Zbigniew Ćwiąkalski: - Śmierć 'Iwana' musi być wyjaśniona

fot. Wikimedia Commons
fot. Wikimedia Commons
- Teraz jeszcze trudniej będzie znaleźć Morderców gen. Papały - mówi Zbigniew Ćwiąkalski, adwokat, w latach 2007-2009 minister sprawiedliwości.

Dlaczego Artur Zirajewski, ps. Iwan, główny świadek w sprawie morderstwa gen. Papały, musiał zginąć, skoro już złożył zeznania i są one dowodem w sprawie?
- Nie wiemy, czy musiał. Nie ma też pewności, czy ktoś pomógł mu umrzeć. Zator płuc trudno byłoby komuś spowodować. Ale ta śmierć ma znaczenie. Teraz nie można skonfrontować Zirajewskiego ze "Słowikiem" i Andrzejem B., którym zarzuca się nakłanianie do zamordowania Papały.

- Wierzy pan w samobójstwo Zirajewskiego?
- Mogła to być próba samobójstwa lub próba samookaleczenia, gdyby w grę miała wchodzić próba wydostania się poza teren zakładu karnego, by ułatwić mu ucieczkę. W tym kontekście jest co najmniej kilka kwestii, które należy wyjaśnić: Co było w grypsie, który otrzymał? Jak dopuszczono do tego, że ten gryps do niego dotarł? Czy rzeczywiście spalił notatki? Jak to możliwe, że mógł mieć kilkadziesiąt tabletek, skoro wiadomo, że więźniom wydaje się je pojedynczo, a pacjent powinien natychmiast połknąć otrzymaną pastylkę, itd.

- Czy kolejna śmierć w więzieniu i ta długa lista pytań, na które na razie nie znamy odpowiedzi, nie podważa zaufania do państwa?
- Aż tak śmiałego wniosku bym nie wyciągał. Przypomnę, że "Baranina" popełnił samobójstwo w nowoczesnym i świetnie monitorowanym wiedeńskim więzieniu. Wszystkiemu zapobiec się nie da. Oczywiście, jest kwestia monitoringu w naszych więzieniach, rozładowania tłoku w celach, zatrudnienia większej liczby funkcjonariuszy itd. Ale pozostaje pytanie, czy w sytuacji tylu innych potrzeb będzie na to społeczne przyzwolenie.

- Ale pojawiają się i inne pytania: czy grypsu lub tabletek nie przekazał świadkowi jakiś źle opłacany strażnik?
- Z tym złym opłacaniem to nie jest prawda. Jeszcze w czasie, kiedy byłem ministrem, funkcjonariusze służby więziennej otrzymali znaczące podwyżki i chętnych do tej pracy nie brakowało. Nie znaczy to oczywiście, że można wykluczyć, iż strażnik coś przekazał. Ale zdarza się, że telefony komórkowe przemyca do celi rodzina więźnia, a nawet ktoś z jego obrońców. Na razie nie wiemy, jak to się stało.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska