Woda wdarła się do domów

Beata Cichecka, Mirosław Marzec
130 zalanych budynków, 4 zwalone drzewa, przerwane drogi, potopiony drób i świnie - to bilans sobotniej ulewy, jaka przeszła nad powiatem nyskim.

Woda przelewająca się z przydrożnych rowów i strumyków podtopiła wiele gospodarstw i domów w gminach Kamiennik, Otmuchów, Paczków, Głuchołazy i Nysa. W samym centrum Kamiennika utworzyło się wielkie jezioro, które wdarło się do Urzędu Gminy, zatapiając piwnice i parter budynku. Z dwóch gospodarstw ewakuowano bydło, rwący potok deszczówki porwał jednak hodowlę świń i wiele ptactwa domowego. Najbardziej ucierpieli mieszkańcy Broniszowic, w gminie Otmuchów, gdzie poziom wody sięgnął półtora metra. Zalała ona 12 budynków mieszkalnych i fermę drobiu. Między Maciejowicami a Sarnowicami strumień wody przerwał drogę, wymywając przepust i pół asfaltu. Podobnie było w rejonie Jarnołtowa. Pomiędzy Starowicami a Goworowicami zawaliło się podmyte przez wodę drzewo, a w jezdni, która się obsunęła, powstała wyrwa o głębokości 6 metrów. W niedzielę naprawiały szkody wezwane na pomoc przez starostę Nysy powiatowe i gminne służby drogowe.

Mieszkańcy Jarnołtówka z niepokojem obserwowali Złoty Potok, który z godziny na godzinę coraz bardziej przybierał. Rzeka utrzymała się w korycie, ale z brzegów wystąpiły przydrożne rowy.
- Odkąd rozwiązano gminną spółkę wodną, nie ma kto ich kosić i czyścić - narzekał Józef Czarnobrewy, któremu zalało piwnice i podwórze. - Tak jest po każdym deszczu. Wszystko spływa po wierzchu i wali mi do domu.
Do akcji ratowniczej zaangażowano 108 samochodów i 456 strażaków zawodowych i ochotników, którzy przez całą sobotę wypompowywali na bieżąco wodę z zalewanych budynków i usuwali zwalone na jezdnie konary i drzewa.
- Zużyliśmy 1500 worków i wiele ton piasku - poinformował wczoraj komendant powiatowy Państwowej Straży Pożarnej w Nysie Tadeusz Tokarczyk. - Woda jednak tak szybko przybierała, że nie wszędzie nadążono z zabezpieczeniem obiektów przed zalaniem. Deszcz pozalewał ludziom ściany, podłogi, zniszczył meble. W Szklarach właściciel nie zdążył wyprowadzić samochodu z garażu i zatopiło mu nowe auto.
W trakcie akcji powodziowej wybuchł pożar w budynku gospodarczym w Kamienicy. Choć zdołano uratować mienie wartości 60 tys. złotych, właściciel poniósł 20,5 tys. zł strat.

Strażacy pracowali również w niedzielę. - Stan wód gruntowych jest tak wysoki, że woda z pól znowu wdziera się do piwnic i budynków, z których ją wypompowaliśmy - powiedział komendant Tokarczyk. - Na szczęście deszcz przestał padać, chmury przeszły nad Małopolskę, a prognozy meteorologiczne na kolejne dni są dobre. W poniedziałek będziemy czyścić i odkażać przydomowe studnie w tych miejscowościach, które nie mają wodociągów.

W niedzielę w Branicach został ogłoszony drugi stopień zagrożenia powodziowego. Mieszkańcy są przerażeni.
- Boję się, że Czesi mogą wypuścić wodę ze swoich zbiorników retencyjnych, a wtedy rzeka wyleje i będziemy mieli powtórkę z 97 roku - Bogdan Rubacki z Branic patrzy z przerażeniem na rwący nurt rzeki.
W sobotę przejście graniczne Branice - Uvalno zostało zamknięte, gdyż po czeskiej stronie woda zaczęła zalewać drogi i pola uprawne. Tuż za przejściem granicznym woda zalała kilkunastometrowy odcinek drogi prowadzący do Uvalna.
Wiele osób spoglądało wczoraj z granicznego mostu w Branicach, na podnoszący się ciągle stan wody.
- Jeszcze w piątek wieczorem wszystko co cenniejsze wyniosłem na strych - powiedział wyraźnie zdenerwowany Andrzej Dębowski, mieszkający nieopodal rzeki. - To, co nie zmieściło się na strychu, załadowałem na przyczepę, jestem przygotowany do tego, aby w każdej chwili ewakuować się. W 97 roku straciłem cały dobytek. Teraz do tego nie dopuszczę - zapowiedział.
Wczoraj rano w Branicach ogłoszono stan alarmowy. W Urzędzie Gminy pracownicy pełnią stałe dyżury. Co kilkadziesiąt minut dyżurny pracownik kontroluje poziom wody w rzece Opavie.
- Trudno przewidzieć, co będzie. Jesteśmy w stałym kontakcie ze starostwem z Uvalna - poinformował wczoraj "NTO" Józef Małek, wójt Branic.
- Woda w rzece osiągnęła poziom 3,25 metra. W Czechach ogłoszono drugi stopień zagrożenia powodziowego i również powołano stałe dyżury. My także dyżurujemy. Wydaje nam się, że sytuacja powoli się stabilizuje, lecz będziemy dyżurować dopóki nie będziemy pewni, że mieszkańcom naszej gminy nic nie grozi.

Wczoraj po południu nurt rzeki zaczął się stabilizować. Woda nie zalała żadnego gospodarstwa, nie oszczędziła jednak kilkunastu hektarów pól uprawnych po obu stronach granicy. Dziś komisja z Urzędu Gminy ma szacować straty, jakie wyrządził żywioł.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska