Po tragedii w Domaszowicach

Tomasz Dragan
Henryk W. nie chce pokazywać twarzy. Boi się o życie. Wyrostki chciały dopaść i jego. Przed nieszczęściem obroniły go psy.
Henryk W. nie chce pokazywać twarzy. Boi się o życie. Wyrostki chciały dopaść i jego. Przed nieszczęściem obroniły go psy.
Twarz "Bidulka" tryskała krwią od uderzeń pięści i kopniaków. Mężczyzna, leżąc na ziemi, konał wśród śmiechu szalejących pijanych wyrostków.

Kwiaty jeszcze nie zdążyły zwiędnąć. Od pogrzebu minęły już dwa tygodnie, a one trzymają się, jakby były sztuczne. Z dywanu wieńców na grobie wystaje jasny krzyż z czarną tabliczką z nazwiskiem zmarłego. Piotr R., lat 46. Tylko nakrywki z wypalonych lampionów wiatr porozrzucał wkoło.
- Nasz "Bidulek" ma tu spokój - ociera łzy Wiesiek, jeden z najbliższych kolegów śmiertelnie pobitego przez wyrostków 46-letniego Piotra R. Składa ręce do modlitwy. Urywa w połowie zdrowaśki. - Od małego - wtrąca - wszyscy na niego mówili "Bidulek". Szczupły był, niski. Od kilku lat rentę miał, na nogę, ze 400 zł, i tak sobie żył. Ludzie mu czasem jeść dawali.

Heniek stawia nowe znicze koło grobu. Trafiłby do kolegi z zamkniętymi oczami. Kiedyś najmował się u księdza jako grabarz. Zna tu każdy krzyż.
- Fajny był chłopak - Heńkowi łamie się głos ze wzruszenia. - Trochę sobie popijał, ale nikomu krzywdy nie robił. A gówniarze zabili go jak jakieś ścierwo. Teraz leży koło matki, co zmarła trzy lata temu...

Katowali go na śmierć
Jest późna noc 14 sierpnia. Wieś jeszcze nie śpi. Mieszkańcy szykują się na poranną mszę, w święto Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny.
- Piotruś był tego wieczoru u nas, jak co dzień - relacjonuje właściciel jednego ze sklepów w centrum Domaszowic. - Wypił troszeczkę. Potem się zdrzemnął, poopowiadał trochę. Pośmialiśmy się. Jak to z "Bidulkiem". Pamiętam, że zdziwiłem się, iż szukał kogoś, kto by go do domu odprowadził. Jakby się czegoś bał. Jakby czuł śmierć.

Ludzie widzieli jeszcze, jak "Bidulek", trzymając się płotu, brnął wypity do domu. Ze sklepu do chałupy miał kilkaset metrów. Inni słyszeli po północy jakiś ruch i śmiechy koło domu Piotrka. Nikogo jednak nie było w pobliżu. Noc pochłonęła odgłosy konania "Bidulka". Dzisiaj trudno już ustalić, ile dostał pięści i kopniaków. Jedno jest pewne: wyrostki z sąsiedztwa zakatowały go na śmierć.

Ranek 15 sierpnia. Kilka minut po ósmej. Dzwony kościoła jeszcze nie zdążyły się dobrze rozgrzać, wzywając na poranne nabożeństwo. Wkoło domu "Bidulka" pełno policjantów. Gospodarz nie daje znaku życia. Leży martwy przed wejściem do domu.
- Widziałem jego zakrwawioną twarz. Coś okropnego - opowiada jeden z gapiów. - Wyglądał jak nie nasz Piotrek, tylko jakiś obcy. Z początku myślałem, że to ktoś u niego zmarł. Dopiero potem rozpoznałem ciuchy. Na pogrzebie baby aż płakały, taką miał zmienioną twarz. Musiał bidok strasznie cierpieć, jak się nad nim pastwili.
Domaszowice huczą od plotek, że Piotrek popił sobie i umarł. Tymczasem wyrostki chodzą po wsi i chwalą się, że wpieprzyli żulowi. Tak jak od dawna zapowiadali. Całą ekipą, by się nie wywinął.

Wieśkowi wiadomość o śmierci przyjaciela przynosi brat. Nie daje wiary, że "Bidulek" po prostu się zapił.
- Od razu wiedzieliśmy, że coś jest na rzeczy. On się bał tych wyrostków - mówi Wiesiek. - Cały czas mu grozili z byle powodu, a raz nawet mu okna powybijali. Piotruś im przecież żadnej krzywdy nie robił. Owszem, przekomarzał się z łebkami, ale był całkiem nieszkodliwym człowieczkiem.
Policjanci początkowo podejrzewają u 46-latka śmiertelne zatrucie alkoholem. Sytuacja zmienia się po kilkunastu godzinach, kiedy dostają wyniki sekcji zwłok.
- Okazało się, że krew to nie efekt upadku, jak początkowo zakładaliśmy, ale dotkliwego pobicia - relacjonuje aspirant sztabowy Jerzy Myca, rzecznik namysłowskiej policji.

To była zabawa
Raport medyka sądowego jest porażający. U Piotra R. stwierdzono liczne wewnętrzne obrażenia ciała. Zmiażdżona podstawa czaszki, naruszenie narządów wewnętrznych głowy. Policjanci z marszu "trzepią" całe Domaszowice.
- Chłopaki z kryminalej zasuwali 24 godziny na dobę. Szybko wytypowaliśmy osoby, które mogły mieć związek ze śmiercią mieszkańca wsi - kontynuuje aspirant Myca. - Ostatecznie zatrzymaliśmy 3 młodych mężczyzn w wieku 17, 20 i 22 lat. Wszyscy są mieszkańcami gminy. Do tej pory nie notowani. Od początku zaprzeczali, że mają związek ze śmiercią ofiary. Po przedstawieniu im dowodów sąd aresztował tymczasowo na 3 miesiące 17- i 20-latka. Najstarszy dostał dozór policyjny. Dlaczego to zrobili? Dobre pytanie, bo oni sami podczas kilkugodzinnych przesłuchań nie potrafili nam na nie odpowiedzieć. Z ich zeznań wynika, że była to po prostu zabawa. W grupie czuli się silni. Czekali na Piotra R., a kiedy zorientowali się, iż mężczyzna jest na posesji, napadli go i zaczęli bić.

Osiedle 40-lecia w Domaszowicach. Blokowisko, jakich w Polsce wiele. Zbudowano je dla pracowników dawnego gospodarstwa rolnego i fermy. Prawdziwa enklawa w środku stolicy gminy. Wieśniaki z chałup nie zapędzają się tu zbyt głęboko. Pośród kilkunastu dwupiętrowych domów można dostać w papę. Boże broń - od jakiejś zawodowej gangsterki, ale od zgrai łebków oglądających popołudniami teledyski rapujących idoli.

- Zwykłe wyrostki ze szkolnej ławy. Człowiek sam by ich wykosił, gdyby go za to do pudła nie wsadzili. Ale oni zabili człowieka, a pewnie ich zaraz wypuszczą, bo to dzieci. Hańba! - lamentuje mężczyzna, z którym rozmawiamy pod gminą. - Piją, ćpają narkotyki i diabeł w nich wstępuje. Nie ma na nich żadnej rady. Nawet policja tu nie zagląda, bo chce mieć od nich spokój.
Jeden z wyrostków w bluzie z kapturem ma własną teorię na temat "wyczynu" kolegów.
- Tylko go podobno poklepali. A on i tak był pijany, więc sam umarł - mówi nastolatek. - Zawsze jak się napił, to ich zaczepiał. Każdy się nas czepia za byle gówno.
Na osiedlu mieszkają dwaj podejrzani o śmiertelne pobicie "Bidulki". 17-letni Paweł G. oraz 22-letni Łukasz M. Z tego, co mówią ludzie, największym rozrabiaką był właśnie najmłodszy Pawełek. Ledwo skończył gimnazjum i poszedł do zawodówki do Namysłowa.

- Tak się cieszył ze zdania do drugiej klasy, że aż kogoś pobił. Wcześniej kiblował, powtarzając klasę - śmieje się jeden z kolegów Pawła. - Pamiętam, jak w kawiarence internetowej cały czas grał w gry militarne. Takie, co to komuś można dokopać i się postrzelać.
Starszy, Łukasz, właśnie był na urlopie. Od jakiegoś czasu pracuje w Irlandii.
- Zawsze go nosiło - mówi o 17-latku jedna z nauczycielek. - W szkole, na podwórku. Nadpobudliwy z ciężkim rozrabiackim charakterkiem. Podobno kiedyś krowę sąsiadowi ze wsi poturbował.
Mieszkańcy bloków odwracają się na pięcie. Boją się rozmawiać o wyrostkach. Jedynie jeden z mężczyzn zamienia z nami kilka słów.
- Słyszałem, co się stało. Tragedia. Ale nie chce mi się wierzyć, że to zrobili. Przecież oni nie są groźni - komentuje.

17-latek siedzi w areszcie. W jego mieszkaniu nie ma nikogo. Telefon milczy. Natomiast matka najstarszego z podejrzanych chowa chłopaka w czterech ścianach domu. Pytania o powody pobicia Piotra R. pozostają bez odpowiedzi.
- Nie będę na ten temat rozmawiać. Jest prowadzone śledztwo. Z synem też nie pozwolę rozmawiać - zamyka drzwi.
Nieco rozmowniejsza jest matka trzeciego z podejrzanych, Daniela K. Dwudziestolatek (wrócił niedawno z pracy w Holandii) mieszka w Siemysłowie, wsi sąsiadującej z Domaszowicami. Kobieta wyraźnie jest roztrzęsiona.
- Nie dyskutuję na temat winy syna - mówi - ale tam więcej osób powinno siedzieć. Nie tylko on. Cała ekipa powinna odpowiadać za to, co się stało.
W Siemysłowie są zdziwieni aresztowaniem Daniela.
- Niespotykanie spokojny człowiek - mówi jeden z jego znajomych. - Do roboty się co prawda nie garnął, ale do bitki tym bardziej. Co mu odbiło? Może go wrobili albo coś.
Chłopakom postawiono zarzut pobicia ze skutkiem śmiertelnym. Grozi im do 10 lat więzienia.

- Z zeznań samych podejrzanych wiemy, że feralnej nocy raczyli się alkoholem. Kiedy ich zatrzymywaliśmy, byli już trzeźwi. Nic nam nie wiadomo o tym, by zażywali jakieś środki odurzające - dodaje Jerzy Myca. - Aresztowanie mężczyzn nie przerywa śledztwa. Zbieramy dowody cały czas. Może coś jeszcze wyjdzie w trakcie czynności.

Na szczęście psy szczekały
W Domaszowicach ludzie mają swoje zdanie na temat śmierci "Bidulki". Tutaj nikt nie wczytuje się w paragrafy. Zwady pomiędzy sąsiadami załatwia się po męsku: albo przy kielichu, albo "sam na sam" za sklepem. We wsi nie potrzebują sądu ani rozprawy. Skoro gówniarze zabili sąsiada, nie ma dla nich miejsca w stolicy gminy. Nawet jak kiedyś odpokutują za swoje w pudle.
- Nie ma co dyskutować. Zrobili to dla zwykłej szczeniackiej zabawy. Z nudów, bo nie mieli co robić na osiedlu - mówi mężczyzna, z którym rozmawiamy pod sklepem.
- Zachciało im się rozrabiania, to teraz będą mieli prawdziwe życie w kiciu - dodaje inny mieszkaniec. - Jak chcieli podymić, trzeba było przyjść pod sklep. Byśmy im pokazali, gdzie raki zimują. Pieprznęlibyśmy jednego, a reszta z głodu by w powietrzu zdechła!

Dom Piotra R. stoi pusty. Mężczyzna nie miał na miejscu żadnej rodziny. Krewni mieszkają w Wołczynie. Jednak i oni nie chcą rozmawiać na temat tragedii. Powód? Boją się zemsty wyrostków za oskarżenia. Argumentują, że nie wszyscy, co powinni siedzieć, są zatrzymani.
W sprawie jest jeszcze jeden wątek, o którym głośno mówi się w Domaszowicach. Chodzi o 60-letniego Henryka W., którego wyrostki rzekomo chciały pobić tej samej nocy co Piotra R. Henryk W. ciągle boi się o życie. Jego dom leży na uboczu wsi. Trzy kilometry od centrum, w lesie.

- Szli do mnie po tym, jak zabili Piotrka. Chcieli mi również dołożyć - przekonuje W. - Po co? Tak samo jak Piotrkowi, dla zabawy. Bo jestem stary i niedołężny. Czasem zwrócę uwagę, by nie rozrabiali. Na szczęście mam w domu psy, które w tamtą noc zaczęły mocno ujadać. Pewnie przestraszyli się pogryzienia przez groźne zwierzęta i odpuścili. Ale ja ich widziałem, jak stali na drodze. Bóg mnie od nich uchronił...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska