Wag ze stadniny w Mosznej. Koń z żelaza

Archiwum prywatne
Wag podbił serce pani Magdaleny swoją zadziornością i charakterem zwycięzcy.
Wag podbił serce pani Magdaleny swoją zadziornością i charakterem zwycięzcy. Archiwum prywatne
Wag ze stadniny w Mosznej, który będzie startował na olimpiadzie w Londynie, już dwa razy mógł być przerobiony na kabanosy. Przed wyrokiem ratowała go ludzka wiara w cuda. I koń tych cudów dokonywał.

Tak naprawdę dwa konie (a więc aż połowa ekipy) reprezentujące Polskę na olimpiadzie pochodzą ze stadniny w Mosznej. Wag i Randon mają po 15 lat.

Randon wystartuje w konkurencji ujeżdżenia pod jeźdźcem i jednocześnie właścicielem Michałem Rapcewiczem, mającym na swoim koncie najważniejsze wyróżnienia w tej dyscyplinie, w tym wywalczony trzykrotny tytuł mistrza Polski.

Wag należy zaś do Magdaleny Donimirskiej-Wodzickiej, prezesa SK Moszna. Będzie wraz z jeźdźcem Pawłem Spisakiem reprezentować barwy Polski w dyscyplinie uważanej przez wielu specjalistów jeździectwa za najtrudniejszą: WKKW (czyli wszechstronnym konkursie konia wierzchowego).

Dyscyplina ta złożona jest z elementów ujeżdżenia, próby terenowej oraz skoków przez przeszkody.
Wag jest jedynym koniem spośród czterech w polskiej reprezentacji, który startuje w WKKW. Paweł Spisak to olimpijczyk z Pekinu, pod którym Wag zdobył tytuł mistrza i wicemistrza Polski w latach 2011 i 2012.
I pomyśleć, że koń ten miał aż dwa razy iść na rzeź.

Wybrakowany, ale zadziora

Za mały - uznali specjaliści od końskiego eksterieru. - Nie warto przekazywać jego genów dalej…
Taką ocenę wystawiono Wagowi, gdy miał 2,5 roku. Bo faktycznie koń był jakiś taki "niewyrośnięty".

A że urodził się w słynnej ze swej hodowli SK Mosznej, to jak większość koni hodowlanych musiał przejść selekcję. Pozytywna ocena jest przepustką do życia w stadninie. Negatywna oznacza, że dla konia trzeba znaleźć inne miejsce. Jeśli nie będzie żadnego miłośnika chętnego do wydania na "wybrakowane" zwierzę pieniędzy, jego przyszłość może być niewesoła. Rzeźnia.

- Właśnie wówczas zobaczyłam Waga po raz pierwszy - wspomina Magdalena Donimirska-Wodzicka, obecna prezes stadniny w Mosznej. - Stadninę i pracujących w niej ludzi poznałam wcześniej, podczas rocznej praktyki, jaką odbyłam w 1991 roku, gdy jako zawodnik jeździłam pod okiem Rudolfa Mrugały.

Potem kilka razy przyjeżdżałam do Mosznej odwiedzić znajomych. Podczas jednej z takich wizyt koniuszy Waldemar Kauczor pokazywał mi konie wybrakowane. Wag faktycznie nie porażał posturą…

Stał w narożniku boksu, jakby obrażony na świat. Ale koniuszy dodał też, że ten koń ma wielki charakter.
- To zadziora - stwierdził pan Waldemar.
I przekonywał, że w oczach Waga spostrzec można zacięcie i wolę walki.

Oczy koni są jak zwierciadło, w których widać charakter zwierzęcia. Ale czytać w nich mogą tylko wtajemniczeni. Zwykle wiadomo, że należy obserwować końskie uszy - jeśli zwierzak nimi strzyże, to oznaka zainteresowania. Gdy są skierowane do tyłu - lepiej odejść z zasięgu końskich kopyt i zębów.

- "Koniarze" wiedzą jednak, że także końskie spojrzenie wiele mówi o jego charakterze i sportowych predyspozycjach - mówi pani Magdalena. - Zaufałam koniuszemu. Zdecydowałam się kupić Waga, aby uratować go od niepewnej przyszłości. Wkrótce, w 2000 roku, Stadnina w Mosznej została wystawiona na sprzedaż, a firma, w której wówczas pracowałam, za moją namową zdecydowała się ją kupić, a mnie wytypowano do zarządzania.

I tak Wag został w swojej stadninie hodowlanej. Jego właścicielka zaś na własnej skórze miała się wkrótce przekonać, że koń jest faktycznie zadziorny.

Wag tu rządzi!

Gdy dosiada się młodego konia, ktoś powinien pomagać i go przytrzymywać, bo młody koń nie jest jeszcze nauczony stać w miejscu.

- Przyjeżdżałam do Waga z Wrocławia, gdzie wówczas mieszkałam. Za każdym razem ktoś go przytrzymywał - wspomina właścicielka Waga. - Pewnego dnia nie umiałam znaleźć pomocnika, postanowiłam więc dosiąść konia samodzielnie. Za długo się gramoliłam i gdy na sekundę zawisłam przy siodle, Wag ruszył, a ja, zamiast szybko go dosiąść, zeskoczyłam. To był błąd. Koń zapamiętał sobie, że ma na mnie sposób i wie, jak się mnie pozbyć z grzbietu.

Człowiek powinien natychmiast naprawiać jeździeckie błędy, tak aby zwierzę miało świadomość, że to jednak nie ono rządzi.

Więc właścicielka Waga szybko znalazła pomocnika i tym razem usiłowała siąść na siodle jak należy. Nic z tego - ogier uskakiwał, robił uniki, wyrywał uzdę z rąk trzymającego go pracownika stajni. Tym razem to koń postawił na swoim.

- Podjęłam jeszcze parę prób dojścia do porozumienia z Wagiem - wspomina pani prezes. - Ale on nie był nawet przekupny! I wtedy zrozumiałam, że z takim charakterem ten koń musi brać udział w rywalizacji i że będzie robić wszystko, by zwyciężać!

Powierzyła Waga Markowi Garusowi (- Co on się z tym koniem namęczył! - wspomina). Później do Mosznej trafił Artur Społowicz, ówczesny członek kadry Polski w WKKW. Można powiedzieć, że "swój poczuł swego". Społowicz zainteresował się Wagiem i stwierdził: - Ten koń chce być mistrzem. Dokonamy tego razem.

Ale też postawił warunek - Wag ma być wałachem. Jeździec liczył prawdopodobnie na to, że charakterek konia zostanie nieco złagodzony. Mówiąc szczerze - przeliczył się, bo koń w dalszym ciągu jest zadziorny. Ale ostatecznie jeździec i zwierzę doszli do porozumienia i zaczęły się ich wspólne treningi. Bardzo owocne. Wag zakwalifikował się do finału Pucharu Świata w szwedzkim Malmoe.

Stał na trzech nogach i czekał na wyrok

Rok 2005. Podczas zawodów we Francji Wag pod Arturem Społowiczem w czasie pokonywania krosu złamał nogę. Dla konia sportowego to wyrok. Nawet jeśli właściciele zdecydują się go leczyć, koń nie stanie już do startów, najczęściej do końca życia kuleje. Jest w najlepszym wypadku ozdobą padoku, chlubą stadniny, ma swój honorowy boks ze złotą tabliczką z wypisanymi sukcesami.

- Zadzwoniono do mnie z Francji - wspomina Magdalena Donimirska-Wodzicka. - Zarówno trener, jak i obecny na miejscu weterynarz nie dawali mi żadnych złudzeń: konia można zoperować, ale już nigdy nie wróci do zdrowia, tym bardziej do sportu. Koń stał na trzech nogach i czekał na decyzję: czy skrócimy mu cierpienia i pójdzie do końskiego raju, czy też będzie operowany.

Właścicielka zadecydowała, że raj jeszcze poczeka na Waga. Zwierzę zostało zoperowane we Francji, po czterech tygodniach przyjechało do Polski, rok dochodziło do formy. Warto wiedzieć, że utrzymanie konia sportowego kosztuje majątek - na samą paszę można wydać miesięcznie ponad dwa tysiące złotych, a na kowala około 1000 zł (Wag ma delikatne kopyta, podkowy są do nich przytwierdzane różnymi metodami, nawet klejone). Do tego weterynarz oraz koński masażysta i rehabilitant (seans masażu - około 200 zł).

- Koński masażysta łączy masaż z akupresurą - dodaje prezes Donimirska. - Osobiście widziałam, jak podczas takich zabiegów koń nie dość, że rozluźnił wszystkie mięśnie, to jeszcze… zasnął: opadła mu dolna warga, zamknął oczy i spał!

Właścicielka i jeździec dołożyli starań, by po powrocie z Francji i w trakcie rekonwalescencji Wagowi niczego nie zabrakło. Koń powrócił do doskonałej formy, zaskoczył tym wszystkich.

- Jeden koń sportowy na milion po takiej kontuzji wraca do sportu wyczynowego - podkreśla pani Magdalena. - Wag okazał się właśnie tym wyjątkowym. Zaczął startować, w dodatku powrócił na arenę międzynarodową.

Po raz kolejny udowodnił, że jest koniem z żelaza i ma wielkie serce do walki. Inny koń, z mniej zadziornym charakterem, po takich przejściach nie odnalazłby się już w rywalizacji, straciłby serce do startów. Ale nie Wag! On zakwalifikował się do olimpiady w Pekinie. A mnie pozostała satysfakcja, że dobrze zrobiłam, ponownie ratując go przed "kabanosami".

Po kim Wag odziedziczył swój charakter i zacięcie sportowe? Biorąc pod uwagę przodków - trudno byłoby przewidzieć, że na świat przyjdzie koń tak waleczny.

Jego ojciec to Omen, polski ogier pełnej krwi angielskiej - lubił się ścigać. Mama, Wezera (szlachetnej półkrwi), miała smykałkę do skoków. Generalnie były to zwierzęta zrównoważone. Wag, mimo że za niski, jest koniem wszechstronnym - dobrze galopuje w terenie i wspaniale skacze. I to zasługa genów. Ale skąd ten niezłomny charakter?

- Taki się trafił i całe szczęście! - mówi właścicielka Waga.

Do szejka nie pójdzie

Przygotowania do londyńskiej olimpiady pary Paweł Spisak i koń Wag przebiegały pod okiem jednego z lepszych trenerów na świecie, reprezentanta Niemiec Andreasa Dibowskiego, zdobywcy tytuł mistrza świata w WKKW.

- Dla Waga ta olimpiada będzie już ostatnia - mówi jego właścicielka. - Należy mu się już emerytura. Marzeniem moim jest, aby pasł się na trawie przed głównym budynkiem stadniny w Mosznej.

Przez lata pojawiło się kilka ofert kupna Waga, ale Magdalena Donimirska-Wodzicka żadnej nie przyjęła.

- Wprawdzie nie opiewały na milion euro, ale nawet za takie pieniądze nie sprzedałabym Waga, komuś, kogo nie znam - podkreśla. - Nawet gdyby to był szejk.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska