doktor badał stetoskopem przez sweter. Gdyby miała 18 lat, może by chętniej kazał się jej rozebrać, niż jak ma 80. Kolejny lekarz zapewnił, że wszystko jest w porządku. Skończyło się zapaleniem płuc. A geriatrów jak nie było - tak nie ma...
- Jestem dzieckiem lekarzy i może dlatego nie skończyłam medycyny. A tego doktora, do którego trafiła pani Aniela, najwyraźniej nikt nie nauczył zasad geriatrii, ani nawet sztuki rozmowy ze starszą osobą. Ta pani została tak poniżona, że może już nigdy do przychodni nie pójdzie. Jeśli się jeszcze raz zmusi, to tam i tak geriatry nie spotka. A ona nie powinna do tej przychodni w ogóle iść. To, że przeżyła zapalenie płuc, jest tylko zasługą przedwojennego "materiału", z jakiego powstał jej organizm. Niestety, geriatria to nie jest popularna specjalizacja. Przecież na jednego pacjenta trzeba przeznaczyć godzinę, półtorej. Czasem, zanim się starsza pani rozbierze, upływa 10-15 minut. Ilu pacjentów w tym czasie "obskoczy" internista albo pediatra?

- To może trzeba tę specjalizację promować i dopłacać tym, którzy ją wybierają. A tego nie ma. Silver economy medycyny nie dotyczy?
- Nie ma, ale będzie. Proszę nie być takim strasznym pesymistą. Tylko trzeba o tym głośno mówić i zmieniać rzeczywistość, krok po kroku. Skoro dziś geriatrów brakuje, nie sprawimy, że jutro na zawołanie będą w każdej gminie. Ale może być i to dość szybko gerontolog społeczny.

- Kto to taki?
- Społeczny opiekun. Pielęgniarka środowiskowa. Osoba po innych studiach, którą geriatra nauczy rozpoznawania pierwszych symptomów choroby. Taka osoba ma telefon i dostęp do bazy geriatrów-konsultantów. Niech się to nazywa teleopieka albo telemedycyna. Byle działało. To jest przyszłość silver economy.

- Kto ma ten system zbudować: wójt, starosta, marszałek czy premier?
- Wszyscy razem.

- To w polskich warunkach raczej nikt się tego nie dotknie.
- Potrzebni są zapaleńcy, którzy rozpalą pierwsze światełko i pociągną innych. Myślę także o osobach, które mają dobry kontakt z ludźmi starszymi, założą działalność gospodarczą i będą się opiekować. Taka opiekunka, oczywiście, nie może przyjść z ulicy. Potrzebne są umowy i ramy prawne dla jej działalności. Trzeba długofalowo, krok po kroku budować politykę senioralną. Dla starszych starych i dla młodszych starych ludzi.

- A kto za to zapłaci?
- Są pieniądze europejskie. W Departamencie Polityki Senioralnej Ministerstwa Pracy jest na ten rok 40 mln zł. Nie za wiele. Ale kto o tym wie? Te pieniądze czekają zwłaszcza na stowarzyszenia gotowe organizować czas seniorom, choćby w różnych odmianach uniwersytetów III wieku. Seniorzy mają też dochody. Niskie, ale stałe.

- W Polsce przywykliśmy mówić, że starość się Panu Bogu nie udała. Rzeczywiście Jemu? A może nie udała się nam, młodszym, którzy ani sami nie potrafimy się seniorami zaopiekować, ani stworzyć odpowiednich struktur społecznych?
- Panu Bogu starość udała się na pewno. To jest po prostu kolejny etap rozwoju biologicznego człowieka. Przechodzimy przez trzy takie etapy. Pierwszy kończy się, gdy osiągamy 25 lat. Drugi trwa dokładnie dekadę. Okres między 25. a 35. rokiem to jest najlepszy etap naszego życia. Procesy budowania organizmu równoważą się z procesami niszczenia. Po 35. roku zaczyna się - w sensie biologicznym - trzeci etap. To jest początek starzenia się.

- Już słyszę ten krzyk oburzenia wszystkich pań, a chyba i panów...
- Wszyscy się oburzamy. Ale niesłusznie, bo po 35. roku naprawdę zaczynamy się starzeć - powtarzam, w sensie biologicznym - więcej naszych komórek się rozpada, niż powstaje nowych. Teoretycznie ten proces może trwać nawet do 120. roku życia. Ale - jak definiuje to Światowa Organizacja Zdrowia - kończąc 60 lat, wchodzimy definitywnie w okres starości. Wcześniej, między 45. a 60. rokiem życia trwa tzw. ageing, czyli wiekowienie. Medycyna przeciwstarzeniowa proponuje nam kult piękna i młodości. Zgodnie z nim powinniśmy być silni psychicznie, odporni na stres itd. Kiedy do sali wchodzi 70-letni prezes firmy, przygarbiony i z laseczką, a po nim inny prezes w tym samym wieku, wyprostowany i patrzący wprost, sala akceptuje tego drugiego. Trochę jak w świecie zwierząt. A przecież ten z laseczką wcale nie musi być gorszy.

- Kult kultem, ale nasza rozmowa aż nadto wyraźnie pokazuje, że społecznie nie jesteśmy na starość - przynajmniej w Polsce - przygotowani.
- To prawda, ale nasza starość zależy nie tylko od niedoskonałych struktur społecznych. Ona będzie taka, jak sobie na nią zapracujemy. Począwszy od pobytu u mamusi w brzuchu, przez następne lata naszego życia. Proszę pamiętać. Od tego, co mamy w genach, zależy zaledwie 20 procent naszego dobrostanu. Reszta, czyli około czterech piątych - w wymiarze biologicznym - zależy od nas, od środowiska, w którym się wychowujemy i od jakości i stylu naszego życia. Od medycyny zaledwie 10 procent. A my oskarżamy Boga, że Mu się starość nie udała, z powodu naszego lęku przed nią.

- Co robimy, żeby się nie bać?
- Niestety, najczęściej oszukujemy samych siebie, nazywając starość np. trzecim wiekiem. Zamiast ją zaakceptować, a zaraz potem zrobić coś konkretnego. Zwykle nie wiemy co, bo na żadnym etapie edukacji nie uczy się u nas o naturalnym rozwoju człowieka, aż do starości. A jak czegoś nie rozumiemy, pojawia się lęk.

- To co konkretnie powinniśmy robić, żeby - kiedy mamy 30, 40, 50 lat - naszą starość zaprogramować dobrze?
- Najpierw za Anną Jantar powtórzyć sobie czasem, że nic nie może przecież wiecznie trwać. Nie zawsze będziemy mieć 20 lat, wszystkie zęby i mnóstwo sił. A potem przypomnieć sobie, że nie wszystkie nasze organy starzeją się równomiernie. Najszybciej szare komórki i układ kostno-stawowy. Żeby opóźnić starość, trzeba dbać, zwłaszcza gdy się już ma 45 lat i więcej, żeby nasze szare komórki pracowały. Choćby rozwiązywać krzyżówki i pisać pamiętniki, bo to wymaga przypominania sobie przeszłości. Warto grać w brydża, ale także w prostsze gry karciane czy w scrabble. Lepiej uczestniczyć w spotkaniach z ludźmi, niż siedzieć przy telewizorze. Oczywiście telewizja jest dobrodziejstwem, ale niech nam całego życia nie wypełnia. Nasz osobisty komputer w głowie trzeba resetować. Wszystkiego gromadzić nie sposób.

- Tylko skąd przy obecnym wyścigu szczurów wziąć na to czas?
- Trzeba sobie pozwolić na nierobienie niczego. Na prawdziwy relaks dla mózgu. Bo kiedy umysł jest wyczerpany, cierpieć będzie także nasze ciało. Przy intensywnym życiu, jakie prowadzimy, musimy uczyć się wyłączać mózg. I nie dręczyć się przeszłością, tylko patrzeć do przodu. Tak robią ludzie, którzy ukończyli 80 lat. Oni czasem mają za sobą straszne tragedie. Mimo to mówią sobie: co było, musiało się stać. Teraz żyjemy do przodu.

- Powtórzę, że wszystko to słuszne, ale dla wielu nie do zrobienia.
- A dlaczego nie? To jest tylko kwestia innego spojrzenia na życie. Są społeczeństwa, które to potrafią. Choćby Czesi. Od poniedziałku do piątku mają "przeczekanie w pracy". A od piątku po południu zaczyna się życie - czas dla rodziny, teatru, kina. Uwielbiają się spotykać i razem bawić. Nie staniemy się na zawołanie tacy sami. To są uwarunkowania kulturowe. Ale warto sobie przypominać, że my nie starzejemy się tak szybko, jak pędzi świat z jego zdobyczami. Jeśli sobie damy wmówić, że jesteśmy gorsi i niepotrzebni, bo 12-latek umie obsłużyć tablet, a my nie, to tylko krok do myślenia: po co ja mam żyć? Ale też do nieakceptowania siebie w roli babci i dziadka.

- A może to oczywiste, że wolimy być młodzi i piękni, a starością - skrycie - trochę gardzimy?
- Robimy tak, ale niesłusznie. W wymiarze antropologicznym najwięcej dziedziczymy po babciach i dziadkach. Siebie też odnajdziemy na nowo dopiero w naszych wnukach. Powinniśmy więc naszych seniorów otaczać wręcz kultem. Bo mamy komu i za co dziękować. Dlatego warto pamiętać, kto ma święto 21 i 22 stycznia. Wszystkim babciom i dziadkom, także "zaadoptowanym" najlepsze życzenia.

- Tak myślano na Śląsku jeszcze 100, może i 50 lat temu. Starka siedziała przy piecu, otoczona szacunkiem i wianuszkiem wnuków.
- Ale model babci i dziadka się zmienił. Już ich nie mamy o krok, w izbie obok. Często mieszkamy od nich o tysiąc kilometrów. Ale i wtedy nie wolno zapominać. Warto mieć w widocznym miejscu ich zdjęcie i świadomość pokładów życiowej mądrości, którą im zawdzięczamy.

- A co z naszym starzejącym się układem kostnym?
- Potrzebna jest aktywność ruchowa - turystyka, nordic walking, nawet jakieś ćwiczenia w domu. Bo wtedy się prostujemy. Laska na jakimś etapie życia i tak się pojawi, ale jednak później. Warto się ruszać od najmłodszych lat, ale na to, by zacząć ćwiczyć, nigdy nie jest za późno. Tyle że z wiekiem raczej chód niż bieg. Kiedy nasze tętno podskoczy powyżej 130, to rekreacja zamienia się w trening. Oczywiście po siemdziesiątce można przebiec i maraton. Ale lepiej być wtedy pod opieką lekarza i trenera. Żeby nie przesadzić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska