MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Opole 2013. To był najlepszy festiwal od lat

Iwona Kłopocka
Maryla Rodowicz w finałowym koncercie.
Maryla Rodowicz w finałowym koncercie.
Pełen urodzinowych wspomnień i wzruszeń, ale przede wszystkim dobrych piosenek. Kabareton bawił i śmieszył. A w Debiutach narodziła się gwiazda.

Jubileusz zobowiązuje. Pięćdziesiątka to nie byle co i to urodzinowe spięcie, powszechną mobilizację organizatorów, producentów i wykonawców było widać. Nawet deszcz nie padał.

Inna sprawa, że było to odbicie się od dna, o jakie opolski festiwal ostatnimi laty coraz boleśniej się ocierał.

W nazwie większości koncertów tkwiło słowo "super", co było trochę zaklinaniem rzeczywistości, a trochę mydleniem oczu.

Najbardziej super okazały się "Debiuty". Po raz kolejny sprawdził się pomysł, by debiutanci śpiewali utwory znane i lubiane - tym razem Maryli Rodowicz - bo miarą ich inwencji i kreatywności jest to, jak odnieśli się do wykonań kanonicznych, które każdy z nas ma w pamięci. "Debiuty" były jednak super przede wszystkim dlatego, że tegoroczni debiutanci to osoby niezwykle utalentowane.

Bezkonkurencyjna w tej silnej ekipie młodych zdolnych okazała się Natalia Sikora. Na takie zjawisko czeka się latami. Ta 27-letnia wykonawczyni ma wszystko - mocny głos o niebanalnej, chropawej barwie, fantastyczne zdolności interpretatorskie, osobowość i charyzmę. Śpiewała bardzo trudną piosenkę "Konie" z muzyką i tekstem Włodzimierza Wysockiego w tłumaczeniu Agnieszki Osieckiej. I od pierwszej chwili wypełniła całą przestrzeń amfiteatru, skupiając na sobie uwagę w sposób absolutny.

Natalia Sikora dwa lata temu ukończyła Akademię Teatralną i jest aktorką Teatru Polskiego w Warszawie. Telewidzom jest znana jako zwyciężczyni drugiej edycji "Voice of Poland". Na koncie ma już jednak wiele nagród w prestiżowych konkursach wokalno-aktorskich, na czele ze zdobytym w 2005 roku Grand Prix 26. Festiwalu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu, a także Nagrodą Dziennikarzy i Nagrodą Publiczności. Bez przesady można powiedzieć, że w Opolu narodziła się nowa gwiazda. Może na miarę Ewy Demarczyk?

W "Debiutach" super nie była tylko konferansjerka Borysa Szyca i Maryli Rodowicz, dokładnie na odwrót, niż w SuperPremierach, które nie były nawet premierami (np. piosenkę Honoraty Honey Skarbek słyszałam za każdym razem, gdy odpalałam radio w samochodzie, na długo przed "Opolem").

Artur Andrus i Katarzyna Kwiatkowska - genialnie parodiująca Dodę, Ninę Terentiew (to gardłowe "r"!) i Krystynę Jandę - stworzyli show, które zepchnęło w cień niby-premierowe piosenki, czego jednak trudno było żałować.
Z kolei SuperJedynki to (od 14 lat) podsumowanie tego, co dzieje się w polskiej muzyce rozrywkowej przez cały rok.

Publiczność dostaje zestaw piosenek, które od 12 miesięcy dobrze zna, a więc siłą rzeczy lubi (bo lubimy te piosenki, które znamy). Teoretycznie powinien to być mocny punkt festiwalowego programu, gdyby nie zdziwienia, gdy okazuje się, że o miano artystki roku rywalizuje dziewczyna, której imię bardziej kojarzy się z nazwą szwedzkiego hipermarketu i finalistka jednego z telewizyjnych talent shows. Naprawdę one są najlepsze? Nie było jednak warunków, by skupić się nad tymi wątpliwościami, bo uwagę od wykonawców skutecznie odwracała scenografia w stylu Las Vegas, z mnóstwem kolorowych żaróweczek i migających kalejdoskopowo grafik. Festiwalem rządzi jednak telewizja, a telewizją obraz.

Cięte słowo, dowcip, aluzja królowały na szczęście w Kabaretonie. Było śmiesznie i niegłupio. Ostatnie lata pokazały, że to wcale nie takie oczywiste. Duża zasługa scenariusza - zgrabnego, spójnego, inteligentnie nawiązującego do legendarnego programu "Z tyłu sklepu" kabaretu Tey z roku 1980 - i wykonawców, wśród których brylowali Paranienormalni.

Festiwal zwieńczyła jubileuszowa gala "Opole! Kocham Cię!" - i było pysznie. Na scenie przy stolikach ukochane gwiazdy, tworzące historię KFPP, wspomnienia, anedgoty, "Sto lat" dla Ireny Santor, liczne stojące owacje, troszkę patosu, dużo zabawy i przede wszystkim cudowne piosenki, których teksty nie wyleciały nam z głowy, choć minęło lat 20, 30, 40, 50.

Dwa dni wcześniej jubileusz rozpoczęła Joanna Moro piosenkami Anny German. Delikatnie mówiąc - nie wyszło, czego wykonawczyni była w pełni świadoma. "Przepraszam, ale stać na tej scenie to duże wyzwanie" - powiedziała speszona.

Joanna Moro ma piękny głos i umie śpiewać. Zjadła ją trema. Paradoksalnie, jest w tym coś optymistycznego. Dopóki piosenkarze będą uważali, że stać na tej scenie to duże wyzwanie, dopóki będą myśleć, że jest to scena prestiżowa i w Polsce jedyna w swoim rodzaju, festiwal będzie żyć. Niech żyje sto lat!

Wideo
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska