Bronię honoru pułkownika Chwastka

Fot. Paweł Stauffer
płk. Zbigniew Owczarek
płk. Zbigniew Owczarek Fot. Paweł Stauffer
Z płk. Zbigniewem Owczarkiem, byłym zastępcą dowódcy 10. Dywizji Zmechanizowanej, rozmawia Ryszard Rudnik.

- Jak pan odebrał wystąpienie pułkownika Chwastka?
- Jestem pełen podziwu dla pułkownika, jego osobistej odwagi. Pułkownik publicznie powiedział to, o czym od lat mówi się w wojsku.
- Nie mógł jednak wykorzystać drogi służbowej?
- No mógłby. Pan myśli, że tego nie zrobił? Zresztą w swoim wystąpieniu pułkownik o tym wspominał. Ja 40 lat służyłem w armii i wiem, jak to wygląda. On jako dowódca dywizji musi się zgłosić do swojego bezpośredniego przełożonego, a bezpośredni przełożony nie chce mieć kłopotów i zwykle w drażliwych sprawach na nim droga służbowa się kończy. Bo przełożony pułkownika ma swojego przełożonego i on mógłby go wezwać i powiedzieć: no i co tam panie generale, nie dajecie sobie rady? Rzeczywistość jest taka, jaka jest.
- A jaka jest?
- Powiem o swojej 10. Dywizji - raz ją zwijano, potem rozwijano, by wreszcie ją zlikwidować. Czy to jest przykład racjonalnej decyzji? Wojsko Polskie przechodzi gruntowną reorganizację, ale plan tej reorganizacji w ocenie kadry, żołnierzy jest chaotyczny. Tu nie chodzi o to, że kadra boi się o swoje stołki, ale przecież ma prawo wiedzieć, jak będzie wyglądała redukcja w armii, jakie czytelne zasady będą nią rządzić. Poza tym oprócz zwykłego ludzkiego wymiaru tych zmian jest też wymiar czysto finansowy. To wszystko kosztuje. Weźmy inny przykład z opolskiego podwórka: przenoszenie Brygady Pancernej z Domańskiego na Prószkowską. Najpierw, by przenieść jednostkę o dwie ulice, wydano niemałe pieniądze na adaptację koszar, remonty, poniesiono koszty przeprowadzki, a wkrótce potem brygada poszła do likwidacji.
- Czy ktoś poniósł konsekwencje tych decyzji?
- Ależ skąd, nie ma winnych, nikt się z tego nie rozliczył.
- Dlaczego pana zdaniem tak się dzieje?
- Bo w zależności od tego, jaka ekipa obejmuje MON, w zależności od siły przebicia określonych grup, zmienia się koncepcja organizacyjna armii. Tak rodzi się bałagan.
- Przełożeni pułkownika Chwastka zarzucają mu, że wypowiada się w swojej sprawie, bo nie dostał awansu na generała.
- Najłatwiej tak powiedzieć. To jest klasyczny przykład działania przełożonych. Jako oficer nie mogę patrzeć, jak dziś niszczy się pułkownika Chwastka, jak próbuje się go zdyskredytować, oskarżając o błędy w rozdzieleniu nagród, sugerować jego niskie pobudki. Pułkownik zaryzykował całą swoją karierą, on stanął w obronie honoru żołnierza i oficera. Co takiego złego zrobił? Że powiedział publicznie to, o czym w armii mówi się po kątach od wielu lat? Że zwrócił się bezpośrednio do opinii publicznej, do podatnika i wskazał, że jego pieniądze są zwyczajnie trwonione? Że zrobił to, gdy nie było szans, by się przebić z tymi uwagami drogą służbową?
- Że naruszył zasady, obowiązujące w armii?
- Myślę, że pułkownik wyczerpał możliwości drogi służbowej. Wojsko jest rzeczywiście zhierarchizowane, ale to nie znaczy, że nie ma w nim miejsca dla demokratycznych procedur. Żołnierze przychodzą ze swoimi sprawami do przełożonych, mówią o nich na spotkaniach żołnierskich, a przełożeni powinni przekazywać ich uwagi wyżej. Myślę, że pułkownik Chwastek jako dowódca dywizji spełnił swój obowiązek przełożonego wobec podwładnych
- O czym jeszcze od wielu lat mówi się w armii po kątach?
- Na przykład o tym, że nie ma czytelnych kryteriów awansu. Pułkownik Chwastek został dowódcą dywizji w elitarnym korpusie międzynarodowym, miał przecież określone kwalifikacje, skoro minister go tam postawił. Przez dwa lata solidnie wypełniał swoje obowiązki, dlatego mógł oczekiwać awansu. To przecież nic złego, że ktoś spodziewa się nagrody za swoją ciężką i uznawaną dotąd pracę. Ale w naszej armii to nie jest zasada, o awansach decydują układy. W efekcie do cywila odchodzą młodzi wykształceni oficerowie. Ludzi wysyła się na studia na elitarne zachodnie uczelnie wojskowe, by potem proponować im co najwyżej etat tłumacza. Czy w polskim wojsku nie potrzeba młodej wykształconej kadry? Jest grupa pułkowników, która pokończyła specjalistyczne kursy i są dziś bez przydziału. Po co ich było gdziekolwiek wysyłać, płacić i robić nadzieję?
- Chce pan powiedzieć, że o awansach w polskiej armii decydują kryteria polityczne?
- Oczywiście, że tak.
- Na przykład?
- Nie chciałbym podawać przykładu. Bo nie o to mi chodzi. Wystarczy przyjrzeć się niektórym błyskawicznym karierom, ale po co? Przecież argument z niespełnionym awansem pułkownika Chwastka wysunięto, bo taki był układ chwili. Pułkownik wystąpił tuż przed sierpniowymi awansami i wykorzystano ten fakt przeciwko niemu. Jemu wcale nie chodziło o generalskie gwiazdki, tylko o to, by powiedzieć, że w polskim wojsku źle się dzieje.
- Co powinno się zmienić, żeby było lepiej?
- Trzeba wreszcie zastosować jasne kryteria dla wszystkich. Sierżant nie może po służbie dla chleba ochraniać dyskoteki w Komprachcicach, bo potem, gdy przyjdzie do jednostki, myśli tylko o tym, żeby się przespać. Nie może być tak, że podoficerowie nie płacą czynszu za mieszkanie, bo nie mają za co, że dorabiają na boku, bo nie starcza im do pierwszego. Jak w takich warunkach mówić o honorze polskiego oficera, tradycji polskiego munduru? Wreszcie ludziom powiedzmy prawdę: jaka ma być polska armia, o jakiej strukturze, kto jest w niej potrzebny, jak ma być liczna? I ile to będzie kosztować. I niech ten plan się nie zmienia w zależności od tego, kto wygra wybory w kraju. Pułkownik Chwastek stanął w obronie honoru swoich podwładnych i za to należy mu się szacunek.
- A czy czasem pułkownik Chwastek nie jest wyrazicielem opinii tych oficerów, którym nie podoba się cywilne zwierzchnictwo nad armią?
- W armii to nie jest problem. Przecież pułkownik Chwastek nie mówił, że nie podoba mu się cywilny minister obrony narodowej, tylko, że oczekuje na tym stanowisku ministra kompetentnego. W polskiej armii już nie ma polityki, kadra jest apolityczna. Politykę i jej mechanizmy wprowadza do armii właśnie cywilne zwierzchnictwo. Pułkownik Chwastek apeluje jedynie, by na czele armii stali ludzie znający się na rzeczy i dbający o instytucję, którą im przyszło dowodzić. Czy krytycy wystąpienia pułkownika Chwastka oczekują, że oficer będzie niemową, że nie będzie występował w imieniu podwładnych? Nie dajmy się zwariować, nie zamykajmy ust oficerom.
- Ale sam pan powiedział, że wojsko z założenia jest instytucją zhierarchizowaną. Gdzie tu miejsce na dyskusje?
- Na dyskusje w wojsku jest miejsce - na styku przełożony i podwładny. Tak powinno być przynajmniej teoretycznie. Ta teoria zatrzymała się na szczeblu dowódcy 12. dywizji, na płk. Ryszardzie Chwastku.
- Wystąpienie pułkownika porównuje się do słynnego obiadu drawskiego.
- To zupełne nieporozumienie. W Drawsku doszło do dyskusji w obecności zwierzchnika sił zbrojnych, ministra obrony narodowej, generalicji. To był zabieg czysto polityczny. Nic z polityką nie ma natomiast wspólnego wystąpienie oficera liniowego, dowódcy dywizji, ostatniego szczebla, który ma bezpośredni kontakt z żołnierzami, który ma odwagę powiedzieć, że w armii źle się dzieje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska