Córeczka ma na imię Hania i ma 3 lata. Jest oczywiście jednym z przedszkolaków w najmłodszym bodaj stażem, prywatnym przedszkolu w Opolu. Ruszyło ono na początku lutego. Właścicielce i dyrektorce udało się skompletować w środku roku szkolnego dwie grupy po 12 osób. Najmłodsze dzieci mają 2,5 roku, najstarsze 5.
- Są z całego Opola - mówi Joanna Stelmach, właścicielka, z wykształcenia psycholog.
Najpierw potrzebny był budynek
Najtrudniejsze w drodze do własnego biznesu było znalezienie odpowiedniego budynku: wolnostojącego, dobrego do zaadoptowania na potrzeby najmłodszych, położonego na uboczu miasta i odpowiednio przestronnego. Przedszkole ma 450 m kw. powierzchni, kilka różnej wielkości sal do zabawy i odpoczynku, łazienki z małymi sedesami i umywalkami zamocowanymi na wysokości dzieci, własną kuchnię, a wkrótce będzie miało własny ogród.
Na pytania o trudności z adaptacją budynku i spełnianie wymagań przeróżnych instytucji, na co zwykle narzekają przedsiębiorcy Joanna Stelmach wzrusza ramionami, jakby to nie jej dotyczyło.
- Zapoznałam się z przepisami, znalazłam projektanta, strażaka i człowieka z sanepidu, którzy razem opracowali projekt przystosowania budynku - wspomina ze stoickim spokojem. - Więc i potem z odbiorem nie było poważnych problemów. Moim szczęściem było to, ze budynek był w stanie surowym z oknami jedynie, bez żadnych instalacji w środku, więc wszystko mogliśmy zaplanować dopasowując się do norm.
Utworzenie przedszkola, to nie łatwe
Kiedy poszła pierwszy raz do urzędu z pytaniem, jakie wymagania musi spełnić, by otworzyć przedszkole, to usłyszała, że to nie prosta sprawa. Ale do tego też podeszła spokojnie.
Remont budynku zaczął się w marcu ubiegłego roku, a już w lutym tego roku było po. Mąż pani Joanny żartował, że wykonawca miał dość jej dokładności i dlatego tak szybko uwinął się z pracami.
Pytana o to, czy odpowiedziała na zapotrzebowanie rynku - w Opolu brakuje miejsc w przedszkolach publicznych - Joanna Stelmach mówi, że niezupełnie przekłada się to wprost na zainteresowanie. - Nie ma co ukrywać - w prywatnym przedszkolu opłaty są wyższe, więc nie każdy rodzic decyduje się posłać tam dziecko.
Ci, którzy tak wybrali, pytali dyrektorkę o wielkość grup (12 dzieci pod opieką dwóch pań), program zajęć, wyposażenie sal i czy jest własna kuchnia. To ostatnie oczekiwanie przedszkole w Gosławicach też spełnia, mimo iż kuchnię trzeba wyposażyć jak tę w restauracji, co sporo kosztuje.
- Nie spodziewam się szybkiego zysku - odpowiada Joanna Stelmach, pytana o finanse. - Może moje dziecko będzie dopiero coś z tego miało, bo koszt adaptacji był naprawdę ogromny.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?