Bez miłości nas nie ma

Agata Jop <a href="mailto: [email protected]">[email protected]</a> 077 44 32 600
Z Katarzyną Lalak, psychologiem, rozmawia Agata Jop.

Zakochanie jest jak eksplozja emocji. Wiosną jesteśmy na nie bardziej otwarci niż kiedykolwiek. Jeśli spotkamy odpowiednią osobę, zakochanie może się przemienić w miłość. Ta prawdziwa bywa wieczna - uważa Katarzyna Lalak, psycholog z Ośrodka Promocji Zdrowia Psychicznego w Opolu.

- Widziała ich pani? Pokazali się, jak tylko stopniał śnieg i zaświeciło słońce. Przytulają się do siebie na ławeczkach w każdym parku i... tylko drażnią tych niezakochanych.
- Coś w tym jest. Rzeczywiście zakochanych par zrobiło się ostatnio więcej, ale to przez wiosnę. Zrzucamy grube ciuchy, czujemy się tacy... zwiewni. Mamy większy dostęp do owoców i witamin, więc czujemy się lepiej. Koniec z zimową depresją. No i to słońce - jest dla nas jak przebudzenie. Nawet latem nie mamy z niego takiej radości jak wiosną. Czujemy się dobrze, jesteśmy otwarci, rozluźnieni, uśmiechamy się, a uśmiechnięty człowiek wzbudza u ludzi sympatię.

- I przyciąga do siebie innych uśmiechniętych i otwartych? Na tej zasadzie się zakochujemy?
- Pewnie tak. Poza tym wiosną w grę wchodzi także czysta biologia. Człowiek ma od wieków zakodowane, że kiedy jest ładna pogoda, to zwiększają się szanse, żeby coś upolować...

- Mamuta lub kobietę? No tak... A czy można sobie zaplanować: zakocham się tej wiosny?
- Zakochanie przychodzi niespodziewanie, ale takie postanowienie może mu pomóc. Sprawi, że stajemy się otwarci na uczucia, wysyłamy odpowiednie sygnały, ale też zauważamy sygnały wysyłane przez innych. Jeśli spotkamy odpowiednią osobę, zakochujemy się, a to jest wielka eksplozja emocji.

- Czy naprawdę można zachorować z miłości?
- Miłość wiąże się z wielkim stresem, pobudzeniem organizmu, wydzielaniem hormonów. Staramy się o obiekt naszych uczuć i nie wiemy nawet, czy zostaniemy przyjęci, czy ktoś nas nie odrzuci, nie zrani. To naprawdę może prowadzić do różnych dolegliwości - bólów głowy, ściskania w dołku, a na dłuższą metę nawet do wrzodów żołądka.

- Po co nam to? Czy nie można żyć bez miłości?
- Nie ma ludzi, którzy nigdy nie zaznali miłości, ale są tacy, którzy bez niej żyją. Myślę, że są nieszczęśliwi. Szczęśliwi jesteśmy wtedy, kiedy kochamy. Wzrusza mnie widok staruszków trzymających się za ręce. To znaczy, że miłość istnieje i może trwać wiecznie.

- Wieczna miłość? To przecież motyw z literatury, filmu albo z piosenek. Wierzy w to pani?
- Wierzę, że ludzie zawsze, wiecznie będą kochać. Potrzebujemy bliskości z drugim człowiekiem. Dlatego szukamy najlepszego partnera - tej wiecznej miłości. Mężczyzna - zgodnie z teorią ewolucji - pragnie kobiety, dzięki której przetrwają jego geny. Kobieta szuka mężczyzny, który zapewni opiekę jej dziecku i... nie będzie reproduktorem dla innych kobiet.

- Podobno miłość jest jak mydło. Ubywa jej podczas używania.
- Można z tego mydła tak korzystać, żeby wystarczyło do końca życia. Nie wystarczy, jeśli będziemy koncentrowali się wyłącznie na sobie, na swoich potrzebach. Miłość polega na dawaniu. Dawanie wcale nie oznacza, że coś tracimy. Nie możemy też ograniczać tej drugiej osoby, bo prowadziłoby to do ograniczenia samej miłości.

- To wielkie słowa, a tymczasem ludzie często rozstają się z powodu przysłowiowych skarpetek na środku pokoju. Miłość zabijana prozą życia?
- A może niezgodność charakterów? Może nasz partner nie jest tą właściwą osobą? Może nie pielęgnowaliśmy w dostateczny sposób naszej miłości... Zakochanie jest ślepe. To pierwsza faza, kiedy nie zauważamy albo bagatelizujemy wady partnera. Można zakochiwać się wiele razy, ale najczęściej nie przeradza się to w miłość. Często jednak coś się dzieje - na przykład pojawia się dziecko - i już w fazie zakochania tworzy się związek. Związek bez miłości raczej nie przetrwa. Co innego, jeśli miłość istnieje. Kryzysy zawsze się pojawiają, ale jeśli się kochamy, możemy je wspólnie rozwiązywać.

- Jesteśmy przecież razem na dobre i na złe. Nie tylko na dobre. Co, pani zdaniem, jest trudniejsze: kochać i stracić ukochaną osobę, czy nie kochać wcale?
- To ostatnie. Samo doświadczenie miłości czyni nas lepszymi, nawet jeśli prowadziłoby do cierpienia. Trudno to wytłumaczyć osobie, która cierpi z powodu odejścia partnera, która nie widzi dla siebie przyszłości, tylko tkwi w teraźniejszości i przeszłości. Musi przeczekać okres największego bólu. Czas naprawdę leczy rany. Łatwiej to zrozumieć ludziom doświadczonym, którzy już niejedno przeżyli i wiedzą, że ból mija. Dla nastolatka taki moment bywa jak koniec świata.

- Można zostać tak zranionym, że się ucieka przed kolejną miłością?
- Nie nazwałabym tego uciekaniem, ale nieufnością. Osoba, która cierpiała z powodu miłości, potrzebuje więcej czasu, żeby znów zaufać. Nawet człowiek, który w danym momencie żyje, nie kochając, i twierdzi, że mu z tym dobrze, tak naprawdę tęskni za bliskością z drugim człowiekiem.

- Czy są ludzie, którzy nie umieją kochać?
- Myślę, że wiele osób nie potrafi okazywać uczuć, ciepła, wyrażać swoich emocji, ale to nie znaczy, że one nie kochają. Uczymy się miłości i tej drugiej osoby. Przecież z początku nie wiemy nawet, jak się całować! Od namiętności przechodzimy w prawdziwą bliskość i intymność. Zakochanie przycicha, pojawia się miłość, szacunek i akceptowanie partnera takiego, jakim jest, z jego wadami.

- Albo pojawia się przyzwyczajenie - kapcie i telewizor.
- Do kapci rzeczywiście można się przyzwyczaić, ale jeśli chodzi o ludzi, to wolę słowo przywiązanie.

- Nie zna pani przyzwyczajonych do siebie par? Jest ich pełno wokół. Są nieszczęśliwe. Czemu ludzie się tak męczą?
- Tak bywa. Młodym łatwiej się rozstać i szukać raz jeszcze. Starsi często boją się, że już nikogo nie znajdą. Nie ma między nimi miłości, nawet ze sobą nie rozmawiają, ale obawiają się zmian. Niby mają wielu znajomych, niby z kimś mieszkają, a jednak czują pustkę. Są bardzo samotni. Czasem wspominają, jak było kiedyś, kiedy kochali i byli kochanymi. Dzięki wspomnieniom jakoś się trzymają, ale wspomnienia także bolą, bo kontrastują z tym, co jest w tej chwili.

- Można się zakochać powtórnie we własnym mężu albo na nowo rozkochać w sobie żonę - ot tak, na wiosnę, po 20 latach małżeństwa?
- Pewnie. Jeśli miłość ciągle istnieje, wystarczy ożywić związek, wybrać się we dwoje na piknik do lasu, mówić sobie miłe rzeczy, wsłuchiwać się w potrzeby partnera. Nie radziłabym wykorzystywania sposobów sprzed lat. Jeśli coś sprawdziło się na początku związku, niekoniecznie znów zadziała. Ludzie się zmieniają i zmieniają się rzeczy, które sprawiają nam przyjemność. Odnajdźmy te nowe sposoby.

- A pani zakochała się już tej wiosny?
- Kocham od trzech lat. Jestem pewna, że to miłość.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska