Przegrani nie fikną

fot. Fotorzepa
Uśmiechy Hanny Gronkiewicz-Waltz (PO) i Kazimierza Marcinkiewicza (PiS) nie przeszkadzają ich partiom toczyć ostrego boju o władzę w Polsce.
Uśmiechy Hanny Gronkiewicz-Waltz (PO) i Kazimierza Marcinkiewicza (PiS) nie przeszkadzają ich partiom toczyć ostrego boju o władzę w Polsce. fot. Fotorzepa
O wyborach samorządowych z drem Markiem Migalskim, politologiem z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach rozmawia Krzysztof Ogiolda.

- Kto - pańskim zdaniem - naprawdę wygrał pierwszą turę wyborów? Platforma, która zwyciężyła w wielkich miastach, czy raczej PiS mający bardzo dobre wyniki na prowincji?
- Potwierdza się to, co zapowiadałem przed głosowaniem, że po wyborach wszystkie partie ogłoszą swój sukces. Cztery partie mają zresztą po temu powody. Swoje zwycięstwo może ogłosić PO, bo wprowadziła najwięcej radnych do sejmików wojewódzkich. PSL może się pochwalić liczbą wszystkich swoich radnych. Za zwycięzcę uważa się także PiS z powodu liczby swych przedstawicieli w powiatach i gminach. Platforma Obywatelska pokazała, że jest bardzo silną opozycją i z Prawem i Sprawiedliwością toczy dzisiaj bój o władzę w Polsce. Ze swojego wyniku może być zadowolona także lewica. Okazało się, że jej projekt zjednoczenia okazał się atrakcyjny dla wyborców. Jestem zdania, że stosunkowo wysoka frekwencja wyborcza jest skutkiem powrotu do urn elektoratu lewicowego. Wreszcie sukces odniósł PSL, który potwierdził swoją bardzo silną pozycję na wsi i w małych lokalnych społecznościach miejskich.

- Czy w tej sytuacji Platforma Obywatelska powinna - jak mówił dwa dni temu, oceniając sytuację w Warszawie, Donald Tusk - razem z lewicą odsunąć PiS od władzy, czy raczej skorzystać z nieoczekiwanie wyciągniętej do zgody ręki premiera Kaczyńskiego?
- Nie może zrobić żadnej z tych dwóch rzeczy. Nie może pójść z SLD i nie może pójść razem z PiS-em.

- To trzeciego wyjścia już nie ma.
- Takie wyjście jest. Platforma nie może pójść z SLD, bo wtedy włoży do ręki argument PiS-owi i swoim przeciwnikom, a także do części swoich wyborców wyśle sygnał, że jest taką lepszą podróbką postkomunistów, a Tusk nie różni się zbytnio od Szmajdzińskiego. W dodatku narazi się na zarzuty o sojusz "czerwonych" z "różowymi" itd. To jest marzenie Jarosława Kaczyńskiego, żeby wepchnąć PO w ramiona postkomunistów i pokazać jej fałszywy liberalizm, skoro niczym się on nie różni od liberalizmu Sojuszu. PO nie może też wejść gremialnie w sojusze z PiS-em. Skoro prowadziła kampanię pod hasłem odsunięcia PiS-u od władzy, to nie powinna teraz władzy partii braci Kaczyńskich umacniać. Przecież taka sytuacja byłaby dla PiS-u idealna. Na szczeblu krajowym rządziłby z LPR-em i Samoobroną, a na szczeblu lokalnym dzieliłby władzę z Platformą. Ostatecznie wszyscy byliby uzależnieni od PiS-u, który czerpałby z tego układu same korzyści.

- Nadal nie wiadomo, co powinny zrobić władze Platformy, żeby nie zmarnować wyborczego sukcesu?
- Oddać decyzję o tworzeniu koalicji lokalnym działaczom. Po drugiej turze wyborów wójtów, prezydentów i burmistrzów decyzje o tym, z kim PO będzie wchodzić w koalicję, powinny zapadać na poziomie poszczególnych województw, powiatów i gmin, a nie według jednego wzorca wymyślonego w Warszawie. Wtedy w jednych samorządach PO będzie rządzić razem z PiS-em, a w innych razem z SLD. I to byłoby dla tej partii najlepsze rozwiązanie.

- Jaką strategię przyjmie w tej sytuacji PiS?
- Ta partia znalazła się po wyborach w idealnej sytuacji i robi ustami Jarosława Kaczyńskiego to, co powinna: pokazuje, że jest koncyliacyjna, wyciąga rękę do zgody, prezentuje bardziej przyjazną twarz, szachuje uśmiechem Marcinkiewicza, czyli ociepla swój wizerunek. Tym samym wpycha PO w niesympatyczną rolę partnera odrzucającego rękę wyciągniętą do zgody. W interesie PiS-u jest przejęcie władzy we wszystkich sejmikach. Może to zrobić z kimkolwiek, byle nie z SLD. PiS będzie się starał wypchnąć PO z sejmików, a tam, gdzie się nie da tego zrobić, będzie wchodzić z nią w sojusze.
- Dla wielu Polaków zaskoczeniem było bardzo duże poparcie uzyskane przez PSL.
- Ono w dużej mierze jest rezultatem specyfiki wyborów komunalnych i obowiązującej w nich ordynacji. Te 12-13 procent poparcia to jest więcej, niż PSL ma naprawdę. W wyborach do Sejmu na pewno ta partia uzyska znacznie mniej głosów. Jej liderzy będą musieli zrobić bardzo wiele, by w najbliższych wyborach parlamentarnych uzyskać przynajmniej połowę obecnego poparcia. W minioną niedzielę wynik PSL-u został wyśrubowany przepływem elektoratu Samoobrony. Jej wyborcy zobaczyli, że Andrzej Lepper nie jest tym politykiem, który może im coś załatwić. Zwrócili się zatem do polityków silniejszych, bardziej znanych w terenie, a przynajmniej sprawiających poważniejsze wrażenie.

- Co grozi nam po wyborach ze strony przegranych - LPR-u i Samoobrony?
- Ponieważ te partie ujawniły w głosowaniu przede wszystkim swoją słabość, to nie za wiele zwojują. Grozić mogą tylko silni.

- Czy po takim wyniku te partie są skazane na destrukcję, a koalicja rządowa wraz z nimi?
- Nie do końca. Samoobrona i LPR dostały w niedzielę ostrzeżenie, ale mylą się ci, którzy sądzą, że partie te należą już do przeszłości. To się w polityce tak łatwo nie dzieje. Choć prawdą jest, że koalicjanci PiS-u utracili prawie połowę swoich wyborców. Teraz okaże się, jaką przyjmą formułę działania. Mogą pójść w stronę zwiększania konfliktu z PiS-em. Tyle że i liderzy tych partii, i liderzy PiS-u dowiedzieli się przy urnach, że perspektywa przedwczesnych wyborów może być dla nich śmiertelna. Dlatego "podskoki" z ich strony mogą mieć bardzo ograniczony zasięg. PiS dostał od wyborców narzędzie do dyscyplinowania LPR-u i Samoobrony. Alternatywą dla koalicjantów jest czułe przytulenie się do PiS-u i przeczekanie tego trudnego dla siebie momentu. Mogą oni liczyć na to, że jeśli dalsze rządy PiS-u okażą się rządami sukcesu, to i oni będą trochę na tym sukcesie zyskiwać. Która z tych taktyk jest dla przegranych lepsza i bardziej prawdopodobna, nie podejmuję się rozstrzygać. To jest już ich problem.

- Jak będzie wyglądała polska scena polityczna między wyborami samorządowymi a parlamentarnymi?
- Perspektywa przyspieszonych wyborów do Sejmu bardzo się oddaliła, no chyba że partnerzy PiS-u zaczną "fikać". Tymczasem na polskim rynku politycznym widać dwóch wyraźnych liderów - PiS i Platformę, które umocniły swoje pozycje. Na końcu peletonu znalazły się partie przegrane - LPR i Samoobrona, które mogą mieć wyraźny kłopot z dogonieniem czołówki. Środek politycznego wyścigu tworzą SLD i PSL. Spodziewam się, że do wyborów parlamentarnych lewicy poparcie będzie rosło, a PSL-owi spadało. Zjednoczona lewica będzie się więc dobijać do pierwszej dwójki walczącej o władzę. Nastroje będą się w Polsce przesuwać na lewo. Przypuszczam, że ludowcy będą mieli problem z wyprzedzeniem ostatniej dwójki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska