Znikamy z kart historii

Fot. Witold Chojnacki
Fot. Witold Chojnacki
Z prof. Adamem Suchońskim, historykiem z Uniwersytetu Opolskiego, rozmawia Iwona Kłopocka

- Od 15 lat bada pan obraz Polski i Polaków w światowych podręcznikach do nauki historii. Czy wszędzie dzieci uczą się o "Solidarności", która ukształtowała współczesny wizerunek nie tylko Polski, ale i Europy?
- Przebadałem do tej pory podręczniki 70 krajów. O "Solidarności" informują podręczniki 55 krajów świata. Najczęściej jest to kalendarium wydarzeń, nieraz krótka notka zbudowana na skojarzeniu "Solidarność"-Wałęsa-papież. Zdumiewające jest chodzenie na skróty i opieranie informacji na relacjach własnej prasy. Najbardziej kultowo traktują nas Rumuni, którzy piszą wprost, że bez Wałęsy i "Solidarności" nie byłoby przemian, muru berlińskiego. Nazywają Polskę lodołamaczem systemu komunistycznego. Czesi wymieniają podstawowe fakty, nie zajmując żadnego stanowiska. Rosjanie piszą śladowo, ograniczając się do wzmianki w kalendarium dziejów powszechnych. Najnowszy podręcznik białoruski z 2004 roku w ogóle przemilcza sprawę "Solidarności".

- Gdzie pisze się najwięcej i najbardziej obiektywnie?
- W podręcznikach amerykańskich, angielskich i skandynawskich. Pierwsza podręcznikowa informacja o "Solidarności" ukazała się w 1983 roku w Stanach Zjednoczonych i tam, podobnie jak w Wielkiej Brytanii do dziś temu zagadnieniu poświęca się bardzo dużo uwagi. Obszernie - na 2-3 stronach - przedstawia się najważniejsze wydarzenia: strajki, stan wojenny, okrągły stół, biografię Wałęsy. Cytuje się 21 postulatów, a nawet przemówienia Wałęsy, co na ogół w szkolnych podręcznikach jest niespotykane. Prezydentura Reagana odegrała dużą rolę w demontażu systemu, oni czują się współtwórcami tego sukcesu. Poza tym Wałęsa jest tam niesamowitym idolem, bo jego kariera jest w stylu amerykańskim - od pucybuta do milionera, od elektryka do męża stanu i noblisty. W krajach anglojęzycznych wciąż podkreśla się, że "Solidarność" doprowadziła do zjednoczenia Niemiec, zmieniła wizerunek Europy i świata.

- Tak było, więc to chyba nic dziwnego. Czy można to widzieć inaczej?
- W latach 80. mieliśmy w historii świata swoje pięć minut. Byliśmy na ustach wszystkich i wszędzie w podręcznikach szkolnych poświęcano "Solidarności" dużo uwagi. Chwalono, że potrafiliśmy się porozumieć i wykorzystać sprzyjającą sytuację międzynarodową (okres pieriestrojki), co nieczęsto się Polakom zdarzało. Wydawało się, że to jest element, który na trwałe wejdzie do światowej informacji podręcznikowej. Tak było do połowy lat 90. Od tego momentu, poza wymienionymi już państwami, zaczął się odwrót. Sygnał dała Francja. Na początku Francuzi pisali dużo i entuzjastycznie. Potem coraz mniej i coraz bardziej krytycznie. Podkreślano, że największym błędem w latach 90. było to, że "Solidarność" chciała być związkiem zawodowym, a jednocześnie rządzić krajem. W Niemczech w latach 80. w podręcznikach historii "Solidarności" poświęcano zwykle trzy kartki tekstu. Dekadę później była tylko krótka wzmianka, że powstała "Solidarność" z Wałęsą na czele. W podręczniku z 2000 roku już nie ma ani słowa. Jest tylko stwierdzenie, że dzięki przemianom w ZSRR i Gorbaczowowi, Polska wraz z innymi krajami bloku wschodniego mogła wkroczyć na własną drogę rozwoju gospodarczego i politycznego. _

- Ale jak bez "Solidarności" można uczyć o upadku systemu komunistycznego?
- "Solidarność" z kart podręczników zaczęły wypierać wydarzenia w Czechach - Havel i aksamitna rewolucja. I niestety, sami jesteśmy sobie winni. Kiedy z inicjatywy Rady Europy i francuskiego finansisty Fryderyka Delouche zaczęto pracę nad europejskim podręcznikiem do nauczania historii - którego ideą było to, by z tego samego tekstu uczyły się historii dzieci w całej Europie - Polska odrzuciła tę inicjatywę. Zadanie opracowania wydarzeń II połowy XX wieku dostał czeski historyk i Czesi znakomicie to wykorzystali. Napisali, że demontaż systemu komunistycznego zaczął się u nich, a centrum wyzwalającej się Europy Wschodniej był plac Vaclava w Pradze. Polskę załatwiono jednym zdaniem, że za sprawą "Solidarności" i Wałęsy podobnie było i u nas.

- Ale gdzie prawda historyczna? Nikt jej nie bronił?
- Nieobecni nie mają racji. Ten podręcznik wspiera autorytet Rady Europy. Z niego korzystają autorzy podręczników w innych krajach i informacje tam zawarte powielają u siebie na zasadzie gotowców.

- Nie było okazji do korekty?
- Była w 2000 roku, gdy w Oslo historycy z całego kontynentu dyskutowali na temat wkładu poszczególnych państw w historię Europy. Byliśmy jednym z nielicznych krajów, który nie posłał tam swojej delegacji. Do wystąpienia przygotowało się jedenastu naszych referentów, ale zabrakło pieniędzy na wyjazd. Chodziliśmy od ministra do ministra, ale nikt z władz nie był tym zainteresowany.

- To znaczy, że nie wystarczy mieć swój udział w historii, ale jeszcze trzeba to umieć zareklamować?
- Oczywiście. Czesi zaczęli wielką ofensywę, by znaleźć się w podręcznikach świata. Przebili się np. z informacją, że największa tragedia ludności cywilnej w II wojnie światowej to nie powstanie warszawskie, ale Lidice. W tej morawskiej wiosce Niemcy spalili żywcem 186 osób.

- W powstaniu warszawskim zginęło 200 tysięcy. Historycy to przecież wiedzą.
- Ale Czesi do wszystkich krajów rozsyłali materiały o Lidicach. Tak samo było z aksamitną rewolucją. W Instytucie im. Georga Eckerta w Brunszwiku, jedynej instytucji, która gromadzi światowe podręczniki m.in. do nauki historii, na każdym stoliku leżą materiały o roli aksamitnej rewolucji w przemianach w Europie, przetłumaczone nawet na język chiński. Naszych materiałów nigdzie się tam nie znajdzie.

- Nie rozumiem jednak, jak autor podręcznika może lekceważyć fakty.
- Pisanie podręcznika to zawsze jest kwestia wyboru. Autorzy mają zwykle mało miejsca i mało czasu. Rozmawiałem z wieloma osobami na ten temat. Oni mówią tak: "Mam cztery linijki, by dać przykład kraju, w którym się odbywały przemiany lat 80. Powinienem wybrać Polskę, ale nie wiem, czy nie będę musiał się z tego wycofywać, a przecież podpisuję cyrograf, że fakty zawarte w podręczniku będą przynajmniej przez 5 lat aktualne. Tymczasem u was ciągle są jakieś zawirowania na górze. Spieracie się, czy Wałęsa był czy nie był agentem. Ja nie mam czasu, żeby to wszystko wyjaśnić, a Czesi to jest przykład klarowny i nikt nie kwestionuje roli Havla".

- To znaczy, że można sobie samemu popsuć nawet najpiękniejszą kartę historii?
- Te 5 minut, które mieliśmy w dziejach świata, nie zostały przez nas wykorzystane, bo nam się wydaje, że swoje zrobiliśmy, a niech się inni martwią, jak to opisać i interpretować. Tymczasem z takimi materiałami trzeba wszędzie docierać. Podręcznik to często jedyna książka historyczna, jaką człowiek przeczyta. To ze szkoły wynosi się obraz danego kraju. Mieliśmy okazje, by świat zobaczył inne - niż tylko żołnierza przegranej sprawy i cierpiętnika - oblicze Polaka. To się zmarnowało i już tylko w nielicznych krajach istnieje mit "Solidarności" i Wałęsy. Nic nie robimy, by temu przeciwdziałać. Winą jest też to, że byliśmy bierni w obchodach rocznic tych przeobrażeń. Nie staraliśmy się, by miały one oddziaływanie na zewnątrz. Czesi już siedem razy robili duże uroczystości rocznicowe aksamitnej rewolucji. Niemcy regularnie świętują zburzenie muru.

- A my mamy 25-lecie "Solidarności" i właśnie Macierewicz z Olszewskim zapowiedzieli indywidualne obchody rocznicy w Sejmie. Bez Wałęsy.
- Bo my się wciąż kłócimy, a nawet jak zrobimy dużą fetę, to skupiamy się na widowiskach, koncertach, sztucznych ogniach, po których nic nie pozostanie.

- Może teraz będzie inaczej?
- Wątpię. Parę dni temu przywiozłem z Brunszwiku kserokopie tekstów o "Solidarności" z podręczników 35 krajów świata. Zebrała je pracująca w Instytucie Eckerta Polka, Renata Groeger-Kania, notabene gdańszczanka, która wyjechała z Polski 25 lat temu. Próbowałem zainteresować ich wydaniem wszystkich - od prezydenta Wałęsy, przez Komisję Krajową, różne instytucje naukowe i wydawnicze. Wszyscy są zaciekawieni, ale nikt nie ma pieniędzy. Jak zawsze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska