Bracia nadal winni

Ewa Kosowska-Korniak
Sąd Najwyższy oddalił wczoraj kasację wniesioną przez byłego ministra sprawiedliwości Lecha Kaczyńskiego w sprawie Jerzego i Ryszarda Kowalczyków, sprawców wybuchu w auli Wyższej Szkoły Pedagogicznej.

Tym samym Sąd Najwyższy utrzymał w mocy wyroki Sądu Wojewódzkiego w Opolu z 8 września 1972 roku skazujące braci Kowalczyków na 25 lat więzienia (Ryszard) i karę śmierci (Jerzy) za usiłowanie dokonania zamachu terrorystycznego oraz sabotaż i szkodnictwo.
Uzasadniając jednogłośną decyzję sędziów Sądu Najwyższego, sędzia Marek Sokołowski podkreślił, że według autora kasacji, byłego ministra sprawiedliwości Lecha Kaczyńskiego, Kowalczykowie nie działali z przyczyn politycznych.
- Jeżeli ktoś to kwestionuje, to zarzuca sądowi błąd w ustaleniach faktycznych, a kasacji na tym oprzeć nie można - stwierdził sędzia SN Marek Sokołowski.
- Autor kasacji nie zarzucał naruszenia prawa, które mogło mieć wpływ na treść orzeczenia sądu pierwszej i drugiej instancji, a tylko w takim przypadku kasacja mogła być uwzględniona - dodaje Antoni Bojończyk z biura prasowego Sądu Najwyższego.

Kasacja wniesiona w czerwcu 2001 przez ówczesnego ministra sprawiedliwości stwierdzała, że zasadniczym motywem działania oskarżonych były "skłonności do destrukcji i fascynacja pirotechniką". Minister domagał się uniewinnienia sprawców i umorzenia postępowania.
- Właściwie cała kasacja sprowadzała się do tego, że dwóch piromanów postanowiło zrobić hecę i wysadzili aulę WSP. Trzeba powiedzieć wprost, że została napisana zupełnie nieudolnie - uważa mec. Cyryl Ratajczak, który bronił Ryszarda Kowalczyka w 1972 roku. - W ogóle nie badano zamiaru, a przecież Jerzy Kowalczyk otwarcie mówił podczas procesu, że nienawidzi komunizmu. Ryszard mówił, że w grudniu 1970 roku strzelano w Gdańsku do robotników. Ich polityczne motywy nie budziły wątpliwości, tymczasem kasacja, gdyby została przyjęta w takiej formie, tylko by ich ośmieszyła.
Z argumentami własnej kasacji co do piromaństwa i destrukcji jako motywu nie zgadza się też minister Lech Kaczyński. Twierdzi, że błąd popełnił urzędnik przygotowujący wniosek, a on przed podpisaniem nie przeczytał jego treści.
- Zarzucano mi ręczne sterowanie, akurat tej sprawy nie "dosterowałem". Teraz pozostaje mi wyrazić głębokie ubolewanie i przeprosić braci Kowalczyków - powiedział Lech Kaczyński.

Aula WSP wyleciała w powietrze 6 października 1971 roku, czterdzieści minut po północy. Następnego dnia miała się tu odbyć uroczysta akademia z okazji 27 rocznicy powstania Milicji Obywatelskiej i Służby Bezpieczeństwa. Eksplozja zniszczyła uczelniane archiwum, bibliotekę i bufet pod aulą oraz podłogę i dach. Straty wyceniono na 4 mln ówczesnych złotych. Nikt nie odniósł ran.
Pięć miesięcy później milicja ustaliła, że sprawcą wysadzenia auli jest pracownik techniczny WSP Jerzy Kowalczyk, któremu pomagał brat Ryszard, doktor fizyki, również z WSP (przyznał się jedynie do wykonania, na prośbę brata, kilku obliczeń fizycznych).
Po pokazowym procesie SW w Opolu skazał Jerzego na karę śmierci, a Ryszarda na 25 lat więzienia. Pięciu sędziów Sądu Najwyższego podtrzymało ten wyrok, potem Rada Państwa zastosowała prawo łaski, zamieniając Jerzemu karę śmierci na dożywocie. Bracia musieli także przez 20 lat spłacać odszkodowanie.
- Przeszli całą tę mękę, gdyż bronili tych, którzy zginęli w grudniu 1970 roku - twierdzi Bogusław Bardon, prezes Stowarzyszenia Pamięci Narodowej i Osób Represjonowanych w PRL. - W auli miały się rozpocząć uroczystości, podczas których mieli zostać odznaczeni oficerowie SB i MO, nagradzani za Gdańsk. Ryszard i Jerzy wysłali z Opola ostrzeżenie do władz komunistycznych, iż może znaleźć się ktoś, kto będzie walczył takimi samymi metodami jak oni. W wyniku tego czynu ucierpiały tylko mury, a wszystkie straty materialne Kowalczykowie spłacili z naddatkiem. Nikt nie zginął, a mimo to sąd skazał Jerzego na karę śmierci.
O braciach stało się głośno po sierpniu 1980 roku. W porozumieniach sierpniowych zapisano postulat uwolnienia więźniów politycznych, do których zaliczono Kowalczyków. W marcu 1981 roku ulicami Opola przeszła manifestacja ludzi domagających się uwolnienia braci. Ale Kowalczykowie wyszli na wolność w połowie lat osiemdziesiątych, na fali normalizowania się sytuacji w państwie po stanie wojennym.

OPINIE
Franciszek Szelwicki, były poseł AWS:
Szkoda, że popełniono ciężki grzech zaniechania. Była okazja wyprostowania historii, sprawiedliwego osądzenia czynu braci Kowalczyków, lecz niestety okazję tę zaprzepaszczono przez czyjeś zaniechanie, tylko dlatego, że ówczesnemu ministrowi Lechowi Kaczyńskiemu nie chciało się przeczytać kasacji, którą wnosił. To bardzo smutne.

Jerzy Szteliga, poseł SLD:
Kowalczykowie odpokutowali za swoje błędy, bo niewątpliwie to, co zrobili było, błędem, bez względu na podłoże polityczne czynu. Zapłacili karę. Wniesienie kasacji przez Lecha Kaczyńskiego niepotrzebnie przypomniało tamte wydarzenia, ci ludzie są niepokojeni przez media, opisywani w gazetach, choć pewnie nie chcieliby wracać do tego, co było. Decyzja o kasacji była podyktowana względami politycznymi, a nie troską o tych ludzi.

Tadeusz Jarmuziewicz, poseł Platformy Obywatelskiej:
Trudno dyskutować z decyzją Sądu Najwyższego. Trudno też po 30 latach ustosunkować się do tamtych wydarzeń. Jeżeli dochodzenie i proces były wówczas uczciwe, a ustalenia pokazały, że czyn Kowalczyków nosił znamiona terroryzmu, to tak należałoby go nazwać. Mam jednak wątpliwości, czy to nie było tak, że komunistyczny sąd próbę zamachu na komunistycznych funkcjonariuszy ocenił w sposób stronniczy. Jak było naprawdę - nigdy się nie dowiemy.

Ludzie, którzy od 20 lat walczyli o uwolnienie Kowalczyków, są decyzją o oddaleniu kasacji zdruzgotani.
- To my zwróciliśmy się w lutym do ministra sprawiedliwości z prośbą o kasację. Gdyby urzędnik wziął pod uwagę sugestie naszego stowarzyszenia, Sąd Najwyższy rozpoznałby sprawę i uchylił wyroki skazujące - uważa Bogusław Bardon, w latach 70. założyciel Komitetu Więzionych za Przekonania.
We wniosku tym czytamy m.in., że podstawą merytoryczną kasacji powinno być rażące naruszenie przepisów prawa materialnego i procesowego, jakich dopuścił się sąd I i II instancji, kwalifikując jako zbrodnię stanu uszkodzenie przez braci Kowalczyków auli WSP. "Czyn ten, biorąc pod uwagę okoliczności, jak i motywację sprawców, mógł być zakwalifikowany jedynie jako uszkodzenie mienia".

- Jest mi przykro, że na Kowalczykach ciążą nadal wyroki skazujące. Nie przyjmuję tłumaczeń Lecha Kaczyńskiego. Człowiek politycznie odpowiedzialny nie może się tłumaczyć, że jakiś urzędnik popełnił błąd - mówi Cyryl Ratajczak.
Wczorajsza decyzja SN zamyka ostatecznie sprawę braci Kowalczyków. - Kasację można wnieść tylko raz, cała procedura prawna została już wyczerpana - podkreśla Antoni Bojończuk.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska