Na wyniku frekwencji zaważył zapewne fakt, że co najmniej 70 tysięcy Opolan pracuje na Zachodzie. Mimo przedłużonego o poniedziałek Zielonych Świąt weekendu nie wszyscy przyjechali głosować. To dlatego w gminach zamieszkanych licznie przez mniejszość niemiecką poparcie dla integracji było zwykle najwyższe, ale frekwencja niezbyt imponująca, a czasem wręcz niska, jak w Łubnianach czy Walcach.
Ci Opolanie, którzy do urn poszli, najmocniej w całym kraju opowiedzieli się za integracją z jednoczącą się Europą. O ułamki procentu za nami uplasowało się województwo śląskie, a zaraz potem przylegające do granicy zachodniej - dolnośląskie, lubuskie i zachodniopomorskie, gdzie liczba popierających akcesję oscylowała wokół 84 procent. Okazało się, że najbardziej prą do Europy ci, którzy mają z nią zarówno więzi osobiste - poprzez rodziny i przyjaciół - jak i ci, którzy jeszcze przed integracją nauczyli się z zachodnim sąsiadem ekonomicznie współżyć, a nierzadko i z niego żyć. Można sobie wyobrazić, jak aktywni i ekspansywni będą mieszkańcy naszych ziem zachodnich, gdy tylko dostaną do ręki unijny paszport.
Dokładnie odwrotnie zachowali się mieszkańcy "ściany wschodniej", gdzie w żadnym z trzech regionów przygranicznych poparcie dla UE nie przekroczyło 70 procent, a w Lubelskiem tylko nieznacznie ponad 60 procent głosujących zadeklarowało, że chce być we wspólnej Europie. Pozornie właśnie te regiony - najbardziej zacofane gospodarczo - powinny wiązać z integracją najwięcej nadziei. Ale tam, gdzie brakuje kontaktów, tam najłatwiej o lęk przed nieznanym, podsycany przez antyunijnych polityków.
Regiony Polski środkowej głosowały na poziomie ponad 70 procent poparcia. Na ten niezbyt imponujący wynik złożyły się prawdopodobnie głosy niezbyt ufnego wobec Unii i jej dopłat elektoratu wiejskiego. Zmienić tego nie byli w stanie nawet proeuropejscy mieszkańcy wielkich miast - Warszawy czy Krakowa.
W województwie opolskim w żadnej gminie poparcie dla akcesji nie było niższe niż 70 procent. Można więc śmiało powiedzieć, że ogół mieszkańców województwa - i autochtoni, i przybysze - chcą integracji. Bez tej otwartej postawy ogółu blisko 85-procentowe opolskie "tak" byłoby niemożliwe. Wyniki głosowania były jednak zróżnicowane. W powiatach, w których mieszka głównie ludność napływowa, była wysoka frekwencja, a nieco niższe poparcie dla integracji. Być może na tym wyniku zaważyło to, że te wsie, gminy i powiaty mają często słabsze, mniej regularne i raczej kulturowe i grzecznościowe niż wprost ekonomiczne kontakty z Zachodem. W gminach mniejszościowych odwrotnie - frekwencja zwykle na poziomie ponad czterdziestu procent, ale poparcie akcesji ponad 80-procentowe. Mieszkańcy tych gmin i powiatów zadali kłam obawom, że sami mając unijne paszporty w ręku i bojąc się przyszłej konkurencji na rynku pracy ze strony osób bez "pochodzenia", nie będą wyraźnie popierać akcesji.
Różnie zachowywali się przy urnach mieszkańcy tych części województwa, w których bezrobocie jest wysokie. Nadzieje na poprawę sytuacji w zjednoczonej Europie silne są w powiecie nyskim, gdzie frekwencja przekroczyła 57 procent, a poparcie dla integracji zadeklarowało 83 procent głosujących (w samej Nysie 85 proc. poparcia). Na tym tle na nieco bardziej zniechęconych i nieufnych wobec zmian wyglądają w perspektywie wyniku referendalnego mieszkańcy powiatu prudnickiego. Tam 81 procent było za integracją przy niezbyt wysokiej (ponad 54 proc.) frekwencji.
Podobnie jak w całej Polsce, i w naszym regionie wyraźne "tak" dla Unii wypowiedzieli mieszkańcy miast. Dotyczy to nie tylko wspomnianej już Nysy, ale przede wszystkim Kędzierzyna (ponad 60 procent frekwencji, 89 procent poparcia) i Opola, gdzie wolę wejścia do Europy zadeklarowało 91 procent głosujących.
Często mówi się o stolicy naszego regionu, że na tle innych miast wojewódzkich - Warszawy, Wrocławia, Poznania - jest małe i prowincjonalne. Podczas referendum jego mieszkańcy zachowali się podobnie jak mieszkańcy wielkich aglomeracji przemysłowych i ośrodków uniwersyteckich.
Wyniki referendum znamy. I jako Polacy, i jako Opolanie możemy i powinniśmy się nimi cieszyć. Ta radość nie powinna nam przesłaniać prawdy o tym, że to dopiero początek. W wieczór po referendum wojewoda opolski Elżbieta Rutkowska powiedziała, że wygraliśmy bitwę, ale przed nami wojna o wygranie otwartej europejskiej szansy. Tę myśl wojewody i rządzący, i rządzeni powinni sobie zapamiętać i przywiązać się do niej równie silnie jak do wspomnienia sukcesu nad urną. A może nawet bardziej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?