Ubywa godzin lekcyjnych na zajęcia z regionalizmu

fot. Paweł Stauffer
fot. Paweł Stauffer
Było to widać podczas poniedziałkowej konferencji pod hasłem “Śląsk w w kreatywnej edukacji regionalnej" - w sali szkoleniowej Urzędu Marszałkowskiego było raczej pustawo.

Może dlatego, że nauczaniu regionalizmu nie sprzyja nowa podstawa programowa, obowiązująca w szkołach od września 2009. Znikły z niej międzyprzedmiotowe ścieżki edukacyjne, w tym ścieżka regionalna.

- Nauczyciele powinni sami włączać elementy regionalne do pisanych przez siebie lub adaptowanych gotowych programów nauczania - mówi Helga Bieniusa, regionalistka, wicedyrektor PG w Zdzieszowicach i współautorka programu edukacji regionalnej “Górny Śląsk" dla wszystkich etapów kształcenia.

- Ale skoro tematyka regionalna jest nieobowiązkowa, łatwo może zostać zmarginalizowana i rozproszona. A przecież bez wartości, w tym wartości regionalnych, człowiek nie wie, kim jest.

Helga Bieniusa - wraz drem Józefem Szewczykiem z UO - jest współautorką Opolskiej Strategii Szkolnej Edukacji Środowiskowej.

- Strategia jest całościowym systemem - przekonuje Helga Bieniusa - bo wiedza o regionie to nie jest bar z sałatkami, z którego można wybrać, co się komu podoba. Ona powinna obejmować wszystko - od historii, religii i sztuki po kulturę, przyrodę i folklor.

Tymczasem, zdaniem Rafała Bartka, dyrektora Domu Współpracy Polsko-Niemieckiej (współorganizatora sympozjum), regionalizm znalazł się w naszych szkołach w odwrocie, skazany na nielicznych entuzjastów.

- Na zajęcia z regionalizmu brakuje godzin, nadal nie ma też dobrych podręczników - mówi Rafał Bartek - w przyszłym roku sfinalizujemy prace nad dziełem napisanym przez historyków polskich, niemieckich i czeskich. Nie jest to jeszcze klasyczny podręcznik, ale z pewnością będzie to dla nauczycieli pomoc przy pisaniu lekcyjnych konspektów.

Alicja Kołaczyk, nauczycielka historii, wosu i geografii w gimnazjum ZS w Byczynie stara się na każdym z tych przedmiotów pokazywać elementy regionalne.

- Nasze wioski leżą po dwóch stronach Prosny, czyli historycznie były w różnych zaborach - wyjaśnia pani Anna - mieszają się u nas różne tradycje. W niejednym domu w Wigilię na stole pojawiają się trzy różne zupy.

Ten sam kuchenny sprzęt dla jednego ucznia nazywa się firlok, dla drugiego mątewka, a dla trzeciego kałatuszka. Staram się pokazywać, że wszystko to jest wartością. A z połączenia tych różnych, dawniej nierzadko skonfliktowanych rzeczywistości i tradycji powoli wyrasta nowa regionalna świadomość naszych uczniów i ich rodziców. I to cieszy najbardziej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska