Sejm niemy?

Mirosław Olszewski

Kiedy Republika Weimarska chyliła się ku upadkowi, a kryzys gospodarczy doprowadził miliony niemieckich rodzin do ruiny, na politycznym placu boju coraz większą rolę zaczęły odgrywać partie lewackie. Faszystowska i komunistyczna. Obie zbliżała do siebie pogarda dla demokracji, różniły się zaś tym, że faszyści do głoszonego przez siebie socjalizmu dodali nacjonalizm w skrajnej wersji.
Komunistów niemieckich wykończył Stalin, gdyż dla niego wszelkie odmiany tej doktryny były czystym rewizjonizmem, a w jego pojęciu rewizjonizm był dla komunizmu czymś na kształt gangreny. Pomijając szczegóły - postąpił z komunistami, jak chirurg ze zgniłą kończyną: obciął, wyrzucił i przeszedł do innych zajęć.
Wśród tych innych zajęć, jednym z ważniejszych dla Stalina było nawiązanie flirtu z niemieckimi nacional-socjalistami. Przede wszystkim dlatego, że, jak wspomniałem, gardził demokracją i wierzył w skuteczność państwa opartego na rządach jednostki.
W Polsce przedwojennej, gdzie również mieliśmy sporą frustrację społeczną spowodowaną a to echem Wielkiego Kryzysu, a to przeludnieniem wsi, również zyskiwały na sile ugrupowania skrajne, a wręcz pałkarskie. Wbrew bowiem naszej narodowej megalomanii nie jesteśmy ani krajem wyjątkowym in plus, czy in minus, lecz zwykłym, nudnym, jak większość naszych sąsiadów.
A zatem i Żydom się u nas dostawało, i imperialne ciągoty się pojawiały, jak była potrzeba to i chętnych do wojskowego zamachu stanu nie brakło, a z potoków śliny, z języka nienawiści zrodził się nawet facet, co zastrzelił prezydenta.
Ot, nuda, banał, zwykła kolej dziejów, w której zawsze, gdy sieje się wiatr, to i trzeba zebrać burzę.
Zawsze wydawały mi się śmieszne mocno egzaltowane jęki wydawane przez rozmaite autorytety na łamach gazet, czy w tv, będące reakcją na to, że jakiś chłoptaś, z braku rozumu a nadmiaru chęci zabłyśnięcia w grupie namalował sprayem antysemickie hasło na murze, czy rozedrganą namiętnością deklarację polityczną. Sądziłem, że to margines, któremu przypisuje się zbyt wielką wagę, że wystarczy dać kilku chłystkom po tyłku pałą, by zakodowali sobie w swych dwóch komórkach mózgowych, że są rzeczy, których robić nie należy.
Tak sobie myślałem do debaty sejmowej, w której nie półdurni kibole, nie wąchacze kleju, nie wykolejone dzieciaki z patologicznych rodzin, lecz posłowie - ludzie dojrzali, mający realne poparcie sporej części społeczeństwa wypowiadali treści, których nie powstydziłaby się grupa skinheadów.
Jednak jeszcze bardziej niż te potoki jadu zdumiało mnie tchórzliwe milczenie całej reszty posłów. Nie zdobyli się na replikę, nie wyszli nawet z sali. Siedzieli, i kalkulowali widać, czy wzięcie w obronę poniewieranych ponad wszelką wytrzymałość ludzi opłaca im się w sensie politycznym. Dokonali tym samym rzadkiej sztuki oplucia samych siebie. Zachowali się, jak ktoś, kto widząc katowanego człowieka, przechodzi na drugą stronę ulicy.
W takim to właśnie klimacie - frustracji, braku zaufania społeczeństwa do demokracji, powszechnej chęci szukania winnych w światowym spisku żydowskim i tchórzostwie elit, doszły do władzy pół wieku temu partie radykalne.
Postawię kolejkę każdemu, kto wskaże mi w tym wywodzie istotny błąd.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska