Rodzina Załoga na gospodarce, czyli historia o szczęśliwych opolskich rolnikach

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Państwo Barbara i Zdzisław Załoga są małżeństwem od 1979 roku. Mają powody cieszyć się z tego, co razem osiągnęli przez te lata.
Państwo Barbara i Zdzisław Załoga są małżeństwem od 1979 roku. Mają powody cieszyć się z tego, co razem osiągnęli przez te lata. Krzysztof świderski
Wielopokoleniowa rodzina Załoga gospodaruje w Bukowiu od lat. W 1979 roku mieli 20 hektarów i marzyli, żeby mieć choć 70. Dziś mają 400 ha. I to nie jest pewnie ich ostatnie słowo.

Pracują i żyją we wsi Bukowie koło Namysłowa, na peryferiach województwa opolskiego. Ale nie są gospodarstwem peryferyjnym. Reporterzy nto trafili tutaj, bo gospodarstwo rodzinne Zdzisław i Mariusz Załoga wygrało wojewódzki etap konkursu Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego „Bezpieczne gospodarstwo rolne”.

Jury na pewno się nie pomyliło. Od wejścia widać, że tutaj jest bezpiecznie. Bo nie wiadomo, czy większe wrażenie przy pierwszym spotkaniu robią ogromne i nowoczesne maszyny, czy porządek, który wręcz kole w oczy. Dwa potężne kombajny i cztery ciągniki, które mają zresztą swoje imiona, wyglądają tak, jakby właśnie wyjechały z fabryki. I ten, który ma dwa lata, i ten kupiony kilkanaście lat temu. Na równym jak stół terenie wyłożonym kostką nie ma grama błota ani papierka. Nigdzie choćby jednego zapomnianego narzędzia czy worka. Kto by chciał tu ulec wypadkowi, musiałby się chyba potknąć o własne nogi. Nie ma ani kawałka nieskoszonej trawy, ani śladów jakiejś roboty odłożonej na jutro. Bo tu się jej nie odkłada. Przecież jutro czeka nowa praca.

I pewnie nie może być inaczej, skoro 400 hektarów ziemi uprawia tutaj raptem czworo dorosłych domowników i dwóch pracowników najętych z zewnątrz. Obaj pracują tu zresztą od lat.

Gospodarze mają prawo mieć poczucie sukcesu. Nie tylko z powodu wygranego konkursu (choć jest on także dla nich bardzo ważny). Kiedy pobyć z nimi trochę dłużej, nie sposób nie dostrzec, że oni także własne życie wygrali.

I pewnie dlatego nie usłyszeliśmy w rozmowie z nimi słowa narzekania, ani na pogodę, że rok po roku nie sprzyja rolnikom, ani na ceny skupu, że za niskie, ani na polityków, że wsi nie rozumieją, ani na to, że roboty dużo. Bo w tym gospodarstwie obowiązuje inna myśl przewodnia: ziemi nie da się oszukać. Państwo Załoga nie tylko to wiedzą. Oni jej rzeczywiście nie oszukują. A ziemia - trochę jak Pan Bóg - nie daje się w miłości wyprzedzić. I odpłaca im tym, co ma najlepszego.

Historia rodzinnego gospodarstwa Zdzisław i Mariusz Załoga zaczęła się właśnie w 1979 roku. - Rodzice przekazali mi wówczas gospodarstwo i z moją żoną Barbarą pobraliśmy się jesienią - mówi pan Zdzisław. - Pięć lat wcześniej ojciec zbudował dom, oborę, stodołę i garaże. Dziś to wszystko jest już oczywiście poprzerabiane. W 2011 i w 2015 roku postawiliśmy dwie nowe hale. Zaczynaliśmy o dwudziestu hektarów, żeby stopniowo dojść do dzisiejszych czterystu. Syn Mariusz z żoną Marią zaczął gospodarzyć w 2000 roku. Te czterysta hektarów to suma obu gospodarstw. Rozrzuconych w promieniu około 20 kilometrów i podzielonych na około 30 części.

Dwudziestokrotne powiększenie areału, jakiego rodzina Załoga dokonała, można by uznać za symbol tego, jak zmieniała się opolska i polska wieś. Prawie pół wieku temu dwadzieścia hektarów było stosunkowo dużym gospodarstwem.

- Kiedy zaczynaliśmy, w domu nie było jeszcze bieżącej wody, a mąż na szybko robił centralne ogrzewanie, żeby na urodzenie dziecka w domu było ciepło – wspomina pani Barbara. - W latach 80. mąż mówił w rozmowie z gazetą, że marzy mu się, żeby mieć nie dwadzieścia hektarów, tylko siedemdziesiąt. Okazuje się, że marzenia się spełniają. Nawet wielokrotnie.
- Działka, na której stoi nasz dom, miała kiedyś 30 arów. Dziś zajmuje trochę ponad hektar, z czego na 70 arach położyliśmy kostkę – oblicza pan Mariusz.

- Gospodarujemy na 400 hektarach, a marzymy o tysiącu – dodaje pani Maria, jego żona. Tak się przez lata przesunęły te wielkości.

Państwo Załoga (i rodzice, i syn) skończyli szkołę rolniczą w Bierutowie. Niedawno bawili się na balu absolwentów z okazji jej 70-lecia. Zdecydowali się na produkcję roślinną – sieją pszenicę (150 ha), rzepak (150 ha) i kukurydzę (100 ha) – i na nową linię technologiczną nastawioną na jakość zboża (sprzedają je zarówno firmom polskim, jak i niemieckim). Zyskali sobie zaufanie, także zagranicznych partnerów, bo nigdy nie próbowali im wcisnąć byle czego.

- Mamy własną wagę, więc każdy przywieziony z pola plon jest ważony – opowiada Mariusz. - W nowej hali funkcjonuje kosz przyjęciowy i suszarnia. A z niej przed wsypaniem do zbiornika wszystko przechodzi przez czyszczalnię. Odsiewamy połówki i plewy i wtedy czy rzepak, czy pszenica, czy kukurydza jest pierwszej jakości. Nie mamy zwrotów, nikt nam nie zarzuci, że zboże jest brudne czy niedosuszone. A wtedy i cena jest lepsza.

Pan Mariusz podkreśla sens ważenia plonów. - Nie przyjmuję obliczeń typu: skoro zebrałem dziesięć przyczep, to znaczy, że mam 10 ton - tłumaczy. - Dwa lata temu na jedną z naszych przyczep wchodziło 15 ton zboża. A rok później – kiedy gęstość była większa – rekordowa waga wyniosła 19,8 tony. Nie mówiąc o tym, że jak raz nasypię przyczepę płaską, a raz z dużym czubkiem, to różnica wyniesie nawet 2-3 tony. Dlatego ważymy każdy zbiór i z każdego pola. To należy do tego biznesu.

Żeby mieć porównanie, co dobrze plonuje i jakie odmiany pszenicy siać, podzielili osiemnaście hektarów na sześć działek po trzy hektary. Każda odmiana inna. Kukurydzy zasiali dwadzieścia hektarów po pół hektara, czyli sprawdzają czterdzieści odmian. Rzepaku – w ubiegłym roku – dwadzieścia rodzajów po hektarze. Po skoszeniu plon z każdej działki doświadczalnej osobno trafia na wagę.

- Wtedy wiadomo na pewno, która odmiana przy tych samych warunkach atmosferycznych i zabiegach opłaca się najbardziej – zwraca uwagę pani Maria. - Trzeba się przekonać samemu, bo każdy handlarz chwali swoje ziarno jako najlepsze. Korzystamy też z pomocy wyspecjalizowanego doradcy. On jest jak lekarz dla roślin.
- Ale dzięki tym poletkom wiemy także, jaką kukurydzę dziki najbardziej lubią – dodaje ze śmiechem pani Barbara. - Jedną działkę - dosłownie sześć rządków na całej długości, choć była położona w środku - dziki całą zjadły. Wiadomo, że tej nie siejemy.

Wydaje się, że takie dążenie do perfekcji jest jedną z wizytówek tego gospodarstwa i przyczyną jego sukcesu.
- Korzystaliśmy z dopłat unijnych na maszyny – przyznaje pan Zdzisław. - Także z kredytów na zakup ziemi i budowę hali, takich agencyjnych, nisko oprocentowanych, bezpiecznych. Od 1980 roku współpracujemy z Bankiem Spółdzielczym w Namysłowie. Jak większość rolników spłacamy należności natychmiast. Na wiosce nikt nie zaryzykuje, że mu zabiorą traktor, bo czegoś nie zapłacił.

Państwo Załoga wygrali konkurs KRUS na bezpieczne gospodarstwo, ale nie współzawodnictwo jest powodem, dla którego się tu o bezpieczeństwo dba, podobnie jak o porządek. I to od lat. Namawiano ich więc do udziału już o jakiegoś czasu. Wystartowali, gdy uznali, że są gotowi naprawdę. - My bezpieczeństwa w gospodarstwie potrzebujemy – podkreśla pani Barbara. - Syn i synowa mają dwójkę dzieci. O wypadek łatwo. Więc tak trzeba wszystko urządzić, by nikomu nic na głowę nie spadło. Paliwo i środki ochrony roślin przechowujemy osobno – tam, gdzie kiedyś stały konie.

- Te środki są poukładane na regałach, na zewnątrz jest włącznik światła i włącznik wentylatora – opowiada Zdzisław Załoga. - Zanim otworzymy drzwi, 20-30 sekund pracuje wentylator, żeby najpierw powietrze się wymieniło. Części maszyn do wykorzystania na drugi rok są poukładane na regałach. Absolutnie nie pozwalamy sobie na chaos.
Domownicy nie ukrywają, że właśnie senior rodziny jest największym fanem bezpieczeństwa i porządku w gospodarstwie.
- Dzięki kostce wszędzie jest równiutko – dodaje pan Mariusz. - Najazdowy kosz zasypowy jest tak urządzony, że nawet noga tam nie wpadnie.

- Trzeba wszystko robić na bieżąco – tłumaczy filozofię tego gospodarstwa Zdzisław Załoga. - Wczoraj pracownik mył wodą ze szlaucha traktor. Jak traktor odjeżdża, natychmiast trzeba zebrać błoto, żeby nic nie zostało. Zaraz, nie jutro. Bo jutro jest inna robota. Trzeba jechać w pole. A poza tym, jak ktoś przyjedzie na podwórko, to co powie? Że jest brud na myjce? U nas każdy wie, co ma robić.

Na bezpieczne gospodarstwo składa się nie tylko troska o ludzi. Także świadomość ekologiczna.
- Zwyczajnie zaczynamy pracę o siódmej – relacjonuje Mariusz. - Ale jak się pryska rzepak w okresie kwitnienia, to od dziesiątej do rana, żeby nie szkodzić pszczołom.

- Kiedyś jechałam z Jakubowic z wnukami – kontynuuje tę opowieść pani Barbara. - Ktoś pryskał, a było już po dziesiątej rano. “Dlaczego ten pan pryska rzepak?” - zapytał nasz dziewięciolatek - “Przecież pszczoły latają”. Jak się o tym w domu mówi, dzieci nabierają dobrych nawyków.

Z pomocą m.in. unijnych dopłat w gospodarstwie wymieniony został na nowy cały park maszynowy. Równie dobrze prezentują się kombajny do zbioru zbóż (pracują nie tylko w ich gospodarstwie, wykonują również usługi), jak i stojące w rządku, jak pod sznurek cztery ciągniki. Dziewięcioletni syn Marii i Mariusza nadał im nawet imiona: „Kajtek” ma 115 koni mechanicznych, obok stoi 165-konny „Tur”, a dalej „Byk” (230 koni) i „Smok” (270). Najmniejszy służy głównie do opryskiwania i sypania nawozów, największe do siewu i orki.

Wszystkie pochodzą z jednej sprawdzonej firmy, która w dodatku ma niedaleko serwis (jak się popsuje elektronika, naprawa samemu staje się niemożliwa. Zupełnie tak samo jak w samochodzie).
- Każdy traktor ma dwie chromowane trąbki na powietrze, jak ciężarówki – mówi z satysfakcją Mariusz. - Każdy ma dwa koguty i postojowe światła ledowe. W każdym jest wykładzina na wymiar i musi być czysta. To jest mój konik.
No i nie ma mowy, żeby w kabinie kombajnu albo ciągnika zapalić papierosa. To jest w tym gospodarstwie ustalone. Raz na zawsze.

Każda maszyna, nawet ta, która jest w użyciu tylko w jednym okresie roku – na przykład wiosną – na pewno stoi czysta, a jej części zostały posmarowane. Ale oczkiem w głowie wszystkich – gdy idzie o park maszynowy - jest ursus C-328 z... 1962 roku.
- Tato miał kiedyś taki traktor, więc kupił tego ursusa, którego trzeba było dosłownie wyrwać z pokrzyw. Po renowacji także on wygląda jak nowy – cieszy się pan Mariusz.
Państwo Załoga patrzą pozytywnie na życie. Na nową ustawę o sprzedaży ziemi także.
- Jest dobra, bo ziemię dzięki niej przestaną kupować tzw. krawaciarze albo słupy – mówią. - Mamy nadzieję, że pola zabiorą też spółkom, które latami dzierżawią je za marne grosze (mniej więcej dziesięć razy taniej niż rolnik), a dadzą grunty na wolny rynek. I państwo będzie miało z tego pieniądze. A jak sąsiad zechce sąsiadowi grunt sprzedać, to agencja – mamy nadzieję - nie będzie się mieszać. Żeby jeszcze ceny trochę spadły, by były już bardzo wywindowane. Jak hektar kosztuje 50-60 tysięcy zł, to naprawdę trzeba wielu lat, żeby on tę cenę „odrobił” zyskiem z plonów.

W całej rozmowie z reporterami nto państwo Załoga ani razu nie narzekali, np. na ceny skupu.
- Była pszenica po 800 zł za tonę, każdy się cieszył – wyjaśnia Mariusz. - Teraz jest po 600 zł. Dajmy na to, że mamy plon z hektara 8 ton. Razy 600 to jest 4800 zł. Skoro dwa i pół tysiąca to są koszty na hektar, to 2300 ci zostaje. Zarobek jest. Jasne, że przy cenie 800 zł byłby większy. Jak rolnik ma 10 hektarów, nie da nawozu, bo mu szkoda albo zwyczajnie musi zaoszczędzić. Nie popryska. Jak zbierze cztery tony po 600 zł, to naprawdę mu się to nie opłaca. Trzeba robić tak, żeby zbiór był wysoki, bo wtedy zarobisz niezależnie od tego, po ile będzie zboże skupowane. Ziemi się nie da oszukać. Jak nie dasz, to nie masz. Jak nie włożyłeś, to nie ukosisz.

- Tylko kiedy ceny zbóż spadają, tanieją też nawozy i środki ochrony roślin – dodaje pani Maria. - Więc koszty też są trochę niższe.

- Na polu, jak w przedsiębiorstwie, wszystko jest ważne – dodaje pan Zdzisław. - I terminy, i odpowiednia uprawa. Siew precyzyjny. Maszyny są teraz drogie, ale bardzo dokładne. Maszyna siewna kosztuje 300 tysięcy, zaopatrzona w komputer itd. Trzeba umieć z niej odpowiednio korzystać.

Mariusz na przykładzie rzepaku wyjaśnia, co to znaczy: dziesięć lat temu siało się 9 kilogramów na hektar (niektórzy do dziś tak robią). Teraz siejemy od 1,2 do dwóch kilogramów. Pszenicy – kiedyś 300 kg. My siejemy teraz 90. Nie tylko dlatego, że materiał siewny jest lepszy. Zdawało się, że jak posiejesz gęsto, to będzie plon. A to nieprawda. Rzepaku ma być 40 roślin na metr kwadratowy. Wtedy rośliny idą w górę,są grube rozgałęziają się. I ziarno jest grube. Jak wysiejemy za gęsto, jedna roślina drugą przydusi.

- Słowem, świadomość się zmieniła, a nowe maszyny pozwalają na taką precyzję – przypomina pani Barbara. - Jak ziarno ma być siane na głębokość 2 centymetrów, to kółka dociskowe się na te dwa centymetry ustawia – dodaje Mariusz. Wtedy nie jest tak, że jedna roślina wychodzi dziś, a ta, która weszła głębiej dopiero za dwa tygodnie.
Wszystko to razem daje gospodarzom poczucie pewności i spokój na przyszłość. A czasem zdarza się uznanie wyrażone z zewnątrz.

- Poprzez technikum rolnicze z N­amysłowa trafili do nas kiedyś rolnicy niemieccy, do których szkoła wysyłała uczniów na praktykę – opowiada pani Barbara. - Byli zdumieni tym, co widzą. I było nam miło. A jak trafili do nas kiedyś niemieccy biznesmeni z branży rolnej, wciąż nas pytali, czyje to gospodarstwo jest. Nie chcieli uwierzyć, że nasze, że nie ma ono żadnego innego właściciela z Zachodu. A przecież naprawdę nie ma. To nasza praca.

Konkurs „Bezpieczne gospodarstwo rolne”
Kasa Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego ogłasza XIV Konkurs Bezpieczne Gospodarstwo Rolne, organizowany we współpracy z Ministerstwem Rolnictwa i Rozwoju Wsi, Agencją Nieruchomości Rolnych i Państwową Inspekcją Pracy.
W trzynastu dotychczasowych edycjach, których rangę
rokrocznie podkreślał honorowy patronat Prezydenta RP, udział wzięło ponad 16 tysięcy gospodarstw indywidualnych.
Zgłoszone do konkursu gospodarstwa oceniane są przez komisje konkursowe na szczeblu regionalnym, wojewódzkim i centralnym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska