Pozwólcie spędzić nam nasze ostatnie chwile razem! Poruszająca historia małżeństwa z Prudnika

fot. Archiwum
84-letni Michał K. z Prudnika walczy w sądzie o przyznanie mu opieki nad 79-letnią żoną Marią.

Na pierwszych odwiedzinach, po tym kiedy mi ją zabrali, żona powiedziała do mnie: Mężu, czemu mnie zostawiłeś? Czemu pozwoliłeś mnie zabrać? - opowiada Michał K. - Wyrwano ją z moich objęć! Żona i ja chcemy nasze ostatnie dni spędzić razem! Dwa tygodnie temu po jednoniowej rozprawie Sąd Rodzinny w Prudniku odrzucił wniosek, aby przyznać mu prawo do opieki nad żoną, 79-letnią panią Marią.

Od kwietnia zajmuje się nią córka, bo tak wcześniej zdecydował sąd. Pani Maria przez ostatnie 22 lata mieszkała ze swoim drugim mężem, czyli Michałem K. Sąd Okręgowy w Opolu w grudniu 2009 roku na wniosek córki zdecydował o jej całkowitym ubezwłasnowolnieniu z powodu otępienia, wywołanego postępującą chorobą Alzheimera.

Nieprzyjemne związki

Michał K. mimo zaawansowanego wieku opowiada o swoim problemie z najdrobniejszymi szczegółami, jakby chciał udowodnić, że mówi prawdę i we wszystkim się świetnie orientuje. Wymienia nawet nazwisko magazyniera, który w 1974 roku wydawał małego fiata, kupionego wtedy w prezencie dla startującej w życie córki Marii. Pokazuje stare dokumenty, swoje szczegółowe notatki o różnych zdarzeniach, spisywane nieporadnie na maszynie do pisania.

W 1988 wdowiec Michał K. poślubił młodszą o 5 lat Marię, także wdowę. Kobieta miała dorosłą córkę z poprzedniego małżeństwa, która mieszkała już razem ze swoim mężem. Pani Maria przyjęła nowego męża Michała do swojego mieszkania na osiedlu spółdzielczym w Prudniku. Bywali także w jego dwóch domach na wsiach koło Głubczyc.

- Zgodnie żyliśmy. Nigdy nie było między nami awantur, interwencji milicyjnych, bójek. Byliśmy dla siebie oparciem - opowiada małżonek. - A z rodziną jej córki widywaliśmy się raz do roku, na święta. - To był od samego początku nerwus i raptus, ale skoro mama chciała wyjść za mąż, to ja się w to nie wtrącałam - opowiada córka, Maria K. Kobieta z rezygnacją godzi się na rozmowę z dziennikarzem, bo nie chce, żeby jej życie rodzinne trafiło na łamy gazety.

- Kiedyś idąc do nich w odwiedziny, usłyszeliśmy na schodach krzyki, a w środku zastaliśmy moją płaczącą matkę. Mój mąż się zdenerwował i nagadał ojczymowi, żeby się wreszcie uspokoił. Od tego czasu mąż mamy zaczął nam utrudniać kontakty, a pod naszym adresem wymyślał różne bzdurne i nieprawdziwe zarzuty.

- Nigdy nie utrudniałem jej córce spotykania się z matką - oponuje mężczyzna. - Odwiedzała ją, czasem w mojej obecności. Przychodziła, bo była głodna. Moja żona jest taka gościnna, każdemu pozwalała iść do kuchni i brać samemu jedzenie.

- Stał nad nami, kiedy rozmawiałyśmy, wtrącał się, pokrzykiwał na mamę - Maria K. cały ten okres w swoim życiu określa dziś jednym słowem: gehenna. - Doszło do tego, że aby spokojnie porozmawiać, mama przychodziła po pracy pod bramę mojego zakładu. Spotykaliśmy się na mieście albo odwiedzaliśmy ją, kiedy jego nie było w domu.

Przez okno dawała nam znaki, że możemy spokojnie wejść. On zupełnie przestał wpuszczać nas do środka. Wiele razy staliśmy przed drzwiami mieszkania i słyszeliśmy, że rozmowy w środku nagle milkną. Tylko sąsiedzi mówili nam, że muszą być wewnątrz, bo przed chwilą ich widzieli.

Czy jeszcze słychać jej głos?

W 2008 roku lekarze stwierdzili u starszej kobiety otępienie naczyniowe wywołane chorobą Alzheimera. Objawy typowe: dziwne zachowanie, dezorientacja, gubienie się nawet we własnym mieszkaniu, zapominanie o podstawowych czynnościach, jak choćby zakręcenie kurka z gazem w kuchence. Według biegłego psychologa i psychiatry z pacjentką już wtedy trudno było nawiązać kontakt słowny. Miała zaawansowane zaburzenia pamięci.

- Zaczęli do mnie wydzwaniać sąsiedzi mamy, że dzieje się z nią coś złego - opowiada dalej córka Maria K. - Mówili, że słychać w mieszkaniu krzyki, czasem czuć odkręcony gaz, że na górze nie mogą otworzyć okna, bo z mieszkania dosłownie śmierdzi. Byłam zdesperowana i bezsilna, nie wiedziałam, co się z mamą dzieje. Nie mogłam jej odwiedzić, spotkać się z nią, nie chodziła do lekarzy, nie brała lekarstw. Wystąpiłam o przyznanie matce opiekunki społecznej, ale mąż matki nie wpuścił jej do mieszkania.

(fot. fot. Archiwum )

Mnie przestał wpuszczać nawet z policją. Po roku nerwów napisałam do sądu wniosek o ubezwłasnowolnienie matki. On na całe dnie wychodził gdzieś za swoimi sprawami i zostawiał ją samą w zamkniętym mieszkaniu. - Wychodziłem, ale żona miała zawsze swoje klucze - opowiada 84-letni mężczyzna. - Owszem, namawiano mnie, żebym brał dla nas posiłki z opieki społecznej, ale odmówiłem. Mnie wystarczy to, co mam. Po wojnie paczek z UNRRA też nie brałem.

Niedługo przed rozprawą pani Maria trafiła do szpitala. Córka i wnuczka pokazują fotografie, jakie wtedy robiły chorej babci. Nogi w strupach i wrzodach, zaropiałe. Fioletowa na twarzy od sińców, bo zasypiając w fotelu uderzała głową o oparcie. - Z brudu wydrapywała sobie strupy. Na kanapie miała podłożoną folię i siedziała we własnym moczu, bo nikt nie zakładał jej pampersów - opowiada córka. - Mama z powodu choroby nie potrafiła już dbać o siebie.

Nie myła się, nie przebierała, a jej mąż tego zupełnie nie rozumiał, że potrzebuje opieki. On uważał, że mama robi mu na złość. Kiedy wypisano mamę ze szpitala, bez wiedzy Michała zabrałam ją do swojego domu. Zaczęłam z nią prywatnie jeździć do lekarzy. Musiałam ją jednak w końcu zawieźć do mieszkania na osiedlu, bo sąd wyznaczył tam termin wizji lokalnej i przesłuchania matki na miejscu.

Kiedy sąd wyszedł po przesłuchaniu, mąż mamy razem ze swoim synem nie oddali nam matki. Wybuchła awantura, mało nas nie pobili. Musieliśmy ją wtedy zostawić. Ale chodziłam tam jeszcze dwa razy dziennie zmieniać opatrunki, dopóki on nie uznał, że już wystarczy i mnie więcej nie wpuścił. Od sąsiadki dowiadywałam się, czy ją jeszcze słychać przez ścianę. - Mimo wieku jestem w stanie opiekować się żoną - dowodzi 84-letni pan Michał. - Cieszę się dobrym zdrowiem, poradzę sobie z obowiązkami. Wcześniej sam robiłem zakupy, gotowałem. Z troską i oddaniem zajmowałem się żoną.

Nie, to jeszcze nie koniec

Córka opowiada, że nawet po sądownym przyznaniu jej opieki nad matką wcale nie miała zamiaru rozdzielać małżonków. W asyście policji weszła do ich mieszkania na osiedlu tylko po to, żeby wymienić zamki do drzwi i wreszcie uzyskać dostęp do podopiecznej. Chciała zadbać, aby matka była czysta i nakarmiona. - Z dziesięć osób weszło wtedy do mieszkania, z prokuratury, pomocy społecznej, a mnie nikt nawet dokumentów nie pokazał.

Policjanci zagrozili, że mnie zamkną, jak nie wydam dowodu osobistego żony - opowiada Michał K. - Odwołali mnie na bok, chcieli odwrócić moją uwagę. Myślałem nawet, żeby wyrzucić z mieszkania córkę, ale się rozmyśliłem, bo mi jeszcze sprawę karną zrobią. Poszedłem wtedy na skargę do sądu rodzinnego, do prokuratury, komendy policji, do ośrodka pomocy społecznej. Nikt nawet nie chciał ze mną rozmawiać.

Maria K. w kwietniu załatwiła po raz kolejny opiekunkę do matki, która przychodziła do ich mieszkania na dwie godziny przed południem. Po południu wpadała tam córka albo wnuczka. - Michał nie odpuścił. Awanturował się, wyzywał - wspomina dalej Maria K. - Po trzech tygodniach zadzwoniła do mnie opiekunka z OPS, żebym szybko tam przyjechała, bo ona już kończy swój dyżur, a matka nie może zostać sama.

Okazało się, że rzekomo kochający mąż się właśnie wyprowadził. Sąsiedzi opowiadali potem, że przez kilka dni wywoził swoje rzeczy. Zostawił "ukochaną" żonę i wyjechał, nic nam nawet nie mówiąc. Dopiero wtedy zabrałam mamę do siebie. W mieszkaniu na osiedlu trzeba było robić dezynfekcję, ale dalej tak tam śmierdzi, że trudno wytrzymać.

- Nie mieszkam w Prudniku od dwóch miesięcy - twierdzi Michał K. Rozmawiamy w małym mieszkanku, zaadaptowanym z dawnych budynków gospodarczych, u jego syna na wsi pod Prudnikiem. - Domyśliłem się, że ona też chce mnie ubezwłasnowolnić. Boję się, że żonę odda do hospicjum. Rozmawiałem z żoną, że musi stąd uciekać.

Starszy mężczyzna dowodzi, że córce i wnuczce chodzi tylko o jedno: Chcą przejąć mieszkanie Marii, to na osiedlu w Prudniku, bo jest jej własnością jeszcze sprzed ich ślubu. O swojej przeciwniczce w sporze nie mówi inaczej jak tylko przybrana czy adoptowana córka. Bo niby jak ktoś adoptowany w wieku 8 lat może mieć czyste intencje wobec przybranej matki?

- To on chce tego mieszkania. Na rozprawie powiedział wyraźnie sędzinie, że chce mieszkać z żoną w Prudniku - mówi Maria K. - Jemu chodzi o zemstę na mnie. Chce mi udowodnić, że nie mam żadnego prawa do matki. Chodzi po wszystkich możliwych instytucjach, rozmawia nawet z przypadkowymi ludźmi i oczernia mnie, mojego męża, moją córkę. Ostatni proces to na pewno nie jest koniec z jego strony. Boję się, że jeszcze coś wymyśli.

79-letnia pani Maria leży na łóżku, ręce złożone pod kołdrą i modli się cicho. Po ostatnim pobycie w szpitalu przestała samodzielnie chodzić. Zagadana o zdrowie mówi coś urywanymi zdaniami, bez sensu. Jej tylko modlitwa już teraz wychodzi.

- Od półtora roku z mamą nie ma żadnego logicznego kontaktu. To bajka, że mu powiedziała: Mężu, czemu pozwoliłeś mnie zabrać! - mówi Maria K. - Tu ma troskliwą opiekę. Zajmujemy się nią razem z córką, pomaga nam jeszcze zięć. Ma regulowane łóżko, materac antyodleżynowy, czystą pościel i regularne posiłki, które ostatnio może przyjmować tylko w postaci papki. A on - co z nią zrobi w tym mieszkanku na osiedlu? Zamknie ją tam i postawi w kuchni bułkę z maślanką.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska