Bezprecedensowa historia w Opolu. Właściciel sklepu zielarskiego z Głubczyc handlował marihuaną. Sąd go uniewinnił

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
Sąd Okręgowy w Opolu uniewinnił właściciela sklepu z ziołami. Prokuratura zapowiada jednak, że odwoła się od wyroku.
Sąd Okręgowy w Opolu uniewinnił właściciela sklepu z ziołami. Prokuratura zapowiada jednak, że odwoła się od wyroku. pixabay.com
Mężczyzna twierdzi, że był przekonany, iż sprowadza ze Szwajcarii legalny towar, widział nawet odpowiednie certyfikaty. Nie krył się z tym, że handluje marihuaną relaksacyjną, bo sądził, że prawo jest po jego stronie. Gdy do sklepu wkroczyła kontrola, zaczęły się kłopoty. Jego mama wylądowała na policyjnym „dołku”, a on w areszcie. Po dwóch latach batalii Opolanin został uniewinniony, ale to jeszcze nie koniec sprawy.

29-letni dziś Mateusz P. prowadzi w Głubczycach sklep, w którym handluje m.in. ziołami. Produkty sprzedaje również w internecie. W swojej ofercie miał m.in. tzw. legalną marihuanę, czyli taką, w której stężenie THC nie przekracza 0,2 proc.

– Obrót takim produktem jest legalny w całej Europie. We Francji, we Włoszech czy w Szwajcarii są nawet wielkie koncerny, które zajmują się jego dystrybucją – mówi mec. Łukasz Wójcik, obrońca oskarżonego. – Mój klient kupił towar od szwajcarskiego koncernu, wielkości dużej sieci handlowej, który wysyła legalną marihuanę do całej Europy. Świadek, reprezentujący ten koncern, zeznał, że do Polski rocznie trafia około 25 ton ich produktu.

Marzec 2019 rok. Legalna marihuana, popularna w Europie, cieszy się w Polsce coraz większym zainteresowaniem. Mateusz P. podejrzewa, że można zrobić na tym biznes, dlatego zaczyna szukać dystrybutora. Tak trafia na koncern w Szwajcarii.

– Na ich stronie internetowej był cennik, opis smaku i działania poszczególnych produktów. Taka marihuana, określana jako relaksacyjna, funkcjonuje w obrocie podobnie jak na przykład tytoń – mówi mec. Wójcik.

Mateusz P. postanowił na próbę kupić kilogram, po 100 gramów z różnych rodzajów. Inwestował ostrożnie, bo chciał sprawdzić, jakim wzięciem będzie się cieszył towar. Za kilogram relaksacyjnej marihuany zapłacił 4 tys. euro (dla porównania czarnorynkowa wartość narkotycznej marihuany w Polsce waha się od 10 do 30 zł za gram – przyp. red.).

Jeszcze przed finalizacją transakcji, Opolanin wybrał się do Szwajcarii. Obejrzał certyfikaty, towar - przy nim - został zbadany testerami, więc uznał, że nie kupuje kota w worku.

– Przelew wykonał z konta firmowego na konto dystrybutora, ale poprosił, by paczkę wysłać pocztą. Nie chciał żadnych niedomówień i tłumaczenia się w razie kontroli, jaki susz wiezie. W przypadku nadania przesyłki pocztą, z wykorzystaniem oficjalnych adresów, wszystko miało być transparentne – mówi obrońca oskarżonego.

Problemy zaczęły się dwa tygodnie po tym, jak marihuana pojawiła się w Polsce. Sanepid w asyście policji skontrolował sklep Mateusza P. Kontrolerzy trafili na słoiczki z suszem, a test pokazał, że w środku są narkotyki. Matka mężczyzny, która sprzedawała w punkcie, została zatrzymana na 48 godzin. Jej syn trafił do tymczasowego aresztu na 2 miesiące.

Jeszcze bardziej gorąco zrobiło się, gdy przyszła opinia opolskiego laboratorium. Wynikało z niej, że 19 na 180 produktów zawierało THC o stężeniu wyższym niż 0,2 proc. Wina Mateusza P., w ocenie prokuratury, nie budzi wątpliwości.

- Mężczyzna zorganizował dostarczenie pocztą z Francji (z tego kraju nastąpiła wysyłka – przyp. red.) do Polski ponad kilograma marihuany. Po otrzymaniu przesyłki zamieścił wpis na Facebooku, aby poinformować klientów, że produkt będzie dostępny w sprzedaży - mówi prokurator Stanisław Bar z Prokuratury Okręgowej w Opolu. - Podejrzany przyznał, że sprzedający poinformował go, iż - gdy będzie przekraczał granicę szwajcarsko-niemiecką - służby niemieckie mogą mu zabrać zakupiony towar i poddać go badaniu, a to może trwać nawet pół roku oraz że w Szwajcarii przepisy są bardziej liberalne, jeśli chodzi o zawartość THC w suszu konopi.

Sprawa trafiła do Sądu Okręgowego w Opolu, który miał nie lada zagwozdkę.

- Przedstawiciel szwajcarskiego koncernu powiedział w trakcie przesłuchania, że poszczególne kraje stosują różne techniki badawcze, więc substancja, która w ich laboratorium ma stężenie THC poniżej 0,2 proc, przy wykorzystaniu innej techniki może wykazywać nieznacznie wyższe stężenie. Tak też stało się w tym przypadku – mówi mec. Łukasz Wójcik.

Mateusz P. nie był wcześniej karany, ale za przemyt groziło mu od 3 do 15 lat więzienia. Prokurator chciał dla niego 6 lat. Sąd Okręgowy w Opolu uznał jednak, że mężczyzna jest niewinny, bo – choć towar w Polsce był nielegalny – sprzedawca nie mógł o tym wiedzieć.

- Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby mój klient zapłacił gotówką i przewoził towar w bagażniku. Podejrzewam, że nie wytłumaczyłby się z tego, że nie miał świadomości, iż ta konkretna marihuana relaksacyjna w Polsce jest nielegalna, bo tak wynika z zastosowanej w laboratorium kryminalistycznym techniki – mówi obrońca oskarżonego.

Uniewinnienie jest nieprawomocne i wszystko wskazuje na to, że nie kończy ono sprawy. Prokuratura zapowiada apelację.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Niedziele handlowe mogą wrócić w 2024 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska