Sikora: Zabiłem, ale nie jestem mordercą

fot. Sławomir Mielnik
fot. Sławomir Mielnik
Gdyby Sławomir Sikora wtedy odpowiedział śledczemu "nie mamy już o czym rozmawiać", sprawa zostałaby pewnie umorzona, a film "Dług" o nim i jego kolegach nigdy by nie powstał. Bo śledczy szukali morderców dwóch gangsterów na ślepo. Żelaznych dowodów zbrodni nie mieli.

W 1993 roku Sikora już wiedział, że jest w matni. Gangster, zresztą jego dawny kolega, który obiecał załatwić mu dojście do bankowego kredytu, wciąż i wciąż żądał nowych odsetek od rzekomego długu.

- To był koszmar - wspomina Sikora: - Codziennie budziłem się rano z myślą, że za chwilę pewnie znów przyjdą, wywloką mnie z domu, zapakują do samochodu i wywiozą do lasu. A tam albo bicie, albo wieszanie do góry nogami na drzewie, albo wleczenie na sznurze za samochodem.

Zawsze bili go tak, żeby nie uszkodzić twarzy i dłoni. Bo z całego Sikory nie były im potrzebne jakieś jego wydumane długi, tylko właśnie twarz i dłonie. Chcieli, by dla nich pracował. Na przykład chodził do banków i realizował lewe czeki. A bankowcy stają się nieufni, widząc pokiereszowanego milionera. Więc bili z rozmysłem, by nie popsuć swego interesu.

A wszystko zaczęło się od tego, że Sikorę wzięli do woja. Ściślej: do wojskowych służb specjalnych. Miał dobre oko, więc nawet snajperkę mu dali. Tylko że z czasem coś mu to strzelanie przestało wychodzić. Armia wysłała go więc na badania. Lekarze przejrzeli Sikorę na wylot. Diagnoza: symptomy stwardnienia rozsianego.

- Uświadomiłem sobie, że mam bardzo mało czasu. Że za chwilę mogę stać się dla kogoś ciężarem. Bo z czego opłacę kurację? Za co kupię wózek?

ZABRAKŁO NORMALNEGO KREDYTU

Wyszedł z woja i zaczął tworzyć plan zrobienia pieniędzy. Nie jakichś tam sporych czy nawet dużych. Od razu kolosalnych.

Ten plan zaprojektował z rozmachem. Gdy dziś siedzimy w redakcyjnej kawiarence z trójką studentów, którzy zorganizowali jego wcześniejszą wizytę na uniwersytecie, uprzedza, żebyśmy się skupili, choć o swoim ówczesnym planie i tak opowie nam możliwie prosto.

Więc zacząć trzeba od tego, że wcale nie zamierzał - tak jak pokazano w filmie - handlować skuterami, lecz kosmetykami.

Z grubsza tak: Załatwił opcję na dostawy kosmetyków z Ameryki. Takie tam jakieś mazidła z żeń-szeniem dla kobiet i inne dla małolatów na pryszcze. W kombinację (Sikora woli określenie - w skład inżynierii finansowej) wchodziły też szampony z Anglii. Z połączenia obu interesów efektem miał być obrót, dalsze transakcje, a w konsekwencji potworna ilość proszków do prania, które miały trafić do zaprzyjaźnionej hurtowni, by tam warować i czekać na najlepszy moment na rynku.

W szczycie koniunktury miał wejść z tymi proszkami na rynek detaliczny. Sieć detalistów czekała w pogotowiu. Ale hitem miała być cena tych proszków: - 70 procent tego, co krzyczeli tradycyjni wytwórcy.

- Ludzie mogą sobie być homosowietikusami, ale liczyć każdy potrafi - śmieje się Sikora. - Rozdrapaliby ten cały nasz proszek w kilka tygodni.

Wtedy miał nastąpić drugi etap - wykupienie Polleny w Paczkowie, przyklepanie przedwstępnej umowy z zachodnim inwestorem i miałby Sikora pieniędzy po uszy. Nie tylko na kurację, ale i na wózek, a nawet kilka.

To czemu, skoro plan był tak genialny, inżynier od pieniędzy nagle znalazł się w kropce?

- Brakło tego jednego elementu, tego, który miał uruchomić całą maszynkę do robienia pieniędzy - mówi: - Normalnego kredytu z normalnego banku, na normalnych w cywilizowanym świecie zasadach.

Ale gdzie by się ten rynkowy drapieżca nie zwrócił, walił głową w mur.

- W bankach siedziały czerwone przechrzty, bezpieka, niedawni aktywiści. Oni nie rozumieli potrzeby ryzyka, rozmachu. W ich pojęciu banki służyły do tego, żeby ludność miała gdzie płacić czynsze i prąd.

NIC NIE CZUŁEM, JAK ICH MORDOWALIŚMY

To wtedy w życiu Sikory pojawił się filmowy Gerard. Stary kumpel, który powiedział: - Mam dojście do banku. Opłacasz gościa, dostajesz kredyt, ja biorę prowizję.
Sikora na to poszedł: - Tak, byłem gotów dać łapówkę, skorumpować kogo trzeba, byle uruchomić mój mechanizm robienia kasy.

Ale nie uruchomił. Właśnie ta nie do spłacenia prowizja dla gangstera okazała się pułapką. Tak powstał "Dług".

I dlatego Sikora musiał potem przytrzymywać wziętych podstępem gangsterów, gdy kolega wbijał im nóż w serca.

- Nic nie czułem, gdy ich mordowaliśmy - opowiada. - Miałem wtedy wrażenie, że to wszystko dzieje się jakby na filmie. Jakby obok mnie. Beze mnie. Bez mojego udziału. Odcięte głowy oraz ciała wrzuciliśmy do rzeki, wsiedliśmy do samochodu i w milczeniu wróciliśmy do miasta. Niech nikt nie mówi o jakichś egzaltacjach, wymiotach, słabościach. Bo tu nie ma żadnych reguł, pomijając filmowe schematy. We własnej obronie przeszliśmy granicę i znaleźliśmy się po tej niewytłumaczalnej, niezrozumiałej dla zwykłego człowieka stronie.
" (...) Że Ty mi wybaczysz to pewne/ wszak jesteś od wybaczania/ Złodziejom, łotrom i celnikom/ Lecz ja nie wybaczę sobie nigdy/ Nie spodziewam się nadziei znikąd/ Progu domu Twego/ Nie przekroczę, Panie/ Nie dlatego, że nie wierzę/ Właśnie dlatego, że wierzę nieustannie" - wiersz Sławomira Sikory, pierwsza nagroda w X Konkursie Twórczości Więziennej.

ŻAŁUJĘ SWOJEGO ROZMACHU

Początek lat 90. to były czasy dla "młodych wilków". Polski rynek był głodny oznak zachodniego dobrobytu. Zasysał wszystko: luksusowe samochody, które ludzie w PRL oglądali tylko w czasopismach, wideo, ciuchy. Przekręt gonił przekręt. Dopiero oswajaliśmy się ze świadomością, że i u nas zaczyna się instalować mafia i że na podstawie cynku z ministerstwa w ciągu kilku minut późniejszy senator Gawronik mógł otworzyć w kraju sieć kantorów wymiany pieniędzy.

- To był właśnie ten czas - mówi Sikora - gdy postanowiłem dojść do dużych pieniędzy. Bo zbiegły się w czasie - możliwości i perspektywa strasznej choroby.
Sikora rzucał się po rynku. Nie było branży, której nie posmakował, a zawsze na wielką skalę. Jak pomyślał o imporcie kawy Jacobsa do Polski, to nie łyżeczkami, lecz od razu serią kontenerów.

A gdy amerykańska firma ogłosiła coś w rodzaju castingu dla tych, którzy zadeklarują gotowość koordynowania serii transportów morskich z Kapsztadu do Nachodki, on jeden z grupy powiedział, że oczywiście teraz tego nie potrafi, ale się zaraz nauczy, co Amerykanom przypadło do gustu. A 2 tysiące dolców miesięcznie w 1991 roku to był finansowy kosmos.

Teraz żałuje czasem swojego wtedy rozmachu: - Może powinienem był wziąć gdzieś z Zachodu pięć kontenerów telewizorów Sony z odroczoną płatnością, wwieźć do Polski, pchnąć po niskich cenach i być dziś jak ten, co jest jednym z ważniejszych w kraju? - uśmiecha się znacząco, a ja także odpowiadam tajemniczym uśmiechem, choć nie mam pojęcia o kim mówi.

NAPISAŁ, ŻE KOPALIŚMY GŁOWY JAK PIŁKI

Sikorę sądzono szybko, bo pod presją opinii publicznej. Ta zaś wiedziała o nim tyle, ile dowiedziała się z relacji jednego z dziennikarzy, który zarobił porządnie na życie informacją, że po odcięciu głów swoim ofiarom kopali je z kolegą jak piłki. I się śmiali. Dlatego sala sądu warszawskiego zawsze była pełna, bo kto nie chciałby zobaczyć żywego degenerata?

Gdy był biznesmenem, dwie najlepsze kancelarie prawnicze stolicy dbały o jego interesy. Gdy stanął oskarżony o mord, dostał tylko obrońcę z urzędu.

Dwadzieścia pięć lat, jeśli dodać je do trzydziestu trzech, bo tyle miał wtedy, oznaczało, że wyjdzie zza krat tuż przed sześćdziesiątką. Kamery łapczywie czekały na najlżejszy choćby grymas na jego twarzy w chwili odczytywania wyroku.

- Ani nie drgnąłem w tym momencie - opowiada. - Pewnie sporo ludzi pomyślało sobie wtedy - cóż za zacięty zbrodniarz! Jaki zdeprawowany! Stryczek by takiemu, a nie życie na rachunek podatnika przez ćwierć wieku! Ale wiesz - człowiek, który dowiaduje się, że odtąd jego życie będzie się toczyć tylko w celi, na spacerniaku, w rytmie ustalanym przez więzienny regulamin przez najbliższe ćwierć wieku, staje wobec bariery niemożności zrozumienia, że to się dzieje naprawdę. Jak reagować na coś, co jest nie-do-pojęcia? Przecież żeby reagować, musisz najpierw zrozumieć - na co?

Najtrudniej zrobić ten pierwszy krok i usłyszeć zatrzaskującą się za tobą bramę. Bo to i strach, ale też ciekawość, jak to wygląda naprawdę.

Sikora trafił do więzienia z etykietą gita. To ludzie szanowani w więziennej kulturze. Szybko opanował grypserę. Te zwroty, które są wymagane pod celą, gdy idzie się załatwić naturalne potrzeby, odzywki w powtarzalnych okolicznościach.

- Po trzech miesiącach zrozumiałem, że to nie dla mnie. I stara grypsera też to zrozumiała. Usłyszałem: Sławek, to nie dla ciebie. Nie jesteś jednym z nas. Nie ubierasz się jak my, nie jesz jak my - po co udajesz?

Przestał grypsować, zaczął mówić normalnym językiem. W książce "Osadzony" opublikował swoje zdjęcia, gdzie widać, jak siedzi przy komputerze w więziennej bibliotece. Obok stos płyt cd. Pisze kolejne prace licencjackie dla "klawiszy", którzy już widzieli film "Dług", więc coraz częściej mówią - Panie Sławku, chodźmy, pogadajmy, bo mam problem.

I pisze dla współwięźniów odwołania od tymczasowych aresztowań.

Ośmiesza wymiar sprawiedliwości.

Bo ma do dyspozycji stos popularnych gazet, a wiedzę prawniczą czerpie z rubryk. I to działa! Pisze więc pisma, że przetrzymywanie przez lata kogoś, kogo sprawa jest prosta, jest skandalem. Otrzymuje pisma zwrotne, które streścić można: Ups - rzeczywiście. I facet zostaje zwolniony!

Sam pożera bibliotekę więzienną i opycha się wiedzą prawniczą. System penitencjarny coraz wyraźniej zaczyna widzieć jako jedną wielką absurdalną opresję, która nikogo nie jest w stanie "socjalizować", a jedynie popchnąć w stronę kolejnych przestępstw.

Sikora: - Jeśli około stu osadzonym ma pomóc jeden wychowawca, to o jakich szansach dla nich mówimy? Przestańmy się oszukiwać! Więzienia nie resocjalizują, lecz doskonalą kolejne rzesze przestępców. Dwa tysiące złapanych na jeździe po pijaku rowerzystów odsiaduje w celach wyroki. Uczą się tego, czego jako społeczeństwo na pewno nie chcielibyśmy, żeby się nauczyli.

MEDIA ZAROBIŁY PODWÓJNIE

Nie zaprzecza, że został skazany słusznie.

- Podczas sprawy sądowej powiedziałem, że popełniłem zbrodnię. Ale nie planowałem jej z rozmysłem. Dlatego nie czuję się winny. Godzinę zajęło sędzi nakłanianie mnie do tego, bym jednak takie wyznanie zrobił. Zmęczony - zrobiłem. Wszyscy odetchnęli. Bo bestia przyznała się wreszcie do winy.

Sikora się uśmiecha, gdy mówi: - Media zarobiły na mnie podwójnie. Raz, gdy skazały mnie przed sądem za to, że niby kopałem z kolegą głowy tych pomordowanych przez nas gangsterów, a drugi raz, gdy zbierały pisma, by nas ułaskawić.

Trzy razy Sikora prosił prezydenta Kwaśniewskiego o ułaskawienie.

Prezydent go ułaskawił tuż przed upływem swojej kadencji razem z Sobotką, bohaterem tzw. afery starachowickiej.

Dziś Sikora tworzy "sieć" - jeździ po ośrodkach akademickich, bierze udział w konferencjach na temat problemów wymiaru sprawiedliwości.

Narzeka tylko czasem, że ludzie przychodzą na te konferencje, by zobaczyć "kobietę z brodą", czyli żywego mordercę, którego poglądy nie są tylko żenujące, lecz warte przemyślenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska