Piotr Kupicha: Gramy mniej, ale drożej

Fot. Sławomir Mielnik
Piotr Kupicha
Piotr Kupicha Fot. Sławomir Mielnik
Rozmowa z Piotrem Kupichą, wokalistą zespołu Feel.

- Jak się robi w Polsce platynowe płyty?
- (śmiech) Pytasz mnie, jak kogoś, kto miałby mieć na to patent.

- Pytam, bo Feel ma na koncie dwie płyty: diamentową i platynową.
- Przede wszystkim trzeba się za taką płytę zabierać ze świetnymi muzykami, sprawnym, zgranym, rozumiejącym się zespołem, możliwie najlepszymi technikami i świetną wytwórnią. My wszystko to mamy. A potem trzeba bywać na festiwalach takich jak wasz, opolski, pokazywać się w programach telewizyjnych, być w rozgłośniach radiowych. Bo choćby nie wiem jak się muzyk starał, bez promocji dziś daleko nie zajdzie. Ale przede wszystkim trzeba dać z siebie wszystko, bo publiczność to czuje, i nie obrastać w piórka, bo wtedy jest się z dala od ludzi, do których muzyka ma dotrzeć. Trzeba być zwyczajnym i serdecznym.

- Był taki czas, że graliście po dwa koncerty dziennie... Z Opola, gdzie w 2008 r. zdobyliście kilka Superjedynek, natychmiast po odebraniu nagród lecieliście na koncert na Śląsk, zamiast świętować! Dalej tak pędzicie?
- Bywały czasy, że grywaliśmy nawet trzy razy dziennie…

- Zaczynaliście o 14.00?
- Na przykład. Zdarzało się, że zaczynaliśmy właśnie o tej porze, od imprezy zamkniętej. Trzy godziny później graliśmy pełnowymiarowy koncert, a na koniec występowaliśmy w dyskotece. W tej ostatniej, do czego się przyznaję, najczęściej z pełnego playbacku. To były raczej wygłupy niż granie i kłapanie paszczą, a nie śpiew. No, ale obie strony zdawały sobie z tego sprawę i obie były zadowolone. Teraz już tego nie robimy. Występów jest mniej, planujemy je głównie na weekendy, ale mają być lepsze. I dajemy na nich z siebie wszystko.

- Koncertujecie mniej, więc mniej zarabiacie? A media donoszą, że w pół roku zarobicie milion.
- Jasne… Pięć milionów (śmiech). Teraz poniosła mnie fantazja, tak jak kogoś, kto to wymyślił. Oczywiście, nie bierzemy mało za koncert. Ktoś by nawet powiedział, że tyle co za mercedesa. Ale po pierwsze - na nasze występy składa się praca kilkudziesięciu osób, które dopinają wszystko, a poza tym - to chyba naturalna kolej rzeczy. Liczymy się na polskiej scenie muzycznej, mamy wielu fanów, dajemy dobry show. Cena za koncert to wypadkowa tych wszystkich uwarunkowań.

- Niedawno zostałeś ojcem po raz drugi. Umiesz przewijać pieluchy, kąpać dzieci? Czy masz w domu tradycyjny podział zadań?
- Na bycie tatą zawsze znajduję czas. Coraz bardziej jestem zaskakiwany przez moje dzieciaki - pytaniami, ciekawością świata. Rosną, a ja razem z nimi. Z tymi pieluchami przyznam, że jest trochę ciężko... Ale oczywiście nie- raz już myłem pupę... (śmiech). Za to kąpanie to moje zadanie, jak tylko jestem w domu. Urządzamy sobie przy tej okazji wspaniałą zabawę.

- Pod koniec ubiegłego roku poszła fama, że chcesz się wyprowadzić do USA. Poważnie? Ze względu na lepszy popcorn czy Polonię, która podobno was pokochała?
- To była tylko plotka. Stany są piękne, ale niekoniecznie muszę tam żyć. Jestem bardzo związany ze Śląskiem i z Polską.

- Jesteście grupą przystojnych, młodych chłopaków. Fanki powinny szaleć i mdleć na waszych występach. A ty mówisz, że odnoszą się do ciebie z respektem…
- To trochę podkręcone określenie, wiem, że pojawiło się w jednym z wywiadów. Chodzi po prostu o to, że ja odnoszę się do nich z szacunkiem i normalnie, bez gwiazdorzenia. Więc i one zachowują się wobec mnie zupełnie normalnie. Bez tych omdleń i szaleństw.

- A twoja żona bywa czasem o nie zazdrosna, tak po kobiecemu?
- Tak po kobiecemu, oczywiście tak! Ale nie jest chorobliwie zazdrosna. Zresztą wie, że zawsze wrócę do domu. A to ważne, jeśli nie najważniejsze. Kobieta musi mieć poczucie bezpieczeństwa.

- Co do gwiazdorzenia - nie słychać, żebyście demolowali pokoje czy zamawiali schłodzoną whisky do garderoby. A moglibyście - od trzech lat jesteście na topie.
- Może i mogli1byśmy, ale prócz tego, że jesteśmy znaną kapelą, to jesteśmy też zwyczajnymi facetami, mężami, ojcami, partnerami. To kwestia ustalonej hierarchii wartości. Rock'n'rollowcami jesteśmy, jak Lady Pank czy Perfect. Ale tylko na scenie.

- Oni na scenie pokazują tyłek...
- Oni tak, my nie. My po postu gramy. Z tym chcemy być kojarzeni. Nie zależy nam na skandalizowaniu i zdobywaniu rozgłosu w taki sposób.

- Nigdy nie bawicie się na całego? Nie tańczycie na stołach? Nie imprezujecie do rana?
- Jasne, że się bawimy. Oczywiście, że zdarzyło się nam tańczyć na stole. Albo na rurze, tak jak ostatnio w klubie, gdzie trafiliśmy po koncercie. Świetnie się w nim bawiliśmy, między innymi z zespołem Kowalski. Urządziliśmy z chłopakami konkurs: kto lepiej zatańczy - członkowie grupy Feel czy Kowalski. Tylko, że nie widzę potrzeby, żeby gdzieś o tym zbyt nachalnie opowiadać. Pytasz, więc mówię: bywamy zupełnie zwyczajni.

- Jest sukces, są pieniądze i też nie słychać, żebyś nimi nadmiernie szastał. Pozwoliłeś sobie na jakieś szaleństwo? Zafundowałeś coś, co ci marzyło od dawna - podróż dookoła świata, gadżet?
- Odkąd na komunię dostałem motorynkę, to marzyło mi się, żeby w dorosłym życiu mieć jej duży odpowiednik. Taki, który chciałby mieć prawie każdy facet. No i w ubiegłym roku sprawiłem sobie harleya. Jeżdżę nim czasem na dłuższe wycieczki. Najdłuższa była do tej pory podróż do Austrii. Zrobiłem wtedy 900 kilometrów. Było kapitalnie.

- Podobno macie własny helikopter.
- Znów przesada. Nie mamy helikoptera, ale czasem, kiedy musieliśmy się bardzo szybko przemieścić z koncertu na koncert na dużą odległość, to wypożyczaliśmy jakiś.

- Płyty w Polsce nie sprzedają się najlepiej, na koncertach też podobno nie zarabia się kokosów. Jest opinia, że polskie gwiazdy dobrze zarabiają tylko na reklamach. Ty się w nich znalazłeś - wzięliście udział w reklamie banku, katowickiego osiedla.
- Feel jest zespołem, który zarabia właśnie głównie na koncertach. Ale reklamy są też obecne w naszym życiu. Wbrew pozorom są jednak niedużym procentem naszych dochodów.

- Kilka miesięcy temu waszych fanów zelektryzowała wiadomość, że Feel się rozpada. Kolorowe gazety i portale donosiły, że kłócisz się z zespołem o kasę, zarabiasz w nim więcej i chłopaki nie mogą tego znieść. Ile w tym prawdy?
- Nic. Nie ma żadnych kłótni, zespół funkcjonuje i ma się dobrze. A co do podziału kasy i zadań, to u nas jest to ściśle, od dawna poukładane i nie budzi żadnych emocji. Ja prócz tego, że jestem wokalistą Feela, jestem też kimś, kto chce być przy podejmowaniu wszystkich ważnych decyzji dotyczących grupy. Nie daję się tylko ładnie ubierać i wystawiać na scenę, żeby zaśpiewać koncert, a potem zająć sobą. Chcę być w środku machiny pod tytułem Feel i mieć wpływ na to, co się z nią dzieje.

- To skąd te plotki?
- Taki kwas w show-biznesie dzieje się wtedy, kiedy się kopnie w d... menedżment. Dalej nie chcę w to wchodzić.

- Teraz menedżerem Feel jest Dariusz Krupa, były mąż Edyty Górniak. Jak się wam pracuje?
- Fantastycznie. Darek to bardzo rzeczowy facet, z dużym doświadczeniem w branży. Cieszę się, że możemy z nim współpracować. W porównaniu z tempem pracy z Edytą Górniak z nami zapewne wypoczywa (śmiech). Ale w ogóle mamy dwóch Darków, bo jest też Darek Gamba, który dogrywa kwestie związane z koncertami, terminami, trasą i tym, żeby wszystko na niej grało. To świetny team.

- Ostatnio kilku frontmenów polskich kapel zrobiło solowe projekty. Nie marzy ci się solowa kariera?
- Nie, nie mam na razie takich planów. Feel to świetnie naoliwiona machina, pracuje się nam dobrze. Nie straciliśmy też jeszcze zapału, ciągle się nam chce, więc nie ma powodu, żeby coś zmieniać.

- Dotychczas mieliście dwuletni cykl wydawania płyt. Pierwsza ukazała się w roku 2007, druga w 2009. W przyszłym roku kolej na trzecią?
- Tak, mamy już plan, żeby w przyszłym roku od czerwca się wyłączyć i zrobić kolejny krążek. Na pewno będzie spokojnie, bez wydziwiania. Będziemy robić swoją robotę.

- Zostaje ci w tym pędzie czas na wypad w góry i wspinaczkę, którą się kiedyś podobno pasjonowałeś?
- Nadal się pasjonuję, ale czasu na takie wyjazdy rzeczywiście brak. Czasem zdarzy się raz, a czasem dwa razy w roku. Na szczęście ze wspinaczami jest tak, że jeśli zbudują sobie mięśnie, opanują technikę i będą w miarę trzymać wagę, to nawet pod dłuższych przerwach będą stanie pójść w górę. Tego się trzymam…
- Dziękuję za rozmowę.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska