Bezdomni co dzień słyszą: „Ty brudasie”. Nogi myją w Odrze. Potrzebują łaźni

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
- Nie boimy się bezdomnych, do listopada zrobimy remont i otworzymy łaźnię - mówi ks. dr Arnold Drechsler.
- Nie boimy się bezdomnych, do listopada zrobimy remont i otworzymy łaźnię - mówi ks. dr Arnold Drechsler. Fot. Paweł Stauffer [O]
W Opolu śmierć głodowa nam nie grozi - mówią bezdomni. Ale na łaźnię w centrum czekamy bardzo. Brudnemu trudno znaleźć jakieś zajęcie, a nawet żebrać.

Pan Zenon, opolski bezdomny, wpuszcza reporterów nto do swojego „królestwa”. Mieszka w zsypie. Za rurą, przez którą mieszkańcy wrzucają śmieci do wielkiego kubła, upycha gąbkę, którą szumnie nazywa materacem i torbę z rzeczami do przebrania. Dla kogoś, kto nie doświadczył takiego losu jest tu strasznie. Na podłodze beton, między drzwiami a progiem szpara, przez którą dmucha zimno. Dla Zenka to luksus. Pomieszczenie jest suche, jak na lokum bezdomnego szczelne (nie ma wybitych okien) i oświetlone. Żarówka to nowy nabytek. Do niedawna oświetlał zsyp cmentarnym zniczem lub świeczką wstawioną do słoika. Do trzasku lecących z wysoka śmieci już się przyzwyczaił i ten dźwięk go w nocy nie budzi. Przed zimnem chroni go dres. No i owija się kołdrą.

- Przywykłem, nawet teraz, zimą, śpię bez skarpet - mówi.

Bezdomność Zenona zaczęła się od zadłużenia mieszkania. Eksmisja zbiegła się z utratą pracy.

- Przez chwilę wydawało mi się, że stanę na nogi - mówi. - Ktoś mi obiecał robotę w Częstochowie, razem z miejscem w hotelu. Zanim tam dojechałem, przyjęto kogoś innego. Znów wylądowałem na ulicy. Wtedy przyjechałem do Opola. Całe szczęście, że zsypów nie zamyka się na kłódkę. Jak się robi ciemno, włażę tam i mieszkam za cichą zgodą tych lokatorów, którzy wiedzą. Większość nie wie, bo staram się nie rzucać w oczy. W ciągu dnia chodzę po mieście.

Chodzić trzeba. Nie tylko dla zabicia czasu. Bezdomny nie ma gdzie wyprać ubrania. Nosi je tak długo, dopóki nie jest totalnie brudne albo się nie rozleci.

- Po ubrania chodzę do misji garażowej Caritasu albo do zielonoświątkowców - opowiada pan Zenon. - Obok dworca PKS-u działa ich kościół uliczny. Jak się powie, że potrzebna jest koszula, spodnie sweter czy kurtka, za parę dni przynoszą. W niedzielę można tam dostać herbatę, kanapki i wziąć sobie Pismo św. do czytania, no i odebrać to czyste ubranie.

Na co dzień po jedzenie Zenon, jak i inni opolscy bezdomni, chodzi do misji Caritasu, do franciszkanów albo do sióstr de Notre Dame na Małym Rynku.

- Tylko kąpać się nie mam gdzie. Pod prysznicem nie kąpałem się chyba od roku - przyznaje pan Zenon. - Czasem uda się wejść do jakiejś przychodni albo do miejskiego szaletu i umyć choć twarz. Nogi myję w Odrze. Ale zimą nie sposób, woda jest lodowata.

Właśnie z myślą o bezdomnych Caritas chce wybudować w Opolu łaźnię.
Brak możliwości mycia się to największy problem Zenona i wielu innych opolskich bezdomnych. Pół biedy latem, kiedy można się wykąpać w Odrze czy w którejś z opolskich kamionek. Zimą takich miejsc nie ma.

- Z łaźni można skorzystać w groszowickiej noclegowni - przypomina sobie pan Zenon. - I dobrze, że choć takie miejsce jest. Ale ma ono kilka wad. Noclegownia, zgodnie z nazwą, nie funkcjonuje w ciągu dnia, tylko wieczorami i w nocy. Jest daleko od centrum. Bezdomny autobusem nie pojedzie, bo nie ma na bilet. W dodatku pasażerowie mu naubliżają, bo jest brudny i śmierdzi. To jak pojedzie się umyć? No i w noclegowni przesiaduje zbieranina z całej Polski. Niejednego już tam okradziono. Mój znajomy niedawno stracił tam nowe spodnie i buty. Dwa razy tam byłem, ale od dawna już nie jeżdżę.

Pan Franciszek, inny opolski bezdomny, nie ukrywa, że ma od lat problem z alkoholem. Od niego zaczęła się zresztą jego bezdomność. Rodzina miała dosyć jego picia i niespełnionych obietnic poprawy. Najpierw odwróciła się od niego żona, potem rodzeństwo. Został sam.

- Ja wiem, że mnie często czuć wódą - mówi. - Ale nawet jak się pozbieram i nie piję, to nie pomaga, bo cuchną moje rzeczy i brud na moim ciele. W Opolu jest nas - tak oceniam - około stu bezdomnych. Dwudziestu, trzydziestu znam osobiście. Śmierć z głodu nam nie grozi. Nie tylko dlatego, że w klasztorach i w Caritasie dostajemy jedzenie. Także przechodnie kupienia bułki czy pasztetu często nie odmawiają. Ale tyle razy już słyszałem: Masz jedzenie, ale odsuń się, bo cuchniesz. A nawet, ty śmierdzielu. Nie jest przyjemnie tego słuchać. Bo gdzie ja się mam wykąpać. Na dworcu? Niby można, ale to kosztuje 10 zł. Dla bezdomnego majątek. I trzeba mieć swój ręcznik.

Ks. dr Arnold Drechsler, dyrektor Caritas Diecezji Opolskiej, ogłosił w Środę Popielcową, że Caritas wybuduje - w trwającym Roku Miłosierdzia - w Opolu łaźnię dla bezdomnych. Na ten cel przeznaczony zostanie m.in. tegoroczny dochód z akcji charytatywnej Jałmużna Wielkopostna.

- Trzeba być realistą - mówi ksiądz dyrektor. - Bezdomny, jeśli już ma 10 zł, to ich nie wyda na czystą wodę, tylko na zupełnie inne płyny. Z dzieciństwa pamiętam taki dowcip powtarzany na śląskim podwórku: Jak jesteś głodny, to jedź do Essen (po niemiecku essen znaczy jeść - przyp. red.), a brudny musi jechać do Baden-Baden (baden = kąpać się). Postanowiliśmy tuż obok naszej centrali przy ul. Szpitalnej w Opolu stworzyć dla tych ludzi takie Baden-Baden. Niestety, w wielu polskich miastach bezdomnych traktuje się jak uciążliwych krewnych, których się odsuwa od siebie i zamyka w komórkach i chlewikach. Skutecznie z centrum miasta na peryferie można wywieźć śnieg, bezdomni i tak wrócą. To nie rozwiązuje problemu. Skoro nie możemy się pozbyć ich dokuczliwej obecności, spróbujmy ją zmienić na obecność czystą. Próbujmy zmienić ich wizerunek.

Będzie jak w Paryżu

Artur Wilpert, pracownik Caritasu, pierwszą w życiu łaźnię dla bezdomnych widział w Paryżu.

- To było już sporo lat temu, kiedy uczyliśmy się wielu rzeczy od naszych kolegów z Zachodu - mówi. - Ta łaźnia funkcjonowała przy Rue du Bac, w ścisłym centrum stolicy Francji. Działała świetnie, ale to było absolutne minimum. To nie był żaden luksus ani miejsce, gdzie można godzinami przesiadywać. To ważne, bo często ludzie boją się, że bezdomni będą okupować to miejsce i narzucać się mieszkańcom. W Paryżu było kilka kabin prysznicowych, jedna czy dwie toalety i przebieralnia. Wszystko z nierdzewki, żeby łatwo było łaźnię wysprzątać. Bezdomny wchodził tam tylko na jakieś pół godziny. Tyle, ile potrzeba na prysznic, ogolenie się i przebranie. Zimą mógł liczyć jeszcze na herbatę. Chcemy, żeby tak było i u nas. Łaźnia nie musi wcale działać codziennie. W Opolu nie ma aż tylu bezdomnych. A ci, którzy są, nie będą co wieczór przed snem przychodzić na kąpiel. Uważam, że to nie tylko nie musi być miejsce uciążliwe dla mieszkańców. Ale wszystkim przyniesie ulgę. Bezdomny, który dostanie dostęp do toalety i czyste ubranie, nie musi w publicznych miejscach załatwiać swoich potrzeb ani się przebierać.

Ks. Arnold podkreśla i on, i jego współpracownicy nieraz słyszeli wyznania bezdomnych: Kąpałem się w tamtym roku, bo nie mam gdzie.

- Chcemy takim sytuacjom zapobiec - mówi. - Uważam, że dostęp do prysznica to jest pierwszy krok, żeby wyrywać tych ludzi z bezdomności. Najpierw trzeba ich wyrwać z brudu. Bo do niego też można się, niestety, przyzwyczaić. Człowiek czysty odzyskuje poczucie godności. Oszczędzamy mu poniżenia, jakie go spotyka, kiedy słyszy: Ty brudasie, ty śmierdzielu. To jest bardzo dużo za cenę mydełka, szczotki do zębów i pasty, szamponu, golarki i ręcznika.

Ręczniki dyrektor Caritasu już zbiera. Niedawno miał urodziny i ogłosił, że przyjmuje tylko dwa rodzaje prezentów. Słodycze dla dzieci korzystających z terapii w Centrum Biskupa Józefa Nathana i nowe ręczniki do przyszłej łaźni dla bezdomnych. Dostał ich od przyjaciół 112. Nadal można je do opolskiej centrali Caritasu przy ulicy Szpitalnej przynosić.

- Jak człowiek jest brudny, to nie tylko robotę trudno dostać. Choćby doraźną - u kogoś w obejściu czy w ogrodzie - przyznaje Franciszek. - Nawet żebrze się trudniej, bo od człowieka, który brzydko pachnie ludzie uciekają. Dlatego łaźnia w centrum miasta, blisko miejsca, gdzie są ludzie, których możemy o pomoc prosić, jest potrzebna. Ona by zmieniła nasze życie.

- Od dawna bolą mnie nogi, mam skurcze - dodaje pan Zenon. - Teoretycznie mógłbym iść do lekarza, bo mam status bezrobotnego bez prawa do zasiłku. Ale jak się wybrać do przychodni, skoro się myło rok temu. Trzeba się wykąpać i przebrać w czyste rzeczy, od bielizny zaczynając. Dzisiaj w Opolu praktycznie nie ma tego jak zrobić.
Łaźnia Caritasu gotowa będzie służyć także osobom, do których wzywane jest pogotowie, leżących gdzieś w krzakach czy na ławce. Bardzo często są oklejone nie tylko brudem, ale i wydzielinami własnego ciała.

- Wyobrażam sobie, że - jeśli życie takiego człowieka nie będzie zagrożone - karetka tu podjedzie i w drodze do szpitala przywiezie go do łaźni na kąpiel - dodaje ks. Drechsler. - We współpracy z ośrodkiem pomocy społecznej możemy wspierać także osoby, które nie są bezdomne, ale ze względu na trudną sytuację lokalową czy materialną nie mają dostępu do łazienki i bieżącej wody.

Opolska łaźnia Caritasu nie będzie pierwszą w Polsce. Podobna placówka działa m.in. w sąsiedztwie wrocławskiej katedry.

- My chcemy otworzyć łaźnię w budynku przylegającym jedną ścianą do naszej centrali - informuje ks. Drechsler. - Caritas nabyła go w połowie lat 90. Wymaga on remontu. (Na potrzeby łaźni odrestaurujemy tylko parter). Ale i tak jego wartość ze względu na położenie w ścisłym centrum miasta stale rośnie. Proponowano nam za niego około miliona złotych. Ale z takimi drogimi projektami nam nie do twarzy. Skoro papież Franciszek nie bał się przytulić łaźni dla bezdomnych do otaczającej plac Świętego Piotra Kolumnady Berniniego, to my też nie możemy się bać ich przyjąć.

Wchodzimy do środka. Na razie trzeba sporo wyobraźni, by zobaczyć w ciemnym pomieszczeniu nowoczesną łaźnię. Ksiądz ją ma.

- Tu będzie malutka poczekalnia i szafa na czyste ubrania, na szczęście opolanie chętnie używaną odzież przynoszą - mówi. Dalej trzy kabiny prysznicowe, pisuar, dwie toalety, dwie umywalki. Na końcu miejsce, gdzie mogliby już w czystych ubraniach odparować i iść do miasta.

Koszt inwestycji ksiądz szacuje na 300 tysięcy zł. Łaźnia ruszy do listopada, przed końcem Roku Miłosierdzia.

Obsługą łaźni chcą się zająć czterej bezdomni: Bogdan, Andrzej, Tadeusz i Joachim.

Joachim jest bezdomny od 1977 roku. Opuścił dom po śmierci ojca po konflikcie z rodzeństwem.

- Nie ma już łaźni na Reymonta - mówi - ani innego miejsca w centrum Opola, gdzie można wziąć prysznic. Dlatego łaźnia Caritasu jest potrzebna. - Póki miałem pracę, mieszkałem w hotelu. Jak straciłem, zostało tylko miejsce pod chmurką. Ponieważ nie piję, zachowuję się spokojnie - nocuję na dworcu. Ochrona mnie zna od dawna i toleruje. Chętnie będę pomagał w łaźni innym bezdomnym. Trzy czwarte z nich znam. Wiem, jak do kogo podejść.

Caritas Diecezji Opolskiej prowadzi m.in.: 54 stacje opieki, 36 gabinetów rehabilitacyjnych, 4 warsztaty terapii zajęciowej, Centrum Opieki Paliatywnej i 10 ośrodków w terenie, 12 świetlic i klubów seniora, Centrum Rehabilitacji dla Dzieci,
Centrum Rehabilitacji i Terapii Niepełnosprawnych, 4 kuchnie dla ubogich.

Ty także możesz pomóc
Osoby, które chcą wesprzeć budowę łaźni dla osób bezdomnych i uczestniczyć w dziele Jałmużny Wielkopostnej, mogą wpłacić pieniądze na konto Caritas Diecezji Opolskiej: 66 1240 1633 1111 0000 2651 3092 z dopiskiem „łaźnia dla bezdomnych”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska