W Raszowej mniejszość była większością

fot. Archiwum prywatne
Na jedno z pierwszych w Raszowej spotkań ze św. Mikołajem zorganizowanych przez mniejszość przyszła cała wieś.
Na jedno z pierwszych w Raszowej spotkań ze św. Mikołajem zorganizowanych przez mniejszość przyszła cała wieś. fot. Archiwum prywatne
Kiedy powstała szansa na rejestrację TSKMN, ludzie się cieszyli - wspomina Barbara Mientus - w liczącej 600 osób Raszowej do mniejszości zapisali się prawie wszyscy mieszkańcy.

Raszowa w gminie Tarnów Opolski nie nie różni się tym entuzjazmem od wielu innych wiosek w regionie.
- Ale to nas wyróżniało, że w gminie byliśmy pierwsi - wspomina Barbara Mientus, miejscowa liderka koła mniejszości, szefowa bilioteki i kronikarka DFK. - A wszystko zaczęło się u nas od Józefa i Antona Mientusów i od pana Huberta Raitora i Teofila Kampy.

Po prawie pół wieku nieistnienia legalnej mniejszości trzeba się było uczyć od siebie nawzajem, jak ułożyć fundamenty Towarzystwa. Więc działacze z Raszowej jeździli do wielu miejscowości przyglądać się, jak to robią inni. Ale pani Barbara pamięta dobrze, jak w październiku 1989 do ich niedużej wioski przyjechało ponad 200 osób z całego Śląska - od Olesna po Racibórz, Gliwice i Zabrze.

- Zebranie było prowadzone po niemiecku, chociaż trochę się jeszcze baliśmy - wspomina pani Barbara. - Grała Theo Filla Kapelle z Dańca, a nawet występowały w “języku serca" dzieci. To był najlepszy dowód, że w niektórych domach zawsze ten język pielęgnowano, także w PRL-u, mimo zakazów.

Oglądamy grubą i wielką kronikę. Nie zabrakło w niej zdjęcia z pobytu w Raszowej Johanna Krolla ani fotki traktorów ofiarowanych mniejszości przez niemieckich rolników. Tych maszyn przysłano wtedy na Śląsk Opolski 15, dwie trafiły do Raszowej.

Informacje o Raszowej oraz gminie Tarnów Opolski znajdziesz w portalu Regiopedia

Czytaj e-wydanie NTO - > Kup online

- Takie gesty miały wtedy znaczenie - dodaje Barbara Mientus - były dowodem, że Niemcy o nas pamiętają. Ale chyba jeszcze bardziej niż traktory cieszyły nas pierwsze niemieckie książki, jakie trafiły do filii biblioteki w Raszowej w styczniu 1990. Było ich około stu i na ich zarejestrowanie do księgozbioru musiał się zgodzić naczelnik gminy Reinhard Hermann. Nie odmówił.

Starsi ludzie rzucili się do bliblioteki w poszukiwaniu “Romanów". Dziś co szósty spośród 10 tys. tomów wypożyczanych w Raszowej został napisany po niemiecku. Ale teraz potrzebna jest przede wszystkim klasyka. Bo po niemieckie książki sięga głównie młodzież ucząca się i studiująca. Coraz jej więcej.

Kiedy 20 lat temu zawiązywało się w Raszowej koło TSKMN, zapisało się do niego prawie wszyscy mieszkańcy. Dziś została setka płacacych składki. Wielu jeszcze na początku lat 90. wyjechało, najstarsi odeszli.

- Ale kulturę niemiecką utrzymamy na pewno - Barbara Mientus nie ma wątpliwości. - Mamy stowarzyszeniową dwujęzyczną szkołę i sporą grupę młodych naprawdę przekonanych do swojej niemieckości. I na nich można budować przyszłość. W 1990 śląski folklor po niemiecku pokazywał nam zespół z Muenster. Teraz mamy własną grupę teatralną, regularne nabożeństwa po niemiecku i dużo chęci do pracy. Skoro 20 lat temu się udało, to i teraz musi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska