Te auta mają duszę

Redakcja
Jaguar E typ to gwiazda rajdów aut zabytkowych. Właścicielem auta jest Michał Bargiel.
Jaguar E typ to gwiazda rajdów aut zabytkowych. Właścicielem auta jest Michał Bargiel. Sławomir Mielnik
- Lepiej, aby duzi chłopcy bawili się dużymi autami, a nie dużymi lalkami - mówią żony właścicieli pojazdów z przeszłością.

Ważne

Ważne

Jakie kryteria musi spełniać pojazd, by móc go zarejestrować "na żółte tablice":
1. Musi mieć, co najmniej 25 lat.
2. Musi być (w modelu) nie produkowany od 15 lat.
3. Posiadać 75% oryginalnych części.
Jeżeli pojazd nie ma jeszcze 25 lat, droga wcale nie jest zamknięta. Można go zarejestrować jako samochód zabytkowy, gdy rzeczoznawca uzna, że pojazd wyróżnia się:
1. Posiada unikalne rozwiązania konstrukcyjne.
2. Dokumentuje znaczące etapy rozwoju techniki motoryzacyjnej.
3. Był związany z istotnymi wydarzeniami historycznymi.
4. Był użytkowany przez osoby powszechnie uznane za wyjątkowo ważne.
5. Ma związek z ważnymi osiągnięciami sportowymi.
6. Posiada oryginalne wykonanie lub został odrestaurowany.
7. Został odtworzony wiernie, zgodnie z technologią z okresu jego produkcji.

Mieć własny krążownik szos, sportowe auto z nieprodukowanej już legendarnej serii lub motocykl, który przeszedł swoje na wojnie - to marzenie wielu. Kiedyś właścicieli pojazdów zabytkowych w całym kraju można było zliczyć na palcach jednej ręki. Dziś coraz więcej osób może realizować swoje marzenia. Zaczyna się od jednego auta, motoru. Najpierw lata cale trwa reaktywacja takiego pojazdu, a potem - można cacko postawić w garażu. Zaglądać do niego, pielęgnować, zaś latem wyruszyć w trasę wyznaczoną przez punkty zjazdów oldtimerów.

Mieszkanie w kolorze tapicerki
Stanisław Szczygieł już jako dziecko lubił oglądać amerykańskie filmy. Nie westerny, ale te, których akcja toczyła się na trasie, na szerokich ulicach amerykańskich miast, obfitowała w wyścigi aut-krążowników. Tę pasję trudno wytłumaczyć: jedni chłopcy lubili grać w szachy, inni wisieć na trzepaku, jeszcze inni byli wielbicielami Zorro. A on krążowników szos.

Był już dwudziestolatkiem, kiedy znajomy, właściciel auta marzeń - cadillaca - zaprosił go na przejażdżkę, pozwolił poprowadzić parę kilometrów. Rok 1998, jazda takim samochodem po mieście wzbudzała sensację, przechodnie odwracali głowy w ślad za niezwykłym pojazdem, a miny wyrażały podziw i zainteresowanie.

- Któż nie lubi być podziwiany i być obiektem zainteresowania - uśmiecha się pan Stanisław. - Coś wtedy się stało w moim sercu i mojej głowie, że zwariowałem na punkcie tych aut i postanowiłem sobie, że wcześniej czy później takie auto kupię.

Motoryzacja zawsze była pasją opolanina, zbierał roczniki popularnego czasopisma "Auto Świat", które do dziś przechowuje pieczołowicie poukładane. Ale przede wszystkim zbierać trzeba było kasę.
- Dwa lata temu stać mnie było na kupno tego jednego i wymarzonego - mówi.

Cadillac deVille - jedna z tych luksusowych i klasycznych wersji, 84 rocznik. Auto o czerwono-bordowym lakierze karoserii i podobnej barwie ekskluzywnej tapicerki. Po prostu cudo. Zwraca uwagę wszystkich i na każdym zlocie.
Pierwszy właściciel mieszkał w Stanach Zjednoczonych - mówi opolanin. - I tak był zauroczony linią oraz kolorystyką wozu, że nawet swoje mieszkanie urządził w barwach karoserii tapicerki auta - w identycznym kolorze miał pomalowane ściany. Ja - choć nie poszedłem w jego ślady - jestem w stanie go zrozumieć.

Auto zwykle garażuje, nie jeździ się nim na zakupy ani do pracy. Okazjonalnie uświetnia śluby, rocznice zawarcia małżeństwa, czy chrzciny - bohaterowie tych uroczystości są wożeni nimi do kościołów i restauracji. Ostatnio pan Stanisław zrobił niespodziankę koleżance, która właśnie obroniła pracę magisterską i wziął ją na przejażdżkę.
Poza tym deVille minimum raz tygodniu jest odwiedzane przez właściciela w garażu, bo przecież każdy porządny właściciel taaakiego auta musi sprawdzać, czy wszystko jest w porządku. Dla poprawy humoru pan Stanisław wybiera się też deVillą na krótkie przejażdżki po mieście. A kto nie wierzy, iż takim okazałym wehikułem (długość ponad 5 metrów, szerokość niemal dwa metry) trudno jest zmieścić się w zatłoczonych, rozkopanych i wąskich opolskich uliczkach - tego czeka dyskusja z właścicielem cacka.

- W ulicy Szpitalnej zawrócę na raz! - twierdzi pan Stanisław. - Kłopoty - owszem są - ale gdy jadę uliczkami Małego Rynku, pomiędzy nieprawidłowo zaparkowanymi autami.
Wóz pali jak smok - 12 litrów na 100 km (choć starsze cadillaki potrafią palić i dwa razy więcej).
Po co komu auto, warte kilkadziesiąt tysięcy złotych, które rzadko kiedy wyjeżdża z garażu, a na benzynę dla niego trzeba wydać fortunę?

- Każdemu, kto tak pyta proponuję przejażdżkę deVille. I ostrzegam, że po tej jeździe będzie od ust sobie odejmował, byle zaoszczędzić na kupno podobnego wozu.

A mówi to z takim przekonaniem, że niektórzy wolą nie ryzykować i nie siadać do ekskluzywnej limuzyny.

ZALETY

ZALETY

Brak konieczności dostosowywania pojazdu do polskich wymogów technicznych, które spełniać muszą pojazdy dopuszczone do ruchu drogowego - jest to istotne zwłaszcza w przypadku samochodów z USA, posiadających inne światła i lusterka oraz samochodów z kierownicą po prawej stronie. Możemy nimi normalnie jeździć bez konieczności dokonywania przeróbek.
Możliwość jazdy po drogach publicznych z sygnałami świetlnymi i dźwiękowymi, używanymi przez policję, pogotowie czy straż pożarną. Oczywiście o ile są oryginalne i wyłączone.
Przegląd bezterminowy - raz zrobiony przegląd obowiązuje już zawsze. Oszczędzamy rocznie ok. 100 zł (nie dotyczy samochodów zarabiających na przewozach osób).
Zniżki OC u niektórych ubezpieczycieli.
Możliwość terminowego ubezpieczenia pojazdu, np. na miesiąc czy pół roku.
Zwolnienie z obowiązku ciągłości OC pojazdów młodszych niż 40 lat - starsze otrzymują takie zwolnienie z urzędu.
Zwolnienie z opłaty recyklingowej, w wysokości 500 zł, w przypadku pojazdu rejestrowanego w kraju po raz pierwszy.

WADY

Wydłużony proces rejestracji. Wiąże się z koniecznością uzyskania: opinii rzeczoznawcy, białej karty i wpisu do ewidencji.
Wyższe koszty rejestracji.

Wiatr skórę z głowy zdziera
Michał Bargiel z Ostrowa Wielkopolskiego co roku przyjeżdża na zloty oldtimerów na Opolszczyźnie. Okres letni to w ogóle czas zlotów i rajdów pojazdów zabytkowych, trzeba na nich bywać, szczególnie jeśli jest się właścicielem auta sportowego MG MGA, które zwykle na takich imprezach zdobywa tytuł najelegantszego, najzgrabniejszego z aut. No i bierze udział w wyścigach - w końcu to skonstruowany z myślą o sportowej rywalizacji zgrabny pojazd.
- Auta takie jak cadillac też mi się podobały - mówi właściciel pojazdu. - Ale kiedy zasiadłem w jednym z nich i go poprowadziłem, poczułem się, jakbym jechał kanapą - luksusową, wyjątkową, ale jednak kanapą. Bliższe memu sercu były auta sportowe.
Pan Michał (z zawodu lekarz) uważa, że zamiłowanie do pięknych i historycznych przedmiotów wyniósł z domu. - W domu rodzinnym zawsze było sporo antyków, starych książek, bibelotów. Starych aut nikt nie trzymał, więc ja tą luką się zainteresowałem. Zapragnąłem mieć sportowe auto, ale z duszą, o pięknej przeszłości.
Początkowo zafascynowały go jaguary. Ale miał świadomość, że nie jest w stanie uzdrowić i odpowiednio zaopiekować się takim cackiem, musi zdać się na opinię mechanika, a ten doradził, by zwrócić uwagę na samochody z serii MG.
To brytyjska marka samochodów, zasłynęła z dwuosobowych kabrioletów o sportowym charakterze i imponujących osiągach. - Moje auto było stworzone do tego, by się ścigać - mówi z dumą Michał Bargiel.
Kupił MG, tak jak doradzał mechanik, a jaguara i tak sobie sprawił i z nim też jeździ na zloty.
- Jest taka teoria, wyznawana przez żony moich kolegów, którzy fascynują się starymi autami: lepiej niech duzi chłopcy bawią się dużymi autami niż dużymi lalkami - uśmiecha się pan Michał.
Właśnie pojechał swym MG na wakacje do Świnoujścia, przyznaje, że auto robi też wrażenie na młodych urlopowiczkach. W autach o takie linii "zakochała" się też żona pana Michała, która towarzyszy mu w rajdach i zlotach.
- Gdy jechaliśmy teraz na wakacje, auto na trasie doskonale się sprawowało. Zamknęliśmy dach, aby wiatr nie garbował skóry głowy, i całkiem sprawnie dojechaliśmy nad polskie morze - opowiada Michał.
- A bagaże? - pytam.
- Cóż, do tego samochodu nie bierze się raczej walizek. Jeśli już - to miękkie torby, które można upchnąć za siedzeniami - odpowiada Michał Bargiel.
Nie tylko dla panów
Zabytkowymi autami "bawią się" nie tylko mężczyźni. To także pasja kobiet. Kobieca dokładność, opiekuńczość to cechy niezbędne, gdy w grę wchodzi konieczność renowacji zrujnowanego zabytku.
Irena Krupa ze Strzelec Opolskich jest właścicielką auta niezwykłego, bo z drewnianą karoserią. Jawa 700 rocznik 1933. Auto zostało kupione od Czechów w opłakanym stanie. Drewno było zniszczone i popękane, farba sfatygowana, matowa, odchodziła płatami. Część karoserii trzeba było wymienić na nową, kupić w tym celu specjalne drewno. Renowację należało przeprowadzić tak, aby zachować pierwotny charakter samochodu. Nawet kolor lakieru został dobrany identycznie z barwą oryginału. Auto remontowano ponad 5 lat, ale warto było. Samochód został zarejestrowany jako zabytek, doskonale daje sobie radę na trasach. I co najważniejsze - nie dopadły go korniki!
- Oczywiście jeździmy statecznie, trasa nad morze, do Kołobrzegu, zajęła nam dzień - mówi właścicielka. - Inni użytkownicy dróg różnie reagują - jedni niecierpliwią się, że jedziemy zbyt wolno. Inni z uśmiechem pozdrawiają.

Kwestia czasu
Do tej pasji trzeba dorosnąć, dojrzeć. Dziecięce czy też młodzieńcze marzenia o posiadaniu pojazdu z przeszłości, ze starych filmów - to jedno. Praktyczne możliwości zrealizowania tych marzeń - to drugie. I nie chodzi tu tylko o możliwości finansowe. To kwestia także pewnej dojrzałości życiowej, nabrania szacunku do tego, co starsze, zrozumienia, że wyrzucanie na śmietnik, złom i kasowanie staroci - to błąd.
- Ja od małego chciałem jeździć na starych motocyklach, najlepiej o rodowodzie militarnym - mówi Mariusz Szymczyk z Lewina Brzeskiego. - Wciąż marzyłem.

Pan Mariusz skończył studia prawnicze, założył rodzinę, prowadził firmę… Na realizację marzeń brakowało przede wszystkim czasu. - Pierwszy motocykl z epoki kupiłem, gdy miałem 50 lat! - mówi. - To był BMW 71, sprowadzony od sowietów. Motor był wykorzystywany przez żołnierzy niemieckich, potem - gdy wojenny front przetoczył się na zachód, w Rosji Radzieckiej pozostało wiele takich maszyn, były zniszczone wojną, potem rozkradzione…

Sprowadzony historyczny motor trzeba było nie tylko wyremontować, ale i poskładać od nowa, znaleźć do niego części. Aby je znaleźć, trzeba zwykle godzinami ślęczeć przed komputerem i śledzić fachowe portale i ogłoszenia, rozmawiać z mechanikami i lakiernikami, dzwonić po całej Polsce.

- Odnawianie starych pojazdów wymaga współpracy nie tylko z mechanikiem, ale i na przykład tokarzem czy frezerem. Wiele elementów trzeba dopasowywać, wykonywać od nowa - wyjaśnia pan Mariusz.
Po czterech latach takich zabiegów BMW71 narodził się od nowa. A pan Marian wkrótce sprowadził kolejny "złom".

- Dlaczego? Z głupoty! - odpowiada w pierwszym odruchu. A potem usprawiedliwia się: - Po remoncie pierwszego motoru zostało mi wiele niewykorzystanych części. Trzeba je było wykorzystać. Więc sprowadziłem BMW 61.
Dziś jest właścicielem także trzeciego motoru - junaka z 1962 roku. Też trzeba go doprowadzić do porządku. A serce zaczyna mu szybciej bić, gdy widzi i słyszy stare harleye.
To jest jak narkotyk. Raz spróbujesz - i po tobie. z

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska