Razem możemy naprawić serduszko Tomusia

Magdalena Żołądź
Magdalena Żołądź
Tomuś to śliczny, pogodny chłopczyk. Niedawno skończył rok. Na zdjęciu z mamą Patrycją.
Tomuś to śliczny, pogodny chłopczyk. Niedawno skończył rok. Na zdjęciu z mamą Patrycją. Paweł Stauffer
Operacja chłopca jest zaplanowana na drugą połowę roku. Do tego czasu rodzice muszą zebrać 37 tys. euro.

Często, gdy Tomek śpi, kładę się obok, wsłuchuję w jego oddech i mówię cicho: syneczku, taki jesteś śliczny, na pierwszy rzut oka w ogóle nie widać, jak ciężko jesteś chory. Dopiero gdy się przyłoży rękę do jego klatki piersiowej, słychać ciągłe bulgotanie, przelewanie.

W ten sposób serce Tomka walczy o życie, pracując dwa razy ciężej niż serca innych ludzi - mówi Patrycja Drążek, mama rocznego chłopca.

DORV. Ta krótka nazwa wady, którą ma Tomek oznacza bardzo poważną, zagrażającą życiu chorobę - dwuujściową prawą komorę serca. U zdrowego człowieka z jednej komory odchodzi aorta, a z drugiej tętnica płucna.

Tomusiowe serduszko ma jedną komorę niewykorzystaną, bo oba naczynia: tętnica i aorta, odchodzą z prawej komory.

- W efekcie wpada tam jednocześnie krew utleniona i nieutleniona, więc serce musi dwa razy ciężej pracować - tłumaczy mama chłopca.

Jak pomóc

Jak pomóc

Wszyscy, którzy chcą pomóc naprawić serce Tomusia, mogą wpłacać pieniądze na rachunek: 86 1600 1101 0003 0502 1175 2150 z dopiskiem "Tomasz Drążek". Fundacja na rzecz dzieci z wadami serca Cor Infantis, 20-701 Lublin, Nałęczowska 24. Można również przekazać 1 % podatku, wpisując w zeznaniu podatkowym nazwę fundacji, a jako cel szczegółowy "Tomasz Drążek" oraz nr KRS 0000290273.

Tomka wada jest wyjątkowo agresywna, powiększa się, chłopczyk słabnie. "Dane" mu po urodzeniu przez lekarzy 30 procent szans na przeżycie, zmniejsza się. Męczy go nawet tak zwykła czynność jak picie mleka z butelki. Gdy kończy jeść, jest wyczerpany, zlany potem. Nie ma nawet siły raczkować. Pokona może metr i przysiada, ciężko oddychając.

Rodzicom serce pęka, gdy patrzą na męczarnie jedynego, długo wyczekiwanego synka.
O tym, że z sercem Tomka może być coś nie tak, rodzice dowiedzieli się podczas comiesięcznej wizyty u ginekologa. Lekarz długo przyglądał się obrazowi usg na monitorze. To był 6. miesiąc ciąży.

- Powiedział mi, że pewnie wszystko jest w porządku, ale będzie spokojniejszy, jeśli umówimy się na konsultacje do kardiologa na Śląsku - wspomina Patrycja. - I z taką myślą pojechałam. Tylko żeby się uspokoić. Zaplanowałam nawet wypad na zakupy po badaniu. Pani doktor zrobiła usg i zaczęła rysować. "Bo w zdrowym sercu jest tak, a u pani dziecka jest tak" - usłyszałam. Nie byłam kompletnie na to przygotowana...

Poród odbył się na Śląsku, by było blisko do kliniki, w której czekała Tomka pierwsza operacja. Od razu po urodzeniu chłopiec trafił na intensywną terapię i dostał lek ratujący życie. Dwa tygodnie później odbyła się pierwsza operacja poszerzenia aorty i założenia bandingu na tętnicy płucnej.

- Usłyszeliśmy, że wszystko poszło dobrze, ale mimo to stan Tomka się nie poprawiał. Leżał ciągle pod respiratorem, próby odłączenia go kończyły się niepowodzeniem, był ciągle siny, opuchnięty - opowiada mama chłopca. - Jako że nie było poprawy, a zajmował łóżko na oddziale kliniki kardiochirurgii, został wypisany do szpitala w Opolu.

Na intensywnej terapii dla dzieci w opolskim WCM krok po kroczku dochodził do siebie i po dwóch miesiącach od narodzin wreszcie został wypisany do domu.

Rodzice stawiali się regularnie na kolejne wizyty na Śląsku. Okazało się, że stan Tomka nie jest dobry, pojawiło się nadciśnienie, a szczegółowe badania wykazały, że opaska na tętnicy jest źle zaciśnięta. W minione mikołajki Tomuś przeszedł kolejny zabieg. Lekarze odroczyli jednak termin głównej operacji.

- Kazali przyjmować leki i przybierać na wadze. Gdy pytaliśmy o główny zabieg, słyszeliśmy - proszę czekać. A Tomek słabł z każdym dniem... - opowiada Patrycja. - Wtedy inni doradzili nam konsultacje u prof. Malca, wybitnego kardiochirurga z Muenster, który przylatuje co miesiąc na wizyty do Krakowa.

Podczas konsultacji okazało się, że serce Tomka było operowane niewłaściwą metodą, której nie stosuje się od lat przy takich wadach. Kolejny zabieg zrobiłby z jego popsutego serduszka serce jednokomorowe, bardzo obciążone. Profesor przedstawił inny plan operacji, dzięki której mają pracować obie komory serca Tomusia. Operację trzeba wykonać jak najszybciej, bo wtedy szanse chłopca rosną.

Jej termin został wyznaczony na drugą połowę roku. Do tego czasu rodzice muszą zebrać 37 tys. euro. Konkretną datę operacji klinika w Muenster ustali, gdy wpłynie 80 procent kwoty. - Zawsze z radością pomagaliśmy, nie mając pojęcia, jak trudno samemu się prosi o pomoc - mówi cicho mama Tomka. - Nasze oszczędności nie wystarczą, dlatego musimy prosić. Zrobimy wszystko, by serduszko naszego synka mogło dalej bić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska