Tata prezes. O rodzicielstwie opowiada od wielu lat w Internecie. "Dzieci są nam dane na chwilę". Rozmowa w Dniu Ojca

Mateusz Czajka
Mateusz Czajka
Krzysztof Opeldus – czyli: „Tata prezes”. Mąż, ojciec trójki dzieci. Autor znanego bloga o tematyce rodzicielskiej oraz programu na YouTube „Rodzina jest super”. Zawodowo zajmuje się księgowością, budowaniem wizerunku oraz rozpoznawalności firm. Jest prezesem…
Krzysztof Opeldus – czyli: „Tata prezes”. Mąż, ojciec trójki dzieci. Autor znanego bloga o tematyce rodzicielskiej oraz programu na YouTube „Rodzina jest super”. Zawodowo zajmuje się księgowością, budowaniem wizerunku oraz rozpoznawalności firm. Jest prezesem… Trzynastykadr
Krzysztof Opeldus czyli: "Tata prezes" jest znanym blogerem parentingowym i twórcą programu "Rodzina jest super". Rozmawiamy z nim o ojcostwie, łączeniu pracy z wychowywaniem dzieci i rodzinach, które go inspirują. „Z jednej strony chcę być ojcem kochającym i obecnym, a z drugiej stawiającym granice. Ojciec jest też po to, aby powiedzieć: stop. Ma także pokazać, jak się traktuje kobietę - swoją żonę.” - mówi „Tata prezes”.

Dlaczego stał się Pan „Tatą prezesem”. Skąd się wzięła nazwa bloga?

Krzysztof Opeldus "Tata prezes": Powiem szczerze, że im dłużej na ten temat mówię, tym mniej o tym wiem (śmiech). Nie przywiązuję się do tej nazwy. Jestem stosunkowo „późnym blogerem” – chciałem, by nazwa była unikalna, a inne były już zajęte. Drugi powód dotyczy czasów mojego dzieciństwa. Moja mama do mnie mówiła „prezes”, bo widziała, że mam swoje własne ścieżki i pomysł na życie. Po trzecie – w rodzicielstwie tata, to też poniekąd taki prezes, ale małą literą. Musi zarządzać i często podejmować trudne decyzje (niejednokrotnie bolesne). Nie wiem, czy to zauważono, ale wszędzie używam nazwy „Tata prezes” w taki sposób, że tylko „Tata” jest pisane wielką literą - prezes małą.

To pokazuje priorytety i to, co ma być na pierwszym miejscu.

Tak, choć jest to nienaturalne. Wszyscy przeinaczają i jako nazwę własną piszą każdy człon wielką literą. „Prezes” jest też dlatego, że zawodowo zarządzam zasobami ludzkimi, pomagam różnym firmom w identyfikacji marki, zajmuję się księgowością.

Będę pamiętał przy spisywaniu (śmiech). W czym podobne jest bycie ojcem do bycia prezesem, a w czym się różni od zarządzania firmą?

To jest to jest świetne pytanie i chyba nikt mi jeszcze go nie zadał. Podobieństwo jest takie, że w obu sferach są trudne decyzje. Bądźmy ze sobą szczerzy - rodzicielstwo nie jest łatwe, często decyzje są ciężkie i mają swoje konsekwencje. Co do różnic – swojego biznesu nie traktuję, jak własne dziecko. Jeśli znajdzie się kupiec na moją firmę i da dobre pieniądze, mogę ją z marszu sprzedać - odcinam emocje. W rodzicielstwie nie jest to możliwe. Nie sprzedam dziecka, bo po prostu je kocham i przyjmuję z tym wszystkim, co ma. Jeżeli coś mnie boli w relacji, to naprawiamy, staramy się iść do przodu. W firmie, gdy coś boli, mogę po prostu to ukrócić w radykalny sposób. W ojcostwie tak nie ma. Tu przede wszystkim jest miłość, i to jest chyba słowo klucz, bo w rodzinie wszystko trzeba robić z miłością, a w firmie nie zawsze. Czasem nawet trzeba zostawić emocje na boku. To, co robię ma działać, służyć innym, rozwijać się, ale nie na zasadzie uczuć.

Pozwolę sobie pozostać przy tej metaforze. Niektórzy traktują rodzinę jak firmę – zupełnie w nietrafiony sposób. Są tylko od/do, a gdy idzie coś nie tak, to się „zwalniają” i „zmieniają” pracę.

Niektórzy uciekają także w pracę od rodziny. To rzeczywiście jest problem, natomiast ja na swoim podwórku, tak tego nie widzę. Mnie wręcz rodzina napędza do tego, co robię zawodowo. Widzę jak z każdym kolejnym dzieckiem (a jest ich trójka), rozwija się mój biznes, więc nie jest prawdą to, że im więcej dzieci tym gorzej - na zasadzie, że teraz nie ma na nic czasu. To tylko kwestia zarządzania. Nie mówię, że jest to łatwe, bo to szalenie trudne i nie zawsze mi to wychodzi.

Czego Pana w pracy zawodowej nauczyły dzieci?

Na pewno cały czas mnie uczą pokory i nauki na własnych błędach. Pokazują, że nie zawsze mam rację i się do tego przyznaję. Nie Jestem wszystkowiedzący i nigdy nie będę. Dzieci przede wszystkim uczą mnie jeszcze takiego powiedzenia sobie „stop” w momencie, kiedy zatracam się w pracy. Ja to widzę po prostu po dzieciach i po mojej rodzinie, że to jest ten moment, kiedy należy coś wyprostować, dlatego że ja bym był w stanie pracować 365 dni w roku bez przerwy. Lubię swoją pracę, lubię robić, lubię działać. Natomiast rodzina pokazuje mi, że trzeba znowu zwolnić, wrócić do rodziny i te relacje podreperować. To nie jest na zasadzie sinusoidy, że wracam do bliskich, kiedy jest źle. Nie o to chodzi. Chodzi o rozpoznanie momentu, kiedy powiedzieć sobie „dość”. Praca poczeka – rodzina nie, bo dzieci rosną. Wszystko idzie swoim trybem i nie chcę przespać dzieciństwa i tego wszystkiego, co się teraz dzieje: wypadania zębów, dylematów starszych dzieci, pójścia do szkoły. To jest piękne. Nie da się tego po prostu nadrobić.

Zwróciłem uwagę, że na profilu „Tata prezes” bardzo często pojawia się wątek wspierania żon i matek oraz zrozumienia ich roli. Dlaczego jest to dla Pana tak bardzo istotne?

Nie wyobrażam sobie świata bez kobiet - to by nie działało. Ja też widzę w moim życiu, że rola mojej żony, jako małżonki, kobiety, mamy moich dzieci i jako przyjaciółki, jest szalenie ważna. Nie wyobrażam sobie, by to nie zostało w żaden sposób docenione, a często się o tym zapomina. Podam taki przykład: gdy rodzi się dziecko, to wszyscy się nim zachwycamy, przychodzimy do niego, przynosimy mu prezenty, stoimy nad nim, a mama jest obok. Tak naprawdę największe gratulacje i brawa należą się jej i to wsparcie także jej się należy w tym momencie, bo to ona wykonała świetną robotę. Wydała dziecko na świat i wymęczyła się przy tym ogromnie. Mamy w pierwszych momentach życia dziecka wydają się często zapomniane. Już pomijam ojców, bo o nich się nie pamięta w ogóle – jakby byli potrzebni do tego tylko, żeby począć.

Nie tylko narodziny, ale i codzienność może być czymś wspaniałym. Oczywiście opakowanym w trudy, przeciwności i wyzwania. Często nie postrzegamy rodzin jako „cudu powszedniego”.

Myślę, że hasło „rodzina” jest coraz mniej popularne - wręcz drażni i denerwuje. Nie wiem dlaczego, bo rodzina jest zawsze najważniejsza. Nawet statystyki to pokazują, że ludzie często uważają, że ona jest najważniejsza. Po czym z różnych stron mamy niezrozumiałe ataki. Jeśli wrzucamy rodzinę gdzieś w politykę, w religię, to nie ma sensu, bo rodzina jest dla wszystkich - niezależnie od poglądów. Nie ma lepszych i gorszych, tylko szanujmy się nawzajem.

Może to, że niektórzy uciekają od zakładania rodzin jest między innymi spowodowane ich zawodem? Zastanawiam się, czy kontestacja rodzicielstwa nie jest tak naprawdę podświadomym krzykiem o dobre rodziny. Wielu ludzi nie doświadczyło, czy to w pełni, czy w części, tej miłości.

Tak, to prawda. Zawsze podkreślam na moich profilach, że jest istotne, z jakiej rodziny pochodzimy. To jednak nie przekreśla tego, co my jesteśmy w stanie zrobić. Możemy mieć naprawdę fantastyczną, pełną, kochającą się rodzinę, mimo że na przykład naszym rodzicom nie wyszło. To nas nie naznacza. Oczywiście na pewno jest trudniej, choć przy konsekwencji i chęciach możemy to zrobić. Myślę, że problemem jest też to, że łatwo jest powiedzieć: „nie chcę”, „jutro”, „kiedyś”. I mija 10 lat, a czas na budowanie rodziny jest tu i teraz i nigdy nie wróci.

Swego czasu ruszył Pan na YouTubie z programem „Rodzina jest super”. Skąd się wzięła idea? Chciał Pan pokazać, że „da się”. Zainspirować?

Program zrodził się w 100 procentach w mojej głowie. Wiele osób brało w nim udział i wspomagało mnie, bo wiadomo, że nie byłbym w stanie tego sam wykonać. Chciałem pokazać rodziny, które miały różne historie. Na ten moment powstało 36 odcinków z rodzinami z całej Polski. Nie ma jednego „standardowego modelu” np. rodziny z dwójką dzieci, albo z siódemką. Wszystko zależy od tego, kto się zgłosił. Oczywiście na początku była pewna selekcja, bo zgłoszeń było dużo - nie da się z wszystkimi spotkać. Chciałem pokazać różnorodność modeli i wydaje mi się, że to zostało osiągnięte. Można mieć firmę i być dobrym tatą, można być normalnym, zwykłym, szarym człowiekiem i też mieć fantastyczną rodzinę i świetne pomysły. Można być rolnikiem lub kimkolwiek innym.

Pamięta Pan jakiegoś ojca, który szczególnie Pana zainspirował?

Dobre pytanie. Nawet się nad tym nie zastanawiałem, bo myślę, że każdy przypadek był fantastyczny. Wiele było takich sytuacji. Odcinki były nagrywane w rożnych okresach mojego życia i w każdym okresie, co innego było dla mnie ważne. Jeśli jednak mam podać jeden przykład, który zapadł mi w pamięć, to dotyczy rodziny z miejscowości Gościno pod Kołobrzegiem. Rodzina wielopokoleniowa, pan na emeryturze, pani też (lub tuż przed), dorosłe dzieci. Przeprowadziłem z nimi dobrą i „luźną” rozmowę. Wyciągnąłem z niej sporo mądrości życiowej. Ci ludzie mogli być jak najbardziej dla mnie rodzicami, bo była duża różnica wieku i po prostu różnica pokoleniowa. Pomyślałem, że też chciałbym taki być w ich wieku na zasadzie: mam już swoje lata, ale dalej potrafię dogadać się z młodymi. Sądzę, że to ważne, aby nie stracić takiego bakcyla i dalej traktować młodszych ludzi od siebie na równo. Nie chcę mieć kiedyś postawy, że ja teraz mam swoje lata, jestem na emeryturze, to teraz mi się należy, tylko że dalej mogę coś jeszcze zrobić, coś z siebie dać innym. To małżeństwo pokazało mi też, że można żyć ze sobą tak długo i się dalej kochać.

Statystyki pokazują, że takich par będzie coraz mniej.

To nie jest popularne dzisiaj, żeby żyć i trwać wiecznie w jednym związku. Łatwo powiedzieć: „Koniec. Idę dalej z kimś innym”. I tak znowu i znowu. Czyli coś nie wyszło, to: „Okej. Nie starajmy się. Wyjdzie gdzie indziej”. Na pewno to nie jest dobre i w sumie do niczego nie prowadzi, bo to forma tchórzostwa. Mówiąc krótko: gdy jest problem, to uciekam i znajduję sobie łatwiejsze zadanie. Gdy jest problem, to trzeba się z nim zmierzyć.

Gdy mówił Pan o rozmowie ze wspomnianym małżeństwem, w głowie pojawiło mi pytanie o rozmowę z dziećmi. Nie ukrywajmy, mężczyznom trudnej się mówi o poważnych sprawach. Jak było u Pana – sam się Pan uczył rozmawiania z dziećmi, wyniósł Pan to z domu?

To trudne pytanie, bo na pewno nikt mi tego nie pokazał. Wręcz przeciwnie. Niestety w swoim życiu nie dostałem takiego konkretnego wzorca, jaki bym chciał. Uczyłem się tego sam. Wiadomo, że żyjemy w dobrych czasach: mamy różne publikacje, książki, Internet. Kiedyś tak nie było. Jest dużo fajnych, mądrych ludzi, którzy spisują to wszystko i warto z tego korzystać. Oczywiście nie traktować tego na zasadzie, że teraz tak musi być, bo każdy przypadek jest inny. Warto wspomóc się publikacjami i rozmowami z innymi ojcami. Ważna jest też intuicja ojcowska. Ja się tego uczę cały czas. To nie jest łatwe, bo z jednej strony chcę być ojcem kochającym i obecnym, a z drugiej stawiającym granice. Ojciec jest też po to, aby powiedzieć: stop. Ma także pokazać, jak się traktuje kobietę - swoją żonę.

Te rozmowy z dziećmi jednak nie zawsze nam wychodzą...

Ja ze swoim najstarszym synem, który ma osiem lat, często rozmawiam i mówię mu, że ja też coś źle zrobiłem. Chcę, aby wiedział, że nie jestem nieomylny i też potrafię przeprosić. Jestem raczej spokojnym człowiekiem, ale nie oznacza to, że nie mam emocji. Każdemu może zdarzyć się krzyknąć, ale zostawienie tego bez rozmowy nie jest dobre.

Robimy wtedy mętlik w głowie dziecku – nie pokazujemy, co jest dobre i złe oraz wymagamy od niego czegoś, czego sami nie wymagamy od siebie.

Wiadomo, że rodzice muszą wskazywać drogę. Nie jest jednak tak, że w naszym domu nie przepraszamy i nie rozmawiamy o tym, co się wydarzyło. Myślę, że taka rozmowa daje dzieciom poczucie, że są ważne i są częścią rodziny, a nie dodatkiem. Dzieci są nam dane na chwilę. Tak naprawdę wyjdą później z domu i prawdopodobnie będą powielać wzorzec tworzenia relacji, który im damy.

Wywiad zaczęliśmy pytaniem o „Tatę prezesa”. Na sam koniec wróćmy do tego wątku. Piszą do Pana inni ojcowie, aby podziękować za coś, poprosić o radę, porozmawiać?

Zdarza się to dość często, że ludzie rzeczywiście do mnie piszą. Dla mnie jest to dość trudne, bo to duża odpowiedzialność. To nie kwestia odpisania, co ja myślę i co należy zrobić. Ja mogę ewentualnie podpowiedzieć na takiej zasadzie: ja to widzę w taki sposób, ale ja nie tego nie zrobię za ciebie. Każdy przypadek jest inny. Zawsze to podkreślam, że ja znam tylko kawałek drogi, którą idzie ktoś, kto do mnie pisze, a nie całą sytuację. Nie jestem osobą kompetentną do tego, by komuś życie układać - jestem daleki od tego. Jeżeli jest jakiś głębszy problem, to zawsze kieruję do konkretnej osoby (czasami nawet z imienia i nazwiska) po poradę specjalistyczną. To trzeba po prostu inaczej załatwić i nie bać się tego. Problem polega też na tym, że wiadomości jest naprawdę dużo, a mi coraz bardziej brakuje czasu. Wiem więc, że na pewno nie wszyscy otrzymali ode mnie odpowiedź. Gdy zacząłem prowadzić „Tatę prezesa” powiedziałem sobie, że tak nie będzie, bo wiem, że tak robią wszyscy, ale nie sądziłem, że wiadomości będzie tak dużo.

I choćby z powodu czasu dla żony i dzieci musi Pan czasem powiedzieć sobie „stop” i zamknąć komputer.

Tak. To wszystko kosztuje czas. Także program „Rodzina jest super” wiązał się z ogromnym zaangażowaniem. To 36 odcinków razy kilka dni każdy (plan zdjęciowy, post-produkcja...). Zdarzały się momenty, że aby być razem, brałem rodzinę na plan.

Krzysztof Opeldus – czyli: „Tata prezes”. Mąż, ojciec trójki dzieci. Autor znanego bloga o tematyce rodzicielskiej oraz programu na YouTube „Rodzina jest super”. Zawodowo zajmuje się księgowością, budowaniem wizerunku oraz rozpoznawalności firm. Jest prezesem…

Nie przeocz

Zobacz także

od 7 lat
Wideo

Krzysztof Bosak i Anna Bryłka przyjechali do Leszna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Tata prezes. O rodzicielstwie opowiada od wielu lat w Internecie. "Dzieci są nam dane na chwilę". Rozmowa w Dniu Ojca - Dziennik Zachodni

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska