Ślady Schapera

Krzysztof Stecki
Niedawno w doniesieniach o Jedwabnem pojawił się tak zwany "niemiecki ślad". Przy tej okazji podano także wiele nieprawdziwych informacji.

Jak się okazuje, wiedza o niemieckim państwie policyjnym nawet wśród naukowców bywa niepełna. Nie mówiąc już o tak zwanej opinii publicznej, którą przy okazji karmi się mitami. Celem tego artykułu nie jest wyjaśnienie tego, co stało się w Jedwabnem, ale próba opisania niemieckiej machiny zbrodni.

Niemiecki ślad to Einsatzkommando Schaper. Specjalny wysłannik Instytutu Pamięci Narodowej odnalazł w niemieckich archiwach dokumenty, że w rejonie Jedwabnego latem 1941 roku działała grupa operacyjna obersturmführera (porucznika) Hermanna Schapera i chociaż na razie nie odnaleziono bezpośrednich śladów w archiwach, które by wskazywały na to, że 10 lipca 1941 roku w Jedwabnem był ten oddział, to są dosyć mocne poszlaki, by taką wersję wydarzeń rozpatrywać - współudziału czy inspiracji niemieckiej zbrodni w Jedwabnem.
Przypadek Jedwabnego nie jest bowiem odosobniony. Zakładając, że komando Schapera jest współodpowiedzialne za mord, to taki scenariusz powtarzał się wcześniej i później wiele razy. Zacząć jednak trzeba od tego, co to jest Einsatzkommando. W nomenklaturze niemieckiej słowo "kommando" zastępuje w wojsku i jednostkach umundurowanych (także straży pożarnej) polski wyraz "oddział". Przy czym nie ma określonej liczebności takiego oddziału. Często "kommanda" tworzone były dla wykonania określonych zadań, na przykład eksterminacji ludności. Einsatzgruppen i einsatzkommanda to tłumaczone na język polski jednostki operacyjne, przy czym te pierwsze są jakby wyższego rzędu. Właśnie przy tej okazji w prasie podano ostatnio trochę nieprawdziwych informacji.
Niedawno dziennik "Życie" (nr 82 z 6 kwietnia) podał następującą informację: "Einsatzgruppen zostały utworzone w 1941 roku bezpośrednio po ataku Hitlera na ZSRR". Autor pomylił się dwa razy w tym krótkim stwierdzeniu. Pierwsze tego typu jednostki powstały bowiem jeszcze w 1938 roku, gdy III Rzesza anektowała Austrię. Były to jednostki SS składające się z funkcjonariuszy gestapo i Sipo (policji bezpieczeństwa), których celem było aresztowanie wszystkich członków opozycji. Kolejny raz metody działania wypróbowano przy zajmowaniu Czechosłowacji. Szykując się do ataku na Polskę, przygotowano sześć Einsatzgruppen, przydzielając każdą z nich do określonej armii polowej z zadaniem "oczyszczania terenu" zaraz po wkraczających wojskach. Dowódcy Einsatzgruppen (jedna z nich pod dowództwem majora Emanuela Schafera organizowała się w Opolu) mieli przygotowane gotowe listy, kogo mają szukać w Polsce - organizacji niepodległościowych i żydowskich. Po kampanii wrześniowej Einsatzgruppen przekształciły się w zwykłe terenowe placówki policyjne w okupowanej Polsce.W 1939 roku tereny, gdzie dziś leży Jedwabne, znalazły się pod okupacją radziecką. Przez dwa lata ludność żydowska zamieszkująca te ziemie żyła w spokoju. Niemniej widać było już wtedy pierwsze oznaki nadciągającej burzy. Pozostali współmieszkańcy tych rejonów przedstawicieli mniejszości żydowskiej zaczęli obarczać winą za wywózki i prześladowania, jakim władza sowiecka poddała przedstawicieli polskiej inteligencji, szlachty itp. Oczywiście nie jest to jedyna przyczyna wydarzeń w Jedwabnem, niemniej taka sytuacja była w 1941 roku jedną z przyczyn krwawych wydarzeń nie tylko w Polsce, bo podobny do Jedwabnego scenariusz powtarzał się na przykład w krajach bałtyckich.
Wracając do Einsatzgruppen, autor cytowanego wcześniej zdania pomylił się drugi raz w miejscu, w którym pisze, że Einsatzgruppen powołano po ataku Niemiec na ZSRR. Tymczasem cztery takie jednostki przygotowano w ośrodku szkoleniowym Pretsch nad Łabą, a każda z nich została przydzielona do konkretnej grupy armii wdzierających się na tereny sowieckie. Ponadto z góry wyznaczono dowódców SS, którzy mieli odpowiadać za sprawy zabezpieczenia tyłów i zajmowanych terenów. Ponieważ typową dla III Rzeszy praktyką było mieszanie i krzyżowanie kompetencji - dziś trudno dociec, nawet teoretycznie, kto wydawał rozkazy w sprawie Jedwabnego. Mógł to być na przykład generał SS Erich von dem Bach-Zelewski, odpowiadający za ten rejon, mógł być gaulaiter Prus Erich Koch, mogło być wiele innych osób, na przykład SS brigadeführer Nebe, dowódca przechodzącej przez ten rejon Einsatzgruppe "B". Dopóki nie znajdą się odpowiednie dokumenty, a nie ma pewności, że zostały wydane i podpisane (bo mógł być to rozkaz ustny np. reichsführera Heinricha Himmlera, który 8 lipca był w Białymstoku, lub szefa Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy, który także był tym rejonie), nie będzie wiadomo. kto z Niemców za tym stał.

Działania grup i oddziałów operacyjnych na zajmowanych terenach były dobrze zorganizowane. Jak już wspomniałem - metody przećwiczono już wcześniej. Przede wszystkim doskonale wiedziano. na jaki teren się wkracza, kogo szukać, jakie są nastroje, co można zrobić, by osiągnąć zamierzony cel - eksterminację najbardziej aktywnych jednostek i Żydów.
Zanim przejdziemy do Polski warto przytoczyć przykłady z innych terenów. Na przykład w Mińsku Niemcy wykorzystali fakt, że Żydzi, chociaż trudno to dziś zrozumieć, witali wkraczające wojska III Rzeszy jak wyzwolicieli. W związku z tym ogłoszono zbiórkę przedstawicieli mniejszości żydowskiej i bez większych kłopotów udało się zebrać około 30 tysięcy osób. Co się dalej stało - wiadomo. Z kolei w krajach bałtyckich. wykorzystując nieprzychylne nastroje wobec Żydów, których obarczano za sowieckie wywózki (bo nie da się ukryć, że wśród funkcjonariuszy NKWD wielu legitymowało się pochodzeniem żydowskim), Niemcy nie mieli zbyt wielu kłopotów by sprowokować ludność do antysemickich wystąpień. Na wielu terenach organizowano oddziały policji pomocniczej (Schumo) składające się z miejscowej ludności - volksdeutchów, Ukraińców, a nawet Polaków (np. 202, batalion na Wołyniu) - spoiwem była chęć walki z komunizmem, ale często oddziały te wykorzystywano do zupełnie innych celów.
To dobre rozpoznanie terenu połączone z biernością ludności żydowskiej wobec zagrożenia dało straszne efekty. Ostrożne obliczenia mówią o tym, że w ciągu drugiego półrocza 1941 roku same tylko oddziały Einsatgruppen wymordowały około pół miliona ludzi. Zwyczajowo po zakończeniu działań w danym rejonie dowódca Einsatzgruppe składał meldunek, że "teren X wolny jest od Żydów".

1941 rok był tylko preludium do jeszcze straszniejszej zbrodni - "ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej". Działania podjęte w 1939 roku w Polsce i kontynuowane potem na następnych zdobywanych przez Niemców terenach, składały się na kolejne fazy zdobywania "przestrzeni życiowej" na Wschodzie. Do końca 1941 roku około 80 procent Żydów zamieszkujących tereny Generalnej Gubernii i obszary bardziej na wschód skupionych było w gettach. Głośne dziś działania w Jedwabnem i okolicy Białegostoku były częścią oczyszczania z Żydów terenów wiejskich, by następnie z gett przewieźć ich do obozów zagłady. Ta druga faza zaczęła się na masową skalę w 1942 roku.
Wracając do Jedwabnego zebrane dokumenty i poszlaki wskazują na to, że nie można wykluczyć istnienia planu "oczyszczenia" tych okolic z Żydów rękami Polaków. Raz, że podobne wydarzenia powtórzyły się potem gdzie indziej, dwa, że pasują do siebie daty wydarzeń, na przykład seria pogromów w okolicznych miejscowościach wokół Jedwabnego.
Hans Frank, gubernator GG, w swoich pamiętnikach pisze, iż Hitler tuż przed atakiem na ZSRR zapewnił go, że "problem żydowski w Generalnej Guberni wkrótce przestanie istnieć". Wizyty wysokich urzędników w Białymstoku na kilka dni przed feralną datą 10 lipca, obecność w Jedwabnem, w relacjach świadków, gestapowców, pozwala przypuszczać, że komando Schapera może mieć coś wspólnego z Jedwabnem, co oczywiście nikogo nie oczyszcza z winy.
Na koniec warto wyjaśnić jeszcze jedno przekłamanie. Znanej z rzetelności "Rzeczpospolitej" też nie udało się uniknąć uproszczenia. Tytuł publikacji z 6 kwietnia "Ślady gestapo w Jedwabnem" jest nieprecyzyjny, bo najpierw należałoby dowieść, że są to rzeczywiście ślady gestapo.
Struktura niemieckiego aparatu policyjnego jest o wiele bardziej skomplikowana, niż się wydaje i obejrzenie, nawet po wielokroć, serialu o kapitanie Klossie, nie upoważnia do wydawania takich sądów. Chodzi o to, że we wspomnianym tytule należałoby napisać "Ślady gestapo, SD, SS, policji, Kripo, Wehrmachtu w Jedwabnem" bo z żołnierzy wspomnianych formacji składały się einsatzgruppen, a gestapowców, jak wyliczyli historycy, było w nich zaledwie... 10 procent. Oprócz Wehrmachtu pozostałe formacje tworzyły skomplikowaną i rozbudowaną strukturę SS, której opisanie wykracza po wiele razy poza ramy niniejszego tekstu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska