Serce do zwierząt potrzebne od zaraz. TOZ szuka pomocy

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
Murzynek nie miał łatwego życia. Dla kilkunastoletniego, ślepego kundelka cały domem była ciasna buda i kawałek łańcucha. Działacze TOZ uratowali psa, a on stara się nadrobić stracony czas.
Murzynek nie miał łatwego życia. Dla kilkunastoletniego, ślepego kundelka cały domem była ciasna buda i kawałek łańcucha. Działacze TOZ uratowali psa, a on stara się nadrobić stracony czas. Fot. Archiwum TOZ
W opolskim TOZ-ie działa 6 osób, które ratują czworonożne nieszczęścia z odległych zakątków regionu. Pracy jest tyle, że każda dodatkowa para rąk jest na wagę złota.

Telefon Ireny Otremby, szefowej opolskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, praktycznie nie milknie. Niektórzy dzwonią nawet w środku nocy, gdy inne służby rozkładają bezradnie ręce, a oni nie mają sumienia zostawić na środku drogi na przykład potrąconego o zwierzęcia.

- Ta sunia, która leży przede mną to Wena. Jakaś dobra duszyczka znalazła ją w Wawelnie, wychudzoną, potwornie zaniedbaną i powiadomiła nas - opowiada Irena Otremba. - Sunia panicznie boi się ludzi. Truchleje, gdy widzi kij, więc prawdopodobnie była bita. Uratowaliśmy jej życie, ale teraz przydałby się jeszcze kochający dom...

Takich uratowanych psich nieszczęść opolski TOZ ma na swoim koncie setki. Pod koniec lipca działacze natrafili na ślepego Murzynka, który całe życie spędził na łańcuchu. Właściciele chcieli go uśpić, ale nie mieli pieniędzy.

- Murzynek, jak się doliczyliśmy, ma co najmniej 15 lat i ogromną wolę życia. Gdy go zabieraliśmy, wyglądał jak obraz nędzy i rozpaczy, ale po wizycie u fryzjera okazało się, że jest to piękny pies, wyglądem przypominający pudla - mówi szefowa TOZ. - Dni Murzynka były właściwie policzone, bo jego właściciele chcieli zarobić parę groszy zbierając jagody i za te pieniądze go uśpić. Ktoś wypatrzył go na wiosce w powiecie oleskim i dał nam znać. Ten piesek, choć nie widzi, zachowuje się tak, jakby chciał nadrobić stracony czas. Nasza działaczka postanowiła dać mu dom.
Takie historie można mnożyć, bo nie ma praktycznie dnia, aby działacze TOZ nie jechali na interwencję. To spore wyzwanie, zwłaszcza, że w organizacji działa czynnie 6 osób, które czasami zabierają psie czy kocie nieszczęścia z najbardziej odległych części regionu. - Pracy mamy mnóstwo, dlatego każda dodatkowa para rąk byłaby dla nas na wagę złota - mówi Irena Otremba. - Przydałby się ktoś, kto pomoże nam prowadzić stronę internetową albo chociaż profil na Facebooku, bo każda opisania tam historia daje uratowanym zwierzętom szanse na kochający dom. Chętnie przyjęlibyśmy też pomoc osoby, która będzie wsparciem przy prowadzeniu spraw biurowych. Wystarczyłoby, gdyby ktoś taki znalazł dla nas choć godzinę w tygodniu...

Brakuje również domów tymczasowych, które mogłyby - do czasu znalezienia nowych opiekunów - przygarnąć pod swój dach doświadczonego przez życie czworonoga. - Tu nie jest wymagany wielki dom z ogrodem. Ja sama mam dwa pokoje, w których teraz żyją trzy psy. Wystarczy odrobina serca - mówi Irena Otremba.

Wolontariusze mogliby też pomagać w transporcie zwierząt do lecznicy oraz do nowych domów, przeprowadzać wizyty przedadopcyjne, czy interweniować, gdy czworonogom dzieje się krzywda. - Równie cenna byłaby dla nas pomoc w pozyskiwaniu sponsorów. Potrzeby są ogromne, bo zabiedzonych zwierząt jest mnóstwo, a my niestety mamy ograniczony budżet - wzdycha szefowa TOZ.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska