Prorodzinnie nie znaczy tradycyjnie

Joanna Jakubowska <a href="mailto: [email protected] ">[email protected] </a> 077 44 32 572
Rozmowa z dr. Tomaszem Szlendakiem, socjologiem rodziny z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu

Model współczesnej polskiej rodziny odbiega od wyobrażeń polityków, którzy mają swój pomysł na politykę prorodzinną. Według socjologów taka wiedza jest niezbędna do tego, by ją właściwie ukształtować.

- Coraz więcej dzieci w Europie i świecie rodzi się poza tradycyjnym modelem rodziny. Jak to wygląda w Polsce?
- Jak wskazują dane z ostatniego spisu powszechnego, tak zwana tradycyjna rodzina to nieco ponad połowa wszystkich gospodarstw domowych w Polsce. Jeszcze w latach osiemdziesiątych było to niemal 70 procent. Oznacza to, że małżeństw mieszkających ze swoimi dziećmi, które uznajemy tradycyjnie za rodzinę, jest coraz mniej. Coraz więcej za to innych układów rodzinnych, zwanych przez socjologów alternatywnymi modelami rodziny, na przykład samotnych matek i ojców. Tych pierwszych jest w Polsce ponad półtora miliona, a tych drugich ponad 200 tysięcy! W roku 2001 aż 12 procent dzieci w tak konserwatywnym niby kraju jak Polska urodziło się poza małżeństwem. Trzeba jednak przyznać, że to nic w porównaniu z krajami skandynawskimi, gdzie już zde-cydowana większość dzieci rodzi się w ramach modeli alternatywnych. Tak czy inaczej, Polacy zaczynają się coraz mocniej rozmnażać poza tradycyjnym układem.

- Rząd chce z jednej strony zwiększyć liczbę urodzin, a z drugiej lansuje tradycyjny model rodziny. A co z tą reprodukcyjną resztą, niemieszczącą się w tym modelu?
- Myślę, że działania rządu zmierzające w kierunku zwiększenia dzietności rodaków wynikają po prostu z niewiedzy. Politycy działają tak: to, co mają w swoim domu - a więc tradycyjną rodzinę - uznają oni za jedyny możliwy scenariusz i nie dostrzegają po prostu innych form rodziny, w których coraz częściej żyją ludzie. Jeżeli ja żyję w tradycyjnej rodzinie, jak moi dziadowie i pradziadowie, to zapewne wszyscy ludzie tak żyją. Tymczasem to nieprawda, o czym donoszą badania socjologiczne. Coraz więcej ludzi żyje inaczej, co trzeba koniecznie dostrzegać jeśli chce się - i bardzo słusznie! - zwiększyć dzietność Polaków.

ust polityków prawicy można było usłyszeć, że samotna matka to patologia.
- To przykre, kiedy względy ideologiczne przysłaniają cel praktyczny, jakim jest "wyprodukowanie" dzieci dla przyszłości Polski. To, co ja proponuję, to po prostu czysty pragmatyzm: zamiast się obrażać na ludzi, że nie chcą mieć męża czy żony, ale chcą mieć dzieci (albo chcą mieć dzieci, ale mieszkając ze swoimi przyjaciółmi, a nie krewnymi), to trzeba im w tym pomóc. Trzeba pomóc, by także te dzieci były wychowane w dobrobycie, spokoju, żeby były wykształcone, żeby wyrosły na porządnych obywateli. Zakładanie, że tylko mąż z żoną dobrze wychowają państwu dziecko, jest nieporozumieniem wynikającym li tylko z zacietrzewienia ideologicznego czy politycznego. W ten sposób państwo odtrąci znaczną, coraz bardziej liczną grupę ludzi, którzy chcą się rozmnażać, tylko niekoniecznie w myśl tradycyjnego modelu.

Jak pan ocenia pierwsze prorodzinne inicjatywy władzy?
- Oceniam je jako niewystarczające. Becikowe to tylko ochłap. Są potrzebne jeszcze rozmaite inicjatywy państwa w sferze gospodarki - żeby przedsiębiorcom opłacało się zatrudniać młode kobiety i żeby nie tracili na ich odejściu na urlop macierzyński. Państwo ma także wiele do zdziałania w sferze ideologicznej. Na razie z tradycyjnymi przekonaniami na temat ciąży, laktacji, przebywania w domu z dzieckiem tylko matki, a nie ojca, walczą jedynie fundacje pozarządowe. To one walczą ze stereotypami, które urzędnicy państwowi tylko powielają, zniechęcając tym samym kobiety do rodzenia!

- W jakim kierunku powinna pójść polityka prorodzinna rządu, żeby była skuteczna?
- Obecnie kobiety nie rodzą dzieci w tak zwanym wieku reprodukcyjnym nie dlatego, że boją się utraty pracy, lecz decydują się na potomstwo dopiero po osiągnięciu stabilizacji i sukcesu w pracy. Kobietom zmieniły się priorytety i zabiegi państwa nie odmienią zapatrywań młodych Polek. Państwo zatem powinno zastanowić się nad wspomaganiem matek po trzydziestce. Może warto dofinansować i rozbudować opiekę zdrowotną pomagającą kobietom między 30. a 40. rokiem życia w donoszeniu i urodzeniu zdrowego potomstwa, czyli wtedy, kiedy chcą je mieć? Medycyna i badania prenatalne rozwijają się w zawrotnym tempie. Dofinansowanie przez państwo metod sztucznego zapłodnienia jest tu jak najbardziej na miejscu. Trzeba, żeby państwo za pomocą środków prawnych zmuszało władze samorządowe i instytucje do tego, by wprowadziły w sferze publicznej udogodnienia dla dzieciatych. Żeby we wszystkich czteropiętrowych budynkach były windy, żeby wszędzie były podjazdy dla wózków i chodniki, po których da się prowadzić wózek. Żeby na każdym osiedlu był plac zabaw. Może warto, żeby państwo zaangażowało się w zwalczanie koszmarnych, tradycyjnych sposobów patrzenia na kobiety w ciąży i laktację? Kobieta nie może u nas nakarmić dziecka w miejscach publicznych!

- Do czego zmierza polska polityka prorodzinna?
- Na pewno nie do modelu szwedzkiego... Ciekawe zresztą, czy gdybyśmy zapytali Polaków, czy chcą takiej opieki socjalnej nad matkami i takiej polityki prorodzinnej, jaka jest w Szwecji, to powiedzieliby "nie"? Nie sądzę...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska