Szczęśliwy Jan Paweł II. 3 miliony pielgrzymów przyjedzie do Rzymu

fot. sxc
fot. sxc
Rzym spodziewa się 1 maja 2011 roku ponad trzech milionów pielgrzymów z całego świata. Papież Benedykt XVI wyniesie wtedy na ołtarze - 2221 dni po jego śmierci - Jana Pawła II.

Już to czyni majową uroczystość wyjątkową. Jak doniósł watykański dziennik "L'Osservatore Romano", nie zdarzyło się od około tysiąca lat, by papież ogłaszał błogosławionym lub świętym swego poprzednika. Zresztą, wbrew pozorom, beatyfikacje i kanonizacje papieży nie były wcale w minionych dziesięcioleciach zbyt częste. Ostatnim kanonizowanym papieżem był zmarły w 1914 i kanonizowany 40 lat później św. Pius X. Beatyfikowano zaś tylko Innocentego XI (zm. 1689, beat. 1956), Piusa IX (zm. 1878, beat. 2000) i Jana XXIII (zm. 1963, beat. 2000).

Grób do bazyliki

Kiedy w ubiegły piątek papież podpisał dekret zatwierdzający cud dokonany za wstawiennictwem Jana Pawła II, usunięta została ostatnia przeszkoda do beatyfikacji. Ogłoszenie kogoś błogosławionym sześć lat po śmierci jest okresem wyjątkowo krótkim. Mniej więcej tyle samo czasu upłynęło od śmierci do beatyfikacji Matki Teresy z Kalkuty, ale jej proces był wyraźnie krótszy. Rozpoczął się bowiem dwa lata po śmierci albańskiej zakonnicy, a nie po kilku tygodniach, jak to się stało w przypadku polskiego papieża. W obu przypadkach papieże uchylali należący do procedury 5-letni okres oczekiwania od śmierci do rozpoczęcia procesu.

Wbrew potocznemu mniemaniu błogosławiony nie jest mniej święty od kanonizowanego sługi Bożego. Kto został beatyfikowany, może cieszyć się publicznym kultem wiernych w lokalnym Kościele. W przypadku Jana Pawła II będzie on prawdopodobnie obejmował archidiecezję krakowską i całą Polskę. Święty kanonizowany doznaje czci w całym Kościele powszechnym.

Łacińskie określenie terminu błogosławiony - beatus - oznacza mniej więcej tyle co szczęśliwy i wydaje się, że to właśnie słowo doskonale oddaje stan cieszącego się niebem Jana Pawła II.
Ogłoszenie Karola Wojtyły błogosławionym prawdopodobnie jeszcze nasili jego kult. Kto próbował się modlić przy grobie papieża w Grotach Watykańskich, wie, że niełatwo znaleźć skupienie, jeśli ma się na tę modlitwę może minutę. Na więcej nie pozwalają porządkowi, bo tłum w wąskim przejściu przed grobem napiera.

Nic dziwnego, że rzecznik Stolicy Apostolskiej zapowiedział przeniesienie, zaraz po uroczystościach, ciała Jana Pawła II z Grot Watykańskich do bazyliki św. Piotra. Trumna nie będzie z tego powodu otwierana ani ciało ekshumowane. Grób zostanie przykryty marmurową płytą ze stosownym napisem. Będzie się on znajdował stosunkowo blisko wejścia do bazyliki, w kaplicy św. Sebastiana, między słynną pietą Michała Anioła a kaplicą Najświętszego Sakramentu.

Krew będzie relikwią

Nieprzypadkowy jest termin uroczystości. W tym roku pierwszego maja, czyli w pierwszą niedzielę po Wielkanocy, przypada ustanowione przez Jana Pawła II święto Miłosierdzia Bożego. Papież nie tylko był jego wielkim czcicielem i propagatorem "apostołki Miłosierdzia", św. siostry Faustyny. W wigilię święta Miłosierdzia Bożego, 2 kwietnia 2005 zakończył życie. Zwyczajnie beatyfikacja odbyłaby się pewnie właśnie 2 lub - w niedzielę, 3 kwietnia. Tyle że w tym roku przypada wówczas IV niedziela wielkiego postu. A to nie najlepszy termin na radosną uroczystość ku czci nowego błogosławionego.

Luigi Accatoli, emerytowany watykanista gazety "Corriere della Sera", przytomnie zauważył, że 1 maja jest dobrą datą na beatyfikację Karola Wojtyły z jeszcze jednego powodu. Otóż wtedy, gdy świat obchodzi Święto Pracy, a Kościół wspomina św. Józefa Robotnika, na ołtarze zostanie wyniesiony papież, który sam w okresie niemieckiej okupacji pracował fizycznie jako robotnik.

Choć od ogłoszenia terminu uroczystości upłynął dopiero tydzień, już na rozpoczynający maj weekend w Rzymie praktycznie nie ma wolnych miejsc w hotelach. Zarezerwowane zostały także noclegi w tzw. domach polskich. Szacuje się, że do Wiecznego Miasta przyjedzie z całego świata około 3 mln osób. Kto znajdzie nocleg gdzieś pod Rzymem, z uczestniczeniem w uroczystościach nie powinien mieć kłopotu.

Ogłoszono, że 1 maja nie będzie żadnych kart wstępu na plac Świętego Piotra. Gazeta "La Stampa" przypuszcza, że będzie on otwarty już w nocy poprzedzającej uroczystość. Pielgrzymi, dla których braknie miejsca przed bazyliką, będą mogli skorzystać z telebimów rozstawionych na pobliskich ulicach i placach. Władze Rzymu skorzystają zapewne z doświadczeń zdobytych podczas pogrzebu Jana Pawła II. Tłumy uczestników były wtedy porównywalne i poradzono sobie z ich transportem, wyżywieniem i noclegami perfekcyjnie.

W wielu parafiach w całej Polsce i w diecezji opolskiej organizuje się wyjazdy na beatyfikację, a także - dla wszystkich, którzy do Rzymu się nie wybiorą - dziękczynne nabożeństwa na miejscu.
Jedno z nich zostanie odprawione w sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Łagiewnikach. Będzie tam można na telebimach zobaczyć transmisję mszy z Rzymu. O 15.00 wierni odmówią koronkę do Miłosierdzia Bożego i wezmą udział w nabożeństwie na terenie budowanego Centrum Jana Pawła II.

Prawdopodobnie do 1 maja zostanie ukończona tam budowa dolnego kościoła, którego patronem zostanie właśnie Jan Paweł II. Po beatyfikacji mają w nim zostać złożone relikwie - ampułka z krwią, którą w Watykanie kardynał Stanisław Dziwisz dostał od lekarzy z Polikliniki Agostino Gemelli. Pobrano ją papieżowi przed tracheotomią, ostatnim poważnym zabiegiem, jakiemu został poddany.

Tak przebiegał proces

Uczestnicy pogrzebu papieża - 8 kwietnia 2005 - nie zapomną nigdy górujących nad placem św. Piotra transparentów z napisami "Santo subito" (święty natychmiast), a jeszcze bardziej okrzyków tłumu dającego wyraz przekonaniu, że to jest pogrzeb świętego.

W dawnych wiekach męczeństwo za wiarę lub takie właśnie powszechne przekonanie o świętości kandydata właściwie wystarczało, by trafił on na ołtarze. Symbolicznym aktem oznaczającym początek kultu mogła być tzw. translacja, czyli przeniesienie ciała z dotychczasowego miejsca pochówku do kościoła. Podlegało ono jednak zatwierdzeniu przez biskupa. Już od połowy XIII wieku decyzja o kanonizacji należała do papieża.

Obecnie reguły rządzące procesami beatyfikacji i kanonizacji opisuje konstytucja apostolska Jana Pawła II z 1983 roku. Zgodnie z nią prowadzono także jego proces. Papież Benedykt XVI zezwolił tylko na odstąpienie od 5-letniego okresu, który powinien oddzielać śmierć od początku postępowania. Już 13 maja 2005 - podczas spotkania papieża z księżmi w bazylice św. Jana na Lateranie - ogłoszono oficjalny dokument w tej sprawie.

Kilka tygodni później, 28 czerwca 2005, rozpoczęto proces w diecezji rzymskiej, a jego postulatorem został ks. Sławomir Oder. 4 listopada proces ruszył w archidiecezji krakowskiej pod przewodnictwem bpa Tadeusza Pieronka (zakończył się w kwietniu 2006 i przesłuchano w jego trakcie ponad stu świadków; w diecezji rzymskiej trwał o rok dłużej do kwietnia 2007).

W czasie procesu życie kandydata zostaje dokładnie prześwietlone. Czyta się wszystko, co napisał, także listy. Zaprasza świadków, także tych, którzy niekoniecznie są zwolennikami kandydata. Jeśli wierzyć przeciekom, w sprawie Jana Pawła II mieli zeznawać m.in. Aleksander Kwaśniewski i Wojciech Jaruzelski.

W 2007 roku dokumentację procesową przekazano do Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. W maju 2009 komisja teologów wydała pozytywną opinię w sprawie heroiczności cnót polskiego papieża. Potwierdzający tę opinię dekret Benedykt XVI podpisał 19 grudnia tego samego roku. Za beatyfikacją opowiedział się zatem głos ludu (zeznania świadków i tłumy przy grobie papieża) i głos Kościoła, uznającego, że Jan Paweł II żył w zgodzie z Ewangelią. Do zamknięcia procesu brakowało w tym momencie już tylko głosu Boga, czyli uznania cudu za wstawiennictwem kandydata na ołtarze.

Byłam chora, jestem zdrowa

Pozornie rzecz wydawała się prosta. Świadectwa o łaskach za przyczyną Jana Pawła II płynęły z całego świata. Postulator wybrał uzdrowienie francuskiej zakonnicy, Marie Simon-Pierre Normand, cierpiącej od 2001 roku na chorobę Parkinsona.

Kiedy papież Benedykt XVI ogłosił rozpoczęcie procesu, siostry ze zgromadzenia Małych Sióstr Macierzyństwa Katolickiego zaczęły się modlić za wstawiennictwem papieża o jej uzdrowienie. Początkowo nie było efektów. Kiedy siostra prosi przełożoną o zwolnienie z obowiązków, ta każe jej napisać imię papieża.

Zakonnica z wielkim trudem kreśli słowa "Jan Paweł II". Tego samego dnia między 21.30 a 21.45 siostra jest w swoim pokoju. Czuje, że powinna wziąć pióro i raz jeszcze napisać to imię. Tym razem pismo jest czytelne. Zdziwiona kładzie się spać. Budzi się o 4.30 i nie odczuwa bólu. Schodzi do kaplicy i przed Najświętszym Sakramentem odmawia na różańcu tajemnice światła. Kiedy o 6.00 idzie tam - już z wszystkimi siostrami - ponownie, po raz pierwszy od dawna może machać lewą ręką. Przestaje brać leki. Badania neurologiczne potwierdzają, że objawy ustąpiły. - Byłam chora i zostałam uzdrowiona - mówiła kilka dni temu na konferencji prasowej siostra. Przyznała, że to, co się stało, pozostaje także dla niej tajemnicą.

Jeszcze w trakcie procesu wątpliwości miał także jeden z ekspertów powołanych do oceny cudu. Siostrę poddano więc latem 2010 roku dodatkowym badaniom. Poproszono o konsultację kolejnego specjalistę. Proces na kilka miesięcy znalazł się w impasie.

Przełom nastąpił w grudniu 2010 roku. Pozytywnie na temat cudu wypowiedziały się komisja lekarska i teologiczna. 12 stycznia podobnie zawyrokowali kardynałowie i biskupi. Dwa dni później pod takim rozstrzygnięciem podpisał się papież.

Nie przeszkodziło to jednemu z francuskich neurologów na łamach "Le Parisien" - już po ogłoszeniu daty beatyfikacji - zakwestionować cud. Jego zdaniem, lekarze mogli pomylić chorobę Parkinsona z podobnymi do niej uleczalnymi objawami. Przyznaje przy tym, że sam nigdy siostry nie badał.

Święty, nie doskonały

Wydaje się, że mimo beatyfikacji nie umilkną też głosy krytykujące papieża za choćby nie dość skuteczne zapobieganie skandalom seksualnym w Kościele czy aferom w watykańskim banku, finansowanie "Solidarności", nietrafione nominacje biskupie, a nawet za zorganizowanie modlitw o pokój w Asyżu z udziałem przedstawicieli różnych religii czy pocałunek złożony na ofiarowanej mu przez muzułmanów księdze Koranu.

Nie wchodząc w każdy z tych zarzutów detalicznie, trudno jednak nie przypomnieć, że beatyfikacja nie jest wystawianym przez Kościół zaświadczeniem o absolutnej doskonałości i bezgrzeszności.

Potknięcia i błędy zdarzają się wszystkim, także świętym, więc nie ominęły zapewne także Jana Pawła II. Nie ma jednak wątpliwości, że starał się on szczerze wcielać w życie zasady Ewangelii. Pokazywał całym sobą, że Bóg kocha ludzi, a skoro tak - każdy człowiek jest godny szacunku. Wreszcie, jak powiedział podczas pogrzebowego kazania kard. Ratzinger - budził nas z wiary uśpionej. Miał świadomość własnej grzeszności i spowiadał się bardzo często. Czyli stawał ze swoimi grzechami przed Bogiem, by otrzymać pomoc.

Większość polskiego społeczeństwa powitała decyzję o beatyfikacji z radością. Wydaje się, że w papieskim dekrecie wielu z nas zobaczyło potwierdzenie własnych intuicji: zawsze mówiłem, że on jest święty. Od tej radości tylko krok do dumy: Polak jednak potrafi. Oba te odczucia są uprawnione. Byle się na nich nie skończyło. Byle się nie skończyło na kolejnych pomnikach, instytucjach im. Jana Pawła II itp. A na czym powinno się skończyć? Podczas kanonizacji bł. Kingi w Starym Sączu w 1999 roku papież mówił, że święci wołają o świętość. I to jest prawdziwe wyzwanie dla rodaków Karola Wojtyły. Na znacznie dłużej niż kilkanaście tygodni dzielących nas od 1 maja.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska