Autorowi pierwszej pełnej polskiej biografii ks. Ulitzki udało się bowiem dotrzeć do wielu unikatowych dokumentów.
- Na strychu raciborskiej plebanii znalazłem - opowiada ks. prof. Glombik - kilka kartonów z pamiątkami po byłym proboszczu. Wśród nich znalazły się notatki z okresu studiów w seminarium, ale także pisane przez księdza własnoręcznie kazania nie tylko po niemiecku. Także napisane bardzo dobrą polszczyzną kazanie na Boże Ciało.
Ks. Glombik nie zaprzecza, że Carl Ulitzka był politykiem opcji niemieckiej, zdecydowanym przeciwnikiem podziału Śląska, który uważał za chirurgiczną operację na żywym ciele i zwolennikiem jego pozostania w granicach Niemiec.
- Ale nie był, wbrew stereotypowi, polakożercą. Sam mówił po polsku, po niemiecku i gwarą śląską, a mówiących po polsku mieszkańców swojej parafii w Raciborzu Starej Wsi namawiał, by z tego nie rezygnowali. W okresie nazizmu nie podporządkował się nakazowi władz i bardzo długo odprawiał nabożeństwa po polsku. Za karę w lipcu 1939 r. został zmuszony do opuszczenia Śląska i udania się do Berlina.
Aż do roku 1933 był posłem do Reichstagu. Założył działającą w ramach Partii Centrum Katolicką Partię Ludową. - Dziś, wobec kościelnego zakazu przynależności duchownych do partii byłoby to niemożliwe - przyznaje ks. dr Glombik. - Ale ks. Ulitzka działał w zupełnie innych czasach. Wtedy posłować do Reichstagu mogli tylko ludzie z wyższym wykształceniem. Księża należeli do tej niezbyt licznej grupy. Stąd ich polityczne zaangażowanie.
Nowa książka pokazuje ks. Ulitzkę nie tylko z godnie z tytułem - jako pasterza i polityka trudnych czasów. Także jako ciepłego, otwartego na ludzi człowieka. O takich jego cechach świadczą zarówno spotkanie i rozmowa z polskim przywódcą powstańczym Wojciechem Korfantym, którą wielu miało mu za złe, jak i partyjki skata rozgrywane z wikarymi.
W listopadzie 1944 r. w ramach represji po zamachu na Hitlera trafił do obozu w Dachau. Na Śląsk wrócił w sierpniu 1945 roku. Wobec niebezpieczeństwa aresztowania, a nawet utraty życia, po tygodniu wyjeżdża, by już nigdy do ukochanego Raciborza nie wrócić. Umiera 12 października 1953 roku w Berlinie. W Raciborzu jest pamiętany i wspominany. Najstarsi parafianie wciąż mówią o nim "nasz prałat".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?