Zabił pani matkę, a pani mu chce pomóc?

Zbigniew Górniak
freeimages.com
Zawodowców prawa trudno czymś poruszyć. Współczucie opancerzone rutyną, wrażliwość znieczulona paragrafami. Fotograficzny serwis z miejsca zbrodni na miły początek dnia, raport z sekcji zwłok czytany z kanapką w dłoni. Skóra od tego grubieje. A jednak każdy z nich ma swój własny margines zdumień.

Jedno z zaprzeszłych zdziwień mecenasa Jacka Ziobrowskiego, dziś gwiazdy opolskiej adwokatury, dotyczy rozmowy z kobietą o imieniu Anita. Dialog odbył się w jego kancelarii. Ona: - Panie mecenasie, szukam obrońcy dla swojego męża. On: - A co mąż zrobił? Ona: - Zamordował moją matkę. On: - Zabił pani matkę, a pani chce mu pomóc? Ona: - No tak, ale matka była już stara…

Mecenas do dziś nie potrafi powiedzieć, co go wtedy bardziej zdziwiło. Lojalność Anity wobec męża? Czy nielojalność wobec matki? Ale sprawę wziął i ją wygrał. W trakcie procesu psycholog wspomagający obronę (bo psychiatra był jej przeciwny) podparł się osobliwym porównaniem do upadającego pogromcy drapieżników.

Otóż treserzy w cyrku bardzo uważają, żeby się w klatce nie potknąć. Leżący treser ośmiela tygrysa. Potulna dotąd bestia atakuje błyskawicznie. Nierzadko zabija. Treserem była w tym przypadku teściowa, tygrysem - zięć.

Oj, zbiera się we mnie, zbiera
Anita wyszła za Zygfryda w latach 70. Zamieszkali w domu jej rodziców w Ozimku. Dom był z dużym strychem, dlaczego go nie przerobić na mieszkanie dla nowożeńców? Takie rozwiązanie zaproponował podczas jednej z rodzinnych kolacji Zygfryd. Anita była jedynaczką. Oczkiem w głowie rodziców, zwłaszcza matki. A z jedynakami rozstawać się ciężko nawet wówczas, gdy przeprowadzka sięga zaledwie wyżej sufitu. Dlatego teściowa Zygfryda oświadczyła: żadnej niezależności.

Córka pozostanie z rodzicami na dole. Wraz z nią – jej mąż. Oraz dziecko, które było już w drodze. „A komu się nie podoba, niech spierdala do swoich rodziców” – powiedziała teściowa. Ta uwaga, której wyraźnym i jedynym adresatem był Zygfryd, padała od tej pory wyjątkowo często.

Zygfryd spodziewał się wsparcia ze strony żony. Jakiegoś „mamo, opamiętaj się, jestem dorosła!”. Ze strony teścia wsparcie już posiadał, bo chłop z chłopem, wiadomo… Ale osobowość teściowej była zbyt silna i zbyt dominująca.

Kolejna jej restrykcja: zakaz oddzielnego gotowania. Jadłospis jest jeden i układa go teściowa. A komu się nie podoba, niech… wiadomo co i do kogo. To chyba wtedy zaczęło się w Zygfrydzie odkładać coś, co za 16 lat badający go w areszcie specjaliści od mózgu nazwą „kumulowaniem napięć”. Zygfryd operował językiem prostszym. Mawiał przy kuflu do kolegów: - Oj, zbiera się we mnie, zbiera.

W cztery lata po pierwszej przyszła na świat druga córka Anity i Zygfryda. Rodzina rozrastała się, podobnie jak wszechmoc panującego w domu matriarchatu. – Stała się bardziej pyskata – skarżył się Zygfryd kolegom z huty „Małapanew”. I opowiadał, jak to teściowa nie pozwala mu zabrać córek, gdy on jedzie odwiedzić swoich rodziców. Jak mu wypomina, że on mieszka w jej domu. Jak skwapliwie dogląda, aby oddawał Anicie całą i sowitą pensję maszynisty parowozu w hucie. Jak razem z córką wyganiają go na dwór, gdy zapali papierosa. Jak potrafią zarekwirować butelkę-pocieszycielkę, którą kupi czasem z uciułanych z trudem zaskórniaków dla siebie i równie stłamszonego teścia. Jak jest wyzywany od wieprzy i capów. Zwierzenia kończył nieodmiennym: - Kiedyś mogę tego nie wytrzymać.

Jak psu do budy
Czasami Zygfryd próbował udowodnić, że jest mężczyzną. Teściowa szybko wybijała mu to z głowy. Sprzeczki kończyły się otwarciem drzwi i refrenem, w którym brutalnie odsyłała go do rodziców: - Jak się komuś nie podoba, to… Żona go nie broniła. Nawet wtedy, gdy teściowa wygoniła go na strych, który on w poślubnej euforii chciał kiedyś przerobić na małżeńskie mieszkanie. Teraz siedział na tym domowym wygnaniu i czekał na posiłek upichcony przez teściową, który przynosiła mu starsza córka. – Jak psu do budy – żalił się znajomym. Tyle że mógł przynajmniej palić.

Ale w tych pełnych talerzach od teściowej nie było serca, bynajmniej. Po prostu wolała gotować mu sama, niż znosić jego obecność na parterze. Dochodziły też względy ekonomiczne: gdyby zaczął stołować się w knajpie, mniej by oddawał na pierwszego. Anita przychodziła do niego na górę, w końcu była żoną. Ale tylko wtedy, gdy matki nie było w domu. – Śpij przy mnie – mawiała matka do córki, posuwając się na wersalce. – Bo on narobi ci więcej dzieci.

Wraz ze śmiercią teścia Zygfryd stracił słabego, bo słabego, ale sojusznika. Władza teściowej, i tak niepodzielna, wzmocniła się. Awantury i samotność na strychu. Szukanie azylu w knajpie. Po knajpie obwąchiwanie w drzwiach i kolejne awantury. Buntowanie córek przeciw ojcu, posiłki noszone jak do klatki ze zwierzem. Tak przez 16 lat.

Dwa razy próbował schronić się u rodziców w wiosce nieopodal. Raz przez miesiąc, drugi raz przez 6 tygodni. Wracał po namowach starszej córki, którą wysyłano z poleceniem sprowadzenia tatusia. Maszynistę z huty można znienawidzić, jego pensję trochę trudniej. To były dobre lata „Małejpanwi”, apokalipsa dopiero miała nadejść. Po kilku dniach udawanej miłości teściowa nie wytrzymywała. Znów krzyczała, że jak się komuś nie podoba… A on znów zwierzał się kolegom, że kiedyś tego nie wytrzyma. I nie wytrzymał.

Zabijał w dwóch ratach
Gdy po wszystkim specjaliści od psychiki próbowali dociec – dlaczego, okazało się to niezwykle trudne. Psychika oskarżonego, choć niezbyt skomplikowana, przysporzyła fachowcom wielu kłopotów. Jej nicowanie trwało długo i doprowadziło lekarzy do następujących wniosków.

Psychiatra orzekł, że mężczyzna w chwili popełniania zbrodni wiedział, co robi. Psycholog zaś - wręcz przeciwnie, że nie miał pojęcia, bo poddany był zaślepiającemu afektowi, który wyniknął z kumulowania wcześniejszych napięć. Rozbieżności wzięły się stąd, że Zygfryd zabijał teściową jakby w dwóch ratach.

Tego dnia, to znaczy 4 maja 1988, miał jeździć parowozem na nocnej zmianie. Rano rąbał drewno na podwórku. O trzynastej poszedł do huty po premię. W drodze powrotnej bar. Dwa kufle. O piętnastej był już na swoim poddaszu, gdzie przyniesiono mu obiad. Zjadł, zapalił, położył się.

Starsza córka poszła na pogrzeb, młodsza na nabożeństwo majowe, a żona do ogrodu – pielić grządki. W domu została tylko teściowa. Po jakimś czasie Zygfryd zapragnął się umyć, ale w kranie na strychu nie było wody. Schodzi do łazienki na parterze, żeby wyregulować hydrofor. Ale tu drogę zagradza mu teściowa. Przecież mu tu nie wolno! Won do siebie, na górę! Wtedy w Zygfrydzie coś pęka.

Pchnięcie jest mocne i szybkie. Kobieta potyka się o próg i upada twarzą na posadzkę. Nie podnosi się, a Zygfryd, nie patrząc w jej kierunku, reguluje hydrofor. Potem idzie na górę, ubiera się, a gdy schodzi, widzi, że teściowa nadal leży na podłodze. To wywołuje w nim stan, w jaki wpadają lwy i tygrysy na widok bezbronnego tresera.

Podchodzi do teściowej i stawia jej but na głowę. Przyciska, porusza, jakby wgniatał coś w błoto. Spod obcasa tryska krew. Zygfryd nadeptuje mocniej. Krwi na posadzce przybywa. Wtedy wychodzi z domu. Jeszcze tego samego wieczoru milicja wyciąga go w kajdankach z baru - zdążył wypić trzy piwa i dwie lampki wina.

Po sześciu dniach teściowa umiera w szpitalu w Opolu, nie pomaga operacja mózgu. Na przesłuchaniu Zygfryd mówi: „Nerwy się zbierały, wybuchły, no i stało się”. W areszcie odwiedza go żona. Regularnie co tydzień. Ani razu nie robi mu najmniejszej wymówki. Znajduje adwokata.

O winie Zygfryda zadecydować miały badania. Zdaniem psychiatry, „widok leżącej teściowej nie mógł spowodować wzrostu napięcia, bo nie był czynnikiem prowokującym”. Zdaniem psychologa, widok unieruchomionej teściowej właśnie spowodował agresję. I to do tego stopnia, że u Zygfryda „wystąpiły zaburzenia kontroli intelektualnej”. Mówiąc prościej: Zygfryd nie wiedział, że zabija. Sędzia Ryszard Drzewiecki po wnikliwym przeanalizowaniu sprawy przychylił się do diagnozy postawionej przez psychologa. 29 grudnia 1990 roku umorzył postępowanie. Zygfryd wyszedł z aresztu, wrócił do Ozimka i przeprowadził się ze strychu na parter.

PS. Imiona niektórych bohaterów zostały zmienione.

b Podpisy pod zdjęcia rozbudowane tutaj dajemy kontekst.
Xxxznański koncert z pewnością będzie niepowtarzalny. Na scenie zagra dziesięciu najwyższej kla sdf

Tutaj wstawiamy przypisy do artykulu wyjasniamy niektore aspekty ktore moga byc malo czytelne (i musimy tak przyjac) przez naszego czytelnika lorem ipsum lorem zagadnienie akcentujemy

Tutaj wstawiamy przypisy do artykulu wyjasniamy niektore aspekty ktore moga byc malo czytelne (i musimy tak przyjac) przez naszego czytelnika lorem ipsum lorem zagadnienie akcentujemy

Fot. freeimages.com

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska