Beata zbiera dzieci

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
sxc.hu
Bardzo by chciała, żeby ktoś z urzędników, z sędziów wreszcie zauważył: Dziewczyno, ty naprawdę się starasz! Warto dać ci szansę i oddać twoje dzieci. Ona będzie o nie walczyć do końca.

Beata P. z Grodkowa rok temu była bohaterką naszego reportażu. W opuszczonym mieszkaniu, kiedyś zajmowanym przez jej rodzinę, zrujnowanym po pożarze, bez prądu, ogrzewania i wody, urodziła córeczkę. Sama. Potem zaniosła ją pod drzwi miejscowego szpitala i zostawiła.

Cztery miesiące wcześniej Sąd Rodzinny w Nysie ograniczył jej prawa rodzicielskie do czwórki starszych dzieci. Wszystkie trafiły do domu dziecka. O ich zabranie wnioskowała kuratorka sądowa, bo Beata P. straciła wynajmowane mieszkanie i nie stać jej było na opłacenie kolejnego.

Kobieta pisała do burmistrza o przydział lokalu, ale jej wniosku nie rozpatrzono, bo Beata P. nie odpowiedziała na wezwanie, że ma uzupełnić potrzebne dokumenty.

Ta malutka, urodzona całkowitym w opuszczeniu, dostała na imię Karolinka. Z Grodkowa trafiła na neonatologię w Brzegu. Tamtejszy sąd bardzo szybko rozpoczął proces o całkowite pozbawienie matki władzy rodzicielskiej nad Karolinką. We wrześniu zapadł prawomocny wyrok drugiej instancji. Karolinka prawnie już nie ma ojca i matki. Może iść do adopcji.

- Walczyłam o nią. Chciałam, żeby mi ją zwrócono - opowiada Beata P. - Nawet nie wiem, gdzie jest. Nie pozwolili mi się z nią zobaczyć podczas rozpraw. Od porodu jej nie widziałam.

Nie pod jednym dachem

Prokurator nie postawił Beacie P. zarzutu narażenia malutkiego dziecka na utratę zdrowia lub życia. W listopadzie ubiegłego roku wyjechała do ciotki w Poznaniu.

- Chciałabym odciąć się od otoczenia - opowiada. - Ludzie patrzyli na mnie i mówili: To jej odebrali dzieci!

W Poznaniu chodziła na terapię do psychologa, pracowała doraźnie. Mówi, że wyszła z depresji po odebraniu dzieci. W kwietniu burmistrz Grodkowa przyznał jej mieszkanie komunalne na wsi, 10 kilometrów od miasta. Dwa pokoje, kuchnia i łazienka w niewielkim bloku. Wróciła z Poznania.

W maju udało jej się zdobyć meble. Zaraz potem napisała do sądu wniosek o zwrot dzieci. Przecież już ma gdzie z nimi mieszkać.

Najstarszy, Filip, 7 lat, jest u babci. Zaczął chodzić do szkoły. Sąd zgodził się utworzyć dla niego spokrewnioną rodzinę zastępczą. Z nim matka spotyka się praktycznie w każdą sobotę i niedzielę.

Czteroletnia Julcia ciągle przebywa w domu dziecka.
- Julcia to bardzo inteligentna, aktywna, chętna do kontaktów z innymi dziewczynka. Chodzi u nas do przedszkola - mówi Krystyna Hołoszkiewicz, dyrektor Domu Dziecka w Strzegowie. - Bardzo tęskni za mamą i starszym bratem Filipem. Matka dzwoni i odwiedza ją regularnie, choć przez ostatnie dwa tygodnie jej nie było. Wiem, że wystąpiła do sądu o stałą zgodę na urlopowanie dziecka, ale sąd czeka na opinię kuratora o obecnych warunkach mieszkaniowych pani Beaty. Bez tego mogę zwolnić Julkę do matki tylko na kilka godzin. Stałą zgodę na urlopowanie dziecka ma natomiast siostra pani Beaty.

Trzyletnie bliźniaki Dominik i Aleksander są w niespokrewnionej rodzinie zastępczej pod Brzegiem. Beata P. może je tylko odwiedzać.

- Umieszczenie wszystkich dzieci pani Beaty w jednej rodzinie zastępczej to dla nas obecnie priorytet. Nie udało się tego zrobić dotychczas, bo po prostu brakuje nam takich rodzin - przyznaje Aleksander Podgórny, dyrektor Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Brzegu.

25-letnia Beata P. ma jeszcze szóste dziecko. Urodziła je we wrześniu 2011 i zostawiła w szpitalu. Trafiło do adopcji. Pozostałe dzieci mają różnych ojców.

- Moje dzieci bardzo przeżywają rozłąkę. Dla nich to tragedia, trauma - kobieta zaczyna cicho płakać. - We wrześniu pierwszy raz od roku spotkaliśmy się wszyscy u rodziny zastępczej bliźniaków. To było piękne, jakby czas się cofnął o rok. Nie potrafili się sobą nacieszyć. Przytulali się wszyscy. Teraz Filip i Julka cały czas pytają o Olka i Dominika.

Dlaczego ich nie ma? Najgorzej jest z Filipem, on przechodzi ciężki okres buntu. Ciągle pyta - kiedy będziemy razem, jak długo to będzie trwało? Gdyby ludzie z sądu mogli zobaczyć jego łzy, kiedy zadaje takie pytania…

Młyny sprawiedliwości

Sędzia Tomasz Wierzchowiec z Nysy, decydując 30 lipca 2012 roku o umieszczeniu dzieci w placówce opiekuńczo-wychowawczej, napisał w uzasadnieniu: "W przypadku uzyskania przez opiekunów lokalu mieszkalnego zapewniającego małoletnim odpowiedni standard, postanowienie może być uchylone z urzędu".

Beta P. chwyciła się tego jak tonący brzytwy.
- Pani Beata P. złożyła wniosek o uchylenie postanowienia opiekuńczego odnośnie do małoletnich dzieci: Julii, Filipa, Dominika i Aleksandra 25 czerwca tego roku - tłumaczy Danuta Pychyńska z Sądu Rejonowego w Nysie.

- 8 lipca ponownie złożyła wniosek w tej samej kwestii. 2 sierpnia zostało wydane postanowienie o przekazaniu sprawy według właściwości do Sądu Rejonowego w Brzegu. Z uwagi na konieczność ustalenia aktualnych adresów ojców małoletnich, które nie zostały wskazane przez wnioskodawczynię, i doręczenie im odpisów postanowień o przekazaniu sprawy do Brzegu, dopiero 29 października przesłano akta do Sądu Rejonowego w Brzegu.

21 października Beata P. złożyła kolejny wniosek. Pomimo wezwania jej do uzupełnienia braków we wniosku, nie uczyniła tego. W tej sytuacji zarządzeniem z dnia 19 listopada jej wniosek został zwrócony.

Beata P. nie ma prawnika. Nie stać jej. Nie orientuje się w zawiłościach prawnych.
- W sądach jest bałagan, telefonicznie nie mogę się niczego dowiedzieć, pisemnie nie dostaję odpowiedzi - narzeka. - Kuratorka nie odpowiadała na moje telefony i esemesy. Dostaję tylko wezwanie do zapłacenia opłaty skarbowej albo żeby uzupełnić jakieś braki. Czasem ciężko mi dojechać, spóźniam się, a moje wnioski są odrzucane i muszę je na nowo składać. Nikt nie bierze pod uwagę, że jestem samotną matką.

Sąd Rodzinny w Brzegu osobnym trybem prowadzi sprawę o całkowite pozbawienie jej praw rodzicielskich do bliźniaków - Dominika i Aleksandra. Na rozprawie powiedzieli jej, że chłopcy także mogą pójść do adopcji.

- Sędzina z Brzegu zapytała mnie, czy szukam pracy - relacjonuje Beata P. - Opowiedziałam, gdzie złożyłam swoje podania. Na następnej rozprawie sędzina pyta: a jak pogodzę pracę po południu czy w nocy z opieką nad dziećmi? Tutaj nie ma innej pracy jak tylko w fabryce, na trzy zmiany.

Nie miałabym z kim zostawić dzieci, ale dalej szukam pracy, którą się uda dopasować. Mam średnie wykształcenie, jestem po technikum ekonomicznym z maturą. Mogę pracować w urzędzie czy banku. Powiedziałam sobie, że się nie poddam. Zrobię wszystko, żeby odzyskać dzieci. Każą pójść do pracy - pójdę. Postawią inne warunki - też je spełnię. Nie ma dla mnie przeszkody, żeby tylko odzyskać moje dzieci. Wszystko pokonam, choć ludzie są mi bardzo nieprzychylni.

Bieda zabiera dzieci

Beata P. nie pracuje. Za komunalne mieszkanie płaci miesięcznie 54 złote czynszu. Do tego 16-20 złotych za prąd. Na jedzenie wydaje niewiele. Finansowo pomaga jej ojciec i siostra. Z wioski trudno się nawet wydostać do świata autobusem, więc czasem chodzi do miasta pieszo.

- Sędziowie chyba wymagają milionów na koncie - mówi. - Ja i moje dzieci nie musimy mieć milionów. Wystarczy, że zapewnimy podstawowe rzeczy. Na jedzenie pieniądze się znajdą. Reszta się ułoży. Bylebyśmy byli razem. Mnie do szczęścia nie jest potrzebny luksus, ale miłość i rodzina.

Beata P. ma poczucie, że w swojej walce już zrobiła bardzo dużo. Wyszła z depresji. I ciągle w nią nie wpadła na nowo. Wróciła do Grodkowa i znosi nieprzychylne spojrzenia ludzi, którzy znają jej sprawę. Jeździ na wszystkie rozprawy. Pisze wnioski.

- Nie piję, jestem normalna, nie jestem patologią, ale traktują mnie, jakbym była - mówi. - Może niech ludzie z sądu przyjadą do mnie w zwykły dzień. Niech posiedzą do wieczora, popatrzą na mnie i dzieci, zobaczą, jaki mamy ze sobą kontakt, jak się dzieciaki cieszą ze sobą. Nie mam nic do ukrycia. Ale oni tylko decydują zza biurka, na podstawie cudzej opinii. Nie wiem, jak przebić się przez tę bezduszność, żeby zobaczyli krzywdę moich dzieci. Żeby zauważyli, że jestem dobrą matką.

Według danych Ministerstwa Sprawiedliwości w 2012 roku sądy rodzinne w Polsce skierowały 19122 dzieci do placówek opiekuńczo-wychowawczych, czyli domów dziecka. 46 946 dzieci skierowano do rodzin zastępczych.

Dodatkowo ok. 130 tysięcy jest objętych kontrolą kuratorów sądowych, bo ich rodzina nie wywiązuje się ze wszystkich zadań. Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej na podstawie informacji z powiatów szacuje, że ok. 1 procent odebranych dzieci trafiło pod opiekę państwa z powodu biedy. A przynajmniej ubóstwo było główną przyczyną. Z tymi szacunkami polemizuje Ministerstwo Sprawiedliwości.

- W 2012 roku z powodu skrajnego ubóstwa odebrano w Polsce rodzicom 8 dzieci, z czego dwoje na wniosek rodziców - mówił posłom wiceminister sprawiedliwości Wojciech Hajduk.

- Mieliśmy jeden przypadek, gdy rodzice sami uznali, że nie są w stanie finansowo opiekować się upośledzonym dzieckiem - mówi dyrektor PCPR w Nysie Irena Kłakowicz. - Pozostałą trójką nadal się opiekują. W wielu przypadkach główną przyczyną jest np. alkoholizm rodziców, niezaradność życiowa, których skutkiem jest także bieda.

- Nie zaobserwowaliśmy sytuacji, żeby sądy ograniczały prawa rodziców z powodu ubóstwa - mówi dyrektor PCPR w Brzegu Aleksander Podgórny. - We wrześniu pewna kobieta przyprowadziła do nas trójkę swoich dzieci i oświadczyła, że je zostawia, bo wyjeżdża do pracy, żeby zdobyć pieniądze dla rodziny. Wyjechała, a my musieliśmy błyskawicznie uzyskać decyzję sądu o umieszczeniu dzieci w placówce opiekuńczej. Ale to był przypadek porzucenia. Nie jesteśmy w stanie zweryfikować faktycznych przyczyn wyjazdu matki.

- Kiedy zapadają długie wieczory, dokucza mi tęsknota do dzieci. Moje życie znalazło się w cudzych rękach. Ale cały czas mam nadzieję, że to się skończy pomyślnie, że będziemy wszyscy razem! Nie wyobrażam sobie, że mogę przegrać. Nie wyobrażam sobie nawet reakcji Filipa i Julii, gdybym im musiała powiedzieć, że chłopców już z nami nie będzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska