Były oficer Straży Granicznej nie może wrócić do służby. Choć sąd uznał, że jest niewinny

fot. Krzysztof Strauchmann
Kpt. Stanisław Janik: - Chcę ze służby odejść z honorem. Chcę, żeby winni niesłusznego oskarżenia i nadużyć w śledztwie ponieśli karę.
Kpt. Stanisław Janik: - Chcę ze służby odejść z honorem. Chcę, żeby winni niesłusznego oskarżenia i nadużyć w śledztwie ponieśli karę. fot. Krzysztof Strauchmann
17 lat temu dobrze zapowiadająca się kariera Stanisława Janika w Wojskach Ochrony Pogranicza, a potem w Straży Granicznej została gwałtownie przerwana. Wyrzucono go dyscyplinarnie. Stał się niewygodny dla kogoś ważnego?

- W 1991 roku proponowano mi 20 tysięcy marek niemieckich za przepuszczanie przez granicę nielegalnych transportów alkoholu - wyznaje Stanisław Janik. 58 lat, mocny uścisk dłoni i długie, lustrujące spojrzenie prosto w oczy. 17 lat temu jego dobrze oceniana kariera w Wojskach Ochrony Pogranicza, a potem w Straży Granicznej została gwałtownie przerwana. Wyrzucono go dyscyplinarnie. Czy stał się niewygodny dla kogoś wysoko postawionego?

- W 1991 roku przeprowadzenie tzw. prowokacji czy zakupu kontrolnego było prawnie niemożliwe. Poinformowałem o tej propozycji swoich przełożonych, złożyłem meldunki. Do dziś mi nie odpowiedziano.

W 1991 roku w Głuchołazach ujawniono przemyt kilkuset tysięcy litrów spirytusu, który nocą przejeżdżał ciężarówkami przez przejście obsługujące tylko ruch osobowy. Opolska prokuratura ustaliła, że za procederem stał Jeremiasz Barański - "Baranina", mafioso, który dopiero rozkręcał międzynarodowe interesy i zdobywał kontakty w świecie polityki oraz służbach specjalnych. Na ławie oskarżonych pod zarzutem korupcji siadło wtedy tylko kilku szeregowych funkcjonariuszy celnych i Straży Granicznej.
"Baranina" uciekł za granicę, poszukiwano go międzynarodowym listem gończym. W 1994 roku wpadł w Belgii. Przesłuchiwała go opolska prokurator Wiolantyna Mataniak. "Baraninę" zwolniono na podstawie fałszywego zaświadczenia psychiatrycznego, a prok. Mataniak niedługo potem nieustaleni sprawcy oblali kwasem po twarzy.

"Baranina" w areszcie skarżył się współwięźniom, że traci przez prokuraturę milion dolarów, i każe zrobić "prysznic" prowadzącej śledztwo. Ponownie aresztowano go dopiero w 2001 roku w związku z zarzutami m.in. o zlecenie zabójstwa ministra Jacka Dębskiego. 8 maja 2003 roku w wiedeńskim więzieniu popełnił
samobójstwo.

Powiązania "Baraniny" ze światem polskiej polityki, policji i wymiaru sprawiedliwości do dziś pozostają tajemnicą.

"Uszyli" mu dochodzenie

Sprawa kapitana Janika zaczęła się w nocy z 25 na 26 czerwca 1992 roku. Był wtedy od 11 lat komendantem strażnicy granicznej w Gościcach koło Paczkowa. Tej nocy doszło do tzw. npg. Dziś to już sformułowanie historyczne.

"Nielegalne przekroczenie granicy" było wtedy poważnym przestępstwem. Tuż przed 23 polną drogą od strony Czech do granicy podjechał transportowy mercedes kierowany przez Jerzego K. Światła samochodu zobaczył z odległości ok. kilometra pełniący służbę na granicy szeregowy Andrzej Sewera. Przez radiostację powiadomił dyżurnego na strażnicy w Gościcach.

Chwilę później Janik był na strażnicy, organizował pościg, telefonicznie informował przełożonych, policję.

Sprawca uciekł, ale po kilku dniach sam zgłosił się do dowództwa w Kłodzku, tłumacząc, że po pijanemu przejechał granicę. Wydział śledczy oddziału SG z Kłodzka rozpoczął dochodzenie, na celowniku znalazł się komendant z Gościc.

Oskarżono go o układ z przemytnikami, o zatajanie przed przełożonymi nielegalnych przekroczeń granicy, zacieranie śladów po przejeżdżających samochodach.

- Całe postępowanie dyscyplinarne przeciwko mnie zostało świadomie sfałszowane - dowodzi od lat Stanisław Janik. Wewnętrzne śledztwo prowadził kpt. Józef B., śledczy oficer Sudeckiego Oddziału Straży Granicznej w Kłodzku. Po sprawie Janika awansował, od 1994 roku kierował policją w policji, czyli Inspektoratem Służby Granicznej Komendy Głównej.

W 2007 roku zakończył karierę wojskową, przechodząc na emeryturę w stopniu pułkownika. Pod jego adresem wyrzucony do cywila Stanisław Janik kieruje całe morze zarzutów: zatajanie istotnych dowodów, które świadczyły na korzyść podejrzanego, ukrywanie protokołów z przesłuchań.

- Kpt. Józef B. przesłuchał sprawcę nielegalnego przekroczenia granicy z 25 czerwca 1992 roku, a dodatkowo jego żonę i znajomego. Tych protokołów nie dołączono do akt, znalazły się znacznie później. Przesłuchał szeregowego Sewerę, który tej nocy pełnił służbę na granicy.

Ten protokół został opatrzony nawet sygnaturą sprawy, ale zamiast do akt trafił do szafy - wymienia były pogranicznik.

Część świadków przesłuchano dopiero długo po decyzji o dyscyplinarnym wyrzuceniu komendanta ze służby. Charakterystyczna jest też zmiana zeznań sierżanta S.

Najpierw twierdził, że komendant wielokrotnie kazał jednemu z cywili wykaszać o poranku ślady na trawie po samochodach, które w nocy przejeżdżały przez zieloną granicę. Rok później w sądzie twierdził już tylko, że słyszał od kogoś o takich przypadkach. Na rozprawie po czterech latach wycofał się ze wszystkiego.

Trzy razy uniewinniony

Śledczy Straży Granicznej przyjęli wersję wydarzeń opisaną przez część podwładnych Janika, w tym przez jego zastępcę Jerzego S. Jeden z żołnierzy zeznał, że dzień przed nielegalnym przekroczeniem ok. 22 w strażnicy u komendanta było dwóch mężczyzn białym samochodem. I że jednym z nich był sprawca późniejszego przemytu. Czyli że działali w zmowie.

Żona zastępcy, która także mieszkała na terenie strażnicy w Gościcach, dołożyła kolejne zarzuty: Że w listopadzie 1991 roku komendant Janik osobiście przepuścił przez zamkniętą bramę graniczną na terenie strażnicy samochód dostawczy. Wtedy jednak o sprawie nie zawiadomili z mężem nikogo, z obawy przed zemstą.

Po drugim, półtorarocznym śledztwie cywilnej prokuratury z Nysy Krystyna Miłobędzka umorzyła dochodzenie, uznając, że nie ma dowodów na popełnienie przestępstwa.

- Zeznania pomawiające i sugerujące ewentualne popełnienie przestępstwa przez byłego komendanta strażnicy w Gościcach nie zasługują na wiarę, bo złożyły je tylko te osoby, spośród żołnierzy strażnicy, które w przeszłości były przez niego dyscyplinarnie karane - napisała w uzasadnieniu prok. Miłobędzka.

Straż Graniczna odwołała się od postanowienia. Śledztwo wznowiono i ostatecznie Janik trafił do sądu. Według aktu oskarżenia miał czterokrotnie od sierpnia 1991 roku do czerwca 1992 roku dopuszczać do nielegalnego przekraczania granicy i kryć ich sprawców przez zacieranie śladów i naciski na podwładnych. Nyski sąd dwa razy uniewinniał Janika, a prokuratura dwa razy się odwoływała. Uznała dopiero trzeci wyrok uniewinniający, jaki zapadł 7 marca 2000 roku.

- Dwie apelacje wygraliśmy. W końcu ekonomika procesowa zdecydowała, że zrezygnowaliśmy z odwołania - wspomina prok. Jarosław Rybczyński, były szef nyskiej prokuratury, który oskarżał w sprawie Janika - Czasem myślę o tej sprawie. Rolą prokuratora jest kierowanie do sądu aktów oskarżenia, nawet jeśli pozostają pewne wątpliwości. Zebrane dowody powinien ocenić niezawisły sąd.
Prok. Rybczyński nie wyklucza, że świadkami oskarżenia, byłymi podwładnymi Janika, mogła kierować zemsta.

- Już w 1994 roku złożyłem w prokuraturze zawiadomienie, że moi byli podwładni poświadczają nieprawdę - mówi Janik. - Prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa. Jak się odwołałem, prokuratura wojewódzka napisała mi, że ostatecznej oceny wiarygodności zeznań dokonuje sąd. Dopiero potem można mówić o popełnieniu przestępstwa przez świadków. Niestety, nigdy do tego nie doszło.

- Gdyby były wiarygodne informacje, że oskarżony mógł paść ofiarą uzgodnionych przez świadków pomówień, na pewno prowadzilibyśmy odrębne śledztwo w tym kierunku - mówi prok. Rybczyński. - Nawet jeśli sąd nie daje wiary zeznaniom świadków, to nie powoduje automatycznie, że prokurator oskarża ich o składanie fałszywych zeznań. Jest to przestępstwo trudne do wykazania, polega na umyślnym działaniu w celu osiągnięcia jakiegoś celu.

Dla Stanisława Janika koronnym dowodem na stronniczość kłodzkiej Straży Granicznej w jego sprawie jest historia dziennika służby z placówki w Gościcach. Regulaminowo dyżurny strażnicy ma w niej notować wszystkie, nawet najdrobniejsze zdarzenia. Na przykład kto, o której godzinie i do kogo przyjechał na strażnicę. Kiedy Janik wystąpił o uznanie książki za dowód w jego sprawie, Straż Graniczna odmówiła wydania sądowi dokumentu, bo ma klauzulę tajności.

Zapewniała jednocześnie, że przekaże ją zaraz po odtajnieniu. W marcu 1997 roku minister odtajnił księgę, ale do sądu już nie trafiła. W październiku 1997 roku śledczy z Kłodzka kpt. Józef B. poinformował sąd, że książka została zniszczona, bo upłynął pięcioletni okres obowiązkowego przechowywania jej w archiwum.

Za błędy płacimy wszyscy

Od 2000 roku, czyli od ostatecznego uniewinnienia, Stanisław Janik konsekwentnie domaga się przywrócenia do służby w Straży Granicznej.

- Chcę ze służby odejść z honorem. Chcę, żeby winni niesłusznego oskarżenia i nadużyć w śledztwie ponieśli karę - mówi dobitnie. Przez lata wysyłał dziesiątki pism i petycji. Swoją sprawą zainteresował Rzecznika Spraw Obywatelskich, senatorów i posłów, Elżbietę Jaworowicz z TVP.

Od Komendanta Głównego Straży Granicznej i Ministra Spraw Wewnętrznych uzyskał tylko jedno. 31 października 2000 roku minister stwierdził, że wyrzucenie Janika ze służby odbyło się bezprawnie. Ale decyzji wydanej z naruszeniem prawa nie unieważnił, bo zgodnie z Kodeksem postępowania administracyjnego po 5 latach od doręczenia jej uchylenie staje się niemożliwe. Nawet jeśli naraża to Skarb Państwa na zapłatę odszkodowania.

W 2004 roku Stanisław Janik wytoczył resortowi spraw wewnętrznych sprawę o odszkodowanie za niesłuszne wyrzucenie ze służby, które na długie lata postawiło go w bardzo trudnej sytuacji życiowej. Przed Sądem Okręgowym w Warszawie już wygrał, ale minister odwołał się do sądu apelacyjnego. Wygląda na to, że wszyscy podatnicy złożą się na odszkodowanie dla Janika. A winni będą się dalej cieszyć generalską emeryturą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska