Raz, dwa, trzy... na mundial jedziesz ty

Maciej T. Nowak <a href="mailto:[email protected]">[email protected]</a> 077 44 32 583
Selekcjonerzy zapewniają, że przy wyborze piłkarskiej kadry kierują się względami sportowymi. Kibice zawsze doszukują się podtekstów.

Wyłanianie nazwisk 23 polskich piłkarzy, którzy jadą na mistrzostwa świata w piłce nożnej, za każdym razem budzi ogromne emocje. - Kiedyś nie było jednak takiego szumu, bo nie było takich przekazów medialnych - uważa Wojciech Tyc, piłkarz Odry Opole, który w 1978 r. był blisko powołania na mundial. - Futbol wówczas był równie dobry jak teraz, ale telewizyjne transmisje bardzo siermiężne.
Cała Polska od poniedziałku żyje właściwie jednym tematem: dlaczego do Niemiec nie pojadą Dudek, Frankowski i Kłos? Piłkarska kadra zepchnęła na drugi plan wyczyny koalicji PIS-Samoobrona-LPR.
Paweł Janas, trener reprezentacji, w poniedziałkowy wieczór ogłosił nazwiska 23 piłkarzy-szczęściarzy, których zabiera na mistrzostwa. Sami zainteresowani dowiedzieli się o tym z telewizji.
- Z trenerem Pawłem Janasem rozmawiałem jeszcze w nocy z niedzieli na poniedziałek i nie puścił pary z ust. Mogę zapewnić, że nikt z kadrowiczów nie wiedział, kto pojedzie na mundial - wyjawił "Dziennikowi Łódzkiemu" Mirosław Szymkowiak.
"Super Express" twierdzi, że Janas skład kadry ustalił ze swoimi współpracownikami. W oryginalnej kadrze znaleźli się Dudek, Frankowski i Kłos. Informatorzy gazety twierdzą jednak, że wymieniona trójka wypadła z reprezentacji w ostatniej chwili, już w domu Janasa, o trzeciej nad ranem, w przeddzień ogłoszenia decyzji. Wtedy to trener kreślił na kartkach różne warianty składu i dojrzał do decyzji, która zaszokowała piłkarską Polskę.
Bo złamał nogę trenerowi...
Przed każdym mundialem są pewniacy do biegania po boisku w koszulce z orłem na piersiach, którzy później mistrzostwa oglądają jedynie w telewizji. Tak jest za każdym razem, gdy Polska jedzie na mundial. Nie inaczej było nawet u Kazimierza Górskiego.
W 1974 r. Górski nie zabrał na mistrzostwa Joachima Marxa z Ruchu Chorzów, który był wicekrólem strzelców ekstraklasy. Wiosną leczył kontuzję. Zdążył wrócić na boisko, ale przed mistrzostwami usłyszał, że do Niemiec nie pojedzie, bo kontuzja była zbyt poważna, a turniej będzie wyczerpujący.
Kibice mieli wówczas inną teorię, mówiącą o relacji PZPN z Wisłą Kraków. Otóż centrali zależało bardziej na dobrych relacjach z milicyjnym klubem, jakim była Wisła, niż z hutniczym, którym był Ruch. Więc w kadrze znalazło się pięciu wiślaków i jeden zawodnik Ruchu.
Wiele do powiedzenia miał wówczas Jacek Gmoch, asystent Górskiego, który za Marxem nie przepadał. Powód: podczas towarzyskiego meczu Gmoch, gdy był jeszcze zawodnikiem, złamał nogę podczas starcia właśnie z Marxem. Według kibiców wyglądało to na przypadek. Zadra jednak pozostała.
Po Kazimierzu Górskim kadrę objął właśnie Jacek Gmoch. Z trenerem na "ty" byli Jan Tomaszewski i Włodzimierz Lubański. Na "ty" z Gmochem był też Lesław Ćmikiewicz, ale na mundial do Argentyny nie pojechał. Miał etykietę człowieka Andrzeja Strejlaua, a Gmoch za Strejlauem nie przepadał.
Otarł się o mundial
O reprezentację Gmocha, która poleciała do Argentyny w 1978, otarł się opolanin Wojciech Tyc. Został powołany do szerokiej kadry. Miał zagrać w meczu ze Szwecją. Jednak kilka dni wcześniej złapał kontuzję. Miał szytą głowę i zapuchnięte oko. Tyc jeździł na zgrupowania z kadrą m.in. do Jugosławii. Grał w drugiej drużynie i w kadrze olimpijskiej.
- Liczyłem, że uda mi się załapać. Odra grała dobrze, ja byłem w niezłej formie, choć dobrych napastników było wówczas mnóstwo - opowiada Wojciech Tyc. - Niestety, nie pojechałem. To była moja pierwsza i ostatnia szansa.
Zamiast napastnika Tyca na mundial pojechał Roman Wójcicki, klubowy kolega. - Był perspektywicznym obrońcą. Później okazało się, że było to dobre posunięcie. W 1982 r. Romek był podstawowym zawodnikiem - wspomina Tyc.
Na mundialu w Hiszpanii w 1982 roku w kadrze nie znaleźli się m.in. Dariusz Dziekanowski, Mirosław Okoński oraz Antoni Szymanowski.
Między słupkami polskiej bramki nie stanął sam Jan Tomaszewski. Antoni Piechniczek, ówczesny trener, postawił na Józefa Młynarczyka. Tomaszewski mógł być co najwyżej rezerwowym. Po ogłoszeniu decyzji, po kolacji na zgrupowaniu zawiedziony wstał i oznajmił, że kończy karierę w reprezentacji.
W Hiszpanii Polska wywalczyła jednak trzecie miejsce, a zwycięskich trenerów się nie sądzi.
Pewniacy zostają w domach
W 1986 r., przed mistrzostwami w Meksyku, Piechniczek po raz drugi musiał wyłonić reprezentantów. W kadrze panowała nie najlepsza atmosfera. Piłkarze mówili o tym w wywiadach prasowych.
Dariusz Kubicki, obrońca Legii: - Wszyscy robią to samo, ale do różnych ludzi przykłada się różną miarę.
W kadrze na mistrzostwa w Meksyku nie znalazł się... Paweł Janas, wówczas zawodnik francuskiego Auxerre: - Nie dostałem szansy, a chyba byłem w dobrej formie - mówił. W sezonie 1985/86 uznano go za najlepszego obcokrajowca w lidze francuskiej.
Do Meksyku nie pojechali również Jan Furtok z GKS Katowice czy Mirosław Okoński z Lecha Poznań.
Cztery lata temu selekcjoner Jerzy Engel w kadrze nie uwzględnił pewniaka, jakim był Tomasz Iwan. Był on podstawowym zawodnikiem reprezentacji, która wywalczyła wyjazd do Korei Południowej. - To mi nie przejdzie do końca życia, zadra w sercu pozostanie - mówił później Iwan.
O decyzji selekcjonera dowiedział się - podobnie jak dzisiejsi pechowcy - od dziennikarzy. Trener nawet nie zadzwonił. Później, po nieudanych mistrzostwach, Engel swoją decyzję uznał za błąd.
Trener do Korei nie zabrał również tak utytułowanych piłkarzy jak Andrzej Juskowiak czy grający wówczas w Wiśle Kamil Kosowski.
Grupa trzymająca reprezentację
Dudek i Frankowski to giganci popularności, ulubieńcy narodu. Janas, zostawiając ich w domu, mógł chcieć uniknąć wrzawy medialnej wokół reprezentacji.
Dudek, Kłos, Frankowski i Rząsa uchodzą za "grupę trzymającą władzę w reprezentacji". Gdyby siedzieli na ławce rezerwowych, mogliby chodzić niezadowoleni, ciągle marudząc, a to tylko popsułoby atmosferę w drużynie.
- Jak usłyszałem nominacje, myślałem, że to żarty. Nie znajduję żadnego logicznego uzasadnienia decyzji trenera - powiedział "Gazecie Wyborczej" Jerzy Dudek. W wywiadzie sugerował, że rolę odegrały jakieś pozasportowe czynniki. - Może tamtej niedzielnej nocy działał pod wpływem jakiegoś środka odurzającego? - zastanawiał się bramkarz.
Wojciech Tyc akceptuje decyzję Pawła Janasa: - Na mistrzostwa muszą jechać ludzie głodni sukcesu. Trzeba tych młodych puścić na głęboką wodę, by nabrali doświadczenia.
Piłkarskie tradycje w rodzinie Wojciecha Tyca kontynuuje jego syn Tadeusz. Ma 22 lata, gra w drugoligowym Zagłębiu Sosnowiec. W środę strzelił bramkę Szczakowiance Jaworzno. - Ma talent. Jemu uda się to, co nie udało się mi - mówi Wojciech Tyc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska