Sztuka nie lubi demokracji

Iwona Kłopocka
Marszałek województwa chce, by teatr i filharmonia ubiegały się o granty na realizację premier i koncertów.

Zarząd województwa przygotowuje się do ustalenia zasad dotowania dla jednostek samorządowych, w tym także, podlegających samorządowi wojewódzkiemu instytucji kulturalnych. Z inicjatywą wprowadzenia grantów na działalność artystyczną Teatru Kochanowskiego i Filharmonii Opolskiej wystąpił marszałek Ryszard Galla. Tę propozycję niebawem przedstawi on zarządowi województwa. Nowy system miałby zacząć funkcjonować od początku przyszłego roku.
- Chcę unowocześnić system dotowania instytucji kulturalnych, a przez to zmobilizować ich dyrektorów do większej aktywności w poszukiwaniu pieniędzy - powiedział "NTO" Ryszard Galla. - W krajach Unii Europejskiej system grantów, czyli przyznawania środków, na konkretne projekty, jest powszechny. Stosowanie go zapowiedział także minister kultury Andrzej Celiński. My chcemy wyjść tym oczekiwaniom naprzeciw.

Według nowego systemu, instytucje kulturalne dostawałyby w formie dotacji np. 70 proc. całkowitych kosztów utrzymania i działalności, a o resztę musiałyby zabiegać opracowując konkretne projekty. W przypadku teatru byłyby to projekty na poszczególne premiery, a w przypadku filharmonii - na cykle koncertów.
Granty miałoby przydzielać jakieś szersze grono - np. złożone z członków zarządu województwa i komisji kultury sejmiku.

Zdaniem Galli, nie prowadzi to do ubezwłasnowolnienia artystycznego dyrektorów teatru i filharmonii.
- Fakt, że obu panom przedłużyliśmy kontrakty świadczy o uznaniu dla ich poczynań - podkreśla marszałek. - Ten kto daje pieniądze, musi mieć jednak wpływ na ich wydawanie - dodaje. Może w nowym systemie teatr zamiast sześciu premier będzie mógł zrobić dziewięć?
Marszałek oczekuje od obu instytucji "wyjścia na zewnątrz". Chciałby, żeby dyrektorzy filharmonii i teatru zabiegali o pieniądze u samorządowców w terenie, w zamian z koncerty i przedstawienia grane właśnie u nich, dla tamtejszej publiczności.

Bartosz Zaczykiewicz, dyrektor teatru, i Bogusław Dawidow, dyrektor filharmonii, o pomyśle z grantami dowiedzieli się od dziennikarzy. Nie znając szczegółów, oceniają go bardzo ostrożnie i na razie nie przyznają się do żadnych obaw.
- Na stałą działalność koncertową muszą być pieniądze, bo specyfika pracy filharmonii wymaga ciągłego grania - uważa Bogusław Dawidow. - Muzycy nie mogą pauzować, żeby nie stracić formy. Nie wyobrażam więc sobie, że np. dostajemy pieniądze na połowę sezonu, a o drugą połowę musimy zabiegać sami. Granty są dobre, ale na działalność dodatkową.
Bartosz Zaczykiewicz też nie miałby nic przeciwko grantom, pod warunkiem, że miałby pewne pieniądze na utrzymanie budynku i płace pracowników.
- Gdybym miał taką stabilizację i jeszcze mógł liczyć na finansowanie, poprzez system grantowy, premier, to byłoby lepiej niż jest - podkreśla dyrektor "Kochanowskiego".
Dotychczas było tak, że brakowało pieniędzy nawet na utrzymanie budynku i płace. Teatr musiał więc zarobić nie tylko na premiery, ale i na zwykłą egzystencję.

Zaczykiewicz zżyma się też na przywoływanie przykładów z Zachodu.
- Owszem, tam przyznaje się granty na konkretne projekty, ale żaden dyrektor nie martwi się z miesiąca na miesiąc o byt. Kiedy nowy szef obejmuje teatr, zna możliwości finansowe placówki na kilka lat naprzód. My kombinujemy, jak się utrzymać na powierzchni. Często zaczynamy próby nowego tytułu, nie wiedząc, kiedy i ile będzie na to pieniędzy.
Zaczykiewicz nie uważa też, by należało go jakoś szczególnie aktywizować do poszukiwania pieniędzy i ich racjonalnego wydawania. Premiera w "Kochanowskim" kosztuje średnio 40 tysięcy zł, co jest kwotą bardzo skromną. Teatr zarobił w tym sezonie ponad milion zł, zrealizował sześć premier. I to jest miara aktywności jego kierownictwa.

Zaczykiewicz zgadza się, że władze mają prawo do oceniania generalnej linii repertuarowej (do tej pory nikt nie miał do niej zastrzeżeń), ale nie wyobraża sobie sytuacji, gdyby miał o tę linię "prawować się z kimś z zewnątrz", albo gdyby jakieś gremium rzuciło mu na biurko listę tytułów, które ma lub których nie powinien ruszać.
- Dystansuję się też od pomysłu zabiegania o pieniądze u burmistrzów czy w powiatach - mówi Zaczykiewicz. - Pochłonęłoby to zbyt wiele energii, nie chciałbym też dopasowywać się do gustów panów samorządowców. Nie dlatego, że ich nie cenię, ale demokracja w sztuce przynosi opłakane efekty. Wystarczy otworzyć telewizor, by się o tym przekonać. Wolę mieć zapewniony byt i szukać pieniędzy tam, gdzie one są, czyli w różnych fundacjach - podkreśla.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska