Sobotnie popołudnie w Naroku. Na ułożony z worków wał wspinają się, choć mają już swoje lata, Inga Krawczyk i Maria Mosner.
- Ty byś synek wolał, żeby cię wyściskała jaka młoda dzioucha, ale to ci się od nas należy - mówią, biorąc w ramiona Krzysztofa Pietruszkę, strażaka ochotnika. - Wyście nas uratowali!
Decyzja o ewakuacji Naroka zapadła w nocy ze środy na czwartek. Woda otoczyła miejscowość ze wszystkich stron. Mieszkańcy postanowili jednak bronić wsi.
W miejscu, gdzie droga do przeprawy przez Odrę przecina wał, worki układali już od wtorku.
- Pomagał kto tylko mógł - opowiada Krzysztof Pietruszka. - Rolnicy oddali do dyspozycji traktory, koparki, maszyny. Wozili piach, za własne pieniądze kupowali worki.
- A my dbałyśmy, żeby ratownicy nie popadali z głodu - śmieje się Adela Swaczyna. - Gotowałyśmy im jedzenie i kawę.
Gdy zaczęło brakować worków, ktoś wpadł na pomysł, by z tego, co zostało, ułożyć drugi, oddalony o dwa metry wał, a przestrzeń między nimi po prostu zasypać piaskiem i przykryć folią. Woda doszła do szczytu, ale konstrukcja wytrzymała.
W sobotę woda w Naroku wyraźnie opadła, nie sięgała już nawet podstawy prowizorycznego wału.
- Obroniliśmy się - mówi z dumą Krzysztof Pietruszka. - Podobno nawet mówią już o nas "Twierdza Narok".
Dramatyczne chwile przeżywali mieszkańcy Wielopola i Starych Siołkowic kilkakrotnie.
Ci pierwsi w piątek chodzili ze strażakami z workami po rozpadającym się wale. Nie ustąpili.
- Gdybyśmy zeszli, woda zalałaby pół gminy Popielów - mówili. Zdaniem wielu właśnie tu doszło do pierwszego cudu. Drugi nastąpił w sobotę na tzw. Bedaszce niedaleko Siołkowic. Tu ochotnikom razem z wojskiem i strażakami udało się usypać 600 metrów wału. W międzyczasie spod grobli zaczęły wytryskiwać gejzery wody. Sytuację uratował Krzysztof Cytkowicz, szef brzeskiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych.
- To on wymyślił pierścienie z worków, które zatamowały wodę - mówi Dionizy Duszyński, wójt Popielowa. Jeżdżący traktorami i ciężarówkami pracowali trzy doby bez snu.
W Wielopolu i Starych Siołkowicach w trzy dni ułożono około 100 tys. worków. 1,6 tys. ton piasku wsypali do nich mieszkańcy pracujący w siołkowickim RSP.
- Tu ludzie są wspaniali, przyszli, pracują jak mrówki i nie chcą iść do domu - dziwił się Jerzy Kupczyk, szef popielowskiej rady gminy, obserwując kilkudziesięciu młodych ludzi uwijających się jak w ukropie przez trzy dni.
Niektórzy w przerwach jedli czekoladowe zajączki.
- Trzeba się domagnezić - żartowali.
Gminie Popielów pomagali nie tylko mieszkańcy. Na apel o dostawy żywności i wody natychmiast zareagowała cała Opolszczyzna.
- Przez chwilę potrzebny był też transport, ale ofert po kilku godzinach mieliśmy za dużo - śmieje się Marieta Kupka, wicewójt Popielowa.
W Zimnicach Małych, po drugiej stronie Opola, ochotnicy w czwartek zeszli z grząskiego wału po południu.
- Wszyscy pracowali jak woły, ale musiałam przerwać obronę, aby ich nie narażać - mówiła wówczas Róża Malik, burmistrz Prószkowa. Tym razem się udało. W nocy z piątku na sobotę kilkaset osób stawiło się w Boguszycach. Znów przeciekał wał. Po pięciu godzinach napełniania i układania worków wieś obroniono.
- Jak tu siedzieć w domu, kiedy ważą się losy naszej i kilku okolicznych wsi - mówili ochotnicy, których po akcji zaproszono na grochówkę do źlinickiego "Antka". Ze zmęczenia na miejsce dotarła tylko część.
W Borkach ludzie spędzili na wale dwie noce. Wieś oparła się Odrze tylko i wyłącznie dzięki temu, że wspólnie ułożono tu ponad 300 metrów wału. Pięć metrów od niego wczoraj odprawiono odpustową mszę ku czci św. Nepomucena.
- Nie mogliśmy dopuścić do tego, żeby msza się nie odbyła - żartowali.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?