Cmentarz na kominku. Prawo do dysponowania prochami zmarłych

Daniel Polak
Część popiołu wsypuje się oficjalnie do urny, która jest chowana na cmentarzu w grobie rodzinnym lub schowku w kolumbarium. Druga, mniejsza część wędruje do relikwiarza przechowywanego przez rodzinę. Zdarza się wręcz, że prochy są dzielone między bliskich - np. dzieci zmarłego. Każdy dostaje trochę dla siebie.
Część popiołu wsypuje się oficjalnie do urny, która jest chowana na cmentarzu w grobie rodzinnym lub schowku w kolumbarium. Druga, mniejsza część wędruje do relikwiarza przechowywanego przez rodzinę. Zdarza się wręcz, że prochy są dzielone między bliskich - np. dzieci zmarłego. Każdy dostaje trochę dla siebie. Daniel Polak
Szykuje się trzeci front wojny ideologicznej. Obok prawa do aborcji i prawa do związków homoseksualnych - prawo do dysponowania prochami zmarłych.

Najpierw był pogrzeb w Opolu-Półwsi. Urna z prochami została pochowana w rodzinnym grobie. Potem w wąskiej grupie przyjaciół i najbliższych zmarłego pojechaliśmy w Góry Opawskie, weszliśmy na Kopę i rozsypaliśmy drugą część prochów, odłożoną wcześniej z urny - opowiada jeden z uczestników nieoficjalnego pogrzebu sprzed paru lat. - Chcieliśmy uszanować wolę zmarłego, który wiele razy powtarzał, że chce, aby jego prochy rozsypać w górach, które pokochał.

Informator prosi o anonimowość. Nic dziwnego. Według polskiego prawa wszyscy odpowiedzialni za taki pogrzeb popełnili wykroczenie, za które grozi grzywna do 5 tysięcy złotych albo 30 dni aresztu. Ustawa o cmentarzach i chowaniu zmarłych nakazuje chowanie ludzkich ciał, nawet po kremacji, na terenie urządzonych legalnie cmentarzy. Równie nielegalne jak rozsypywanie prochów jest ich przetrzymywanie w domu czy innym miejscu. A jednak takich przypadków jest coraz więcej. Inni - chcą mieć prochy zmarłych bliskich przy sobie.

- Ludzkie szczątki po kremacji są całkowicie obojętne chemicznie, nie powodują żadnego zagrożenia - przyznaje Krzysztof Wolicki, przedsiębiorca pogrzebowy. A gdy rodzina bardzo nalega, żeby część prochów odsypać do relikwiarza - to się to po prostu robi.

- W tym biznesie też trochę obowiązuje zasada, że klient to nasz pan - dodaje Wolicki.

Przykłady dają celebryci

Czasem jednak towarzystwo zmarłego może się znudzić.

- Kilka razy w roku przychodzą rodziny, aby zorganizować pochówek osoby zmarłej nawet 2 - 3 lata wcześniej - opowiada administrator jednego z dużych cmentarzy na południu Opolszczyzny. - Nie pytamy bliskich, dlaczego tak długo zwlekali z pogrzebem. Nie zgłaszamy też tego policji. Przepisy przecież mówią, że prochy mają spocząć na cmentarzu, ale nie precyzują dokładnie, po jakim czasie.

- Znam człowieka, który trzyma w domu dwie pełne urny - opowiada opolski przedsiębiorca pogrzebowy. - Powiada, że ma w rodzinie jeszcze jedną osobę w zaawansowanym wieku. Czeka na jej śmierć i wtedy urządzi wszystkim wspólny pogrzeb.

Przykład dają celebryci. Pewne znane małżeństwo pisarzy postanowiło, że do grobu pójdą razem. Wdowiec trzy lata trzymał w mieszkaniu urnę z prochami małżonki, zanim sam umarł. Wśród ludzi z branży krążą ponure opowieści o tym, jak traktowane bywają prochy przetrzymywane w domach rodzin. Czarne żarty, albo też miejskie legendy, że ktoś pomylił zawartość urny z przyprawą. Przypadkowo wyrzucił, czy odkurzył je w czasie wielkiego sprzątania. Że prochy zgubiono i zamiast nich dosypano do urny dla pozoru zwykłego popiołu. Albo że zraniona za życia wdowa mściła się na prochach swojego "eks", trzymając je w ubikacji.

- Dom nie jest miejscem przeznaczonym do przechowywania prochów zmarłego - mówią zgodnie administratorzy cmentarza. - W życiu rodziny różnie się układa. Czasem wdowa ponownie wychodzi za mąż i nowy małżonek po pewnym czasie ma już dość patrzenia na zdjęcie swojego poprzednika, na urnie stojącej na kominku.

Kariera krematoriów

W Polsce obecnie 7-8 procent wszystkich pochówków odbywa się przez pogrzebanie urny ze spopielonymi prochami zmarłego. W Opolu co czwarty pogrzeb poprzedzony jest kremacją. W Kędzierzynie-Koźlu, który pierwszy w województwie zbudował kolumbarium, w niektórych miesiącach aż 70 procent konduktów odprowadza urny, a nie trumny z ciałem. W tamtejszym kolumbarium pochowano już 700 osób, ale znacznie więcej urn "dochowano" w pojedynczych grobach najbliższej rodziny. Jest to proste i zgodne z przepisami. Na wzrost liczby kremacji wpłynęło zmniejszenie zasiłku pogrzebowego dla rodziny zmarłego. Od czerwca 2011 roku wynosi on 4 tys. zł. Wcześniej był dwukrotnie wyższy od przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia (ponad 6 tys. zł). Część rodzin stara się więc ograniczyć wydatki na pogrzeb i pochówek. W przypadku kremacji tańsze jest przede wszystkim opłacenie miejsca na cmentarzu. Nie ponosi się też kosztów budowy nagrobka.

- Im młodsze osoby organizują pogrzeb, tym częściej decydują się na spopielenie ciała - przyznaje Marcin Mysłek, współwłaściciel pierwszego na Opolszczyźnie krematorium w Skarbimierzu pod Brzegiem. - Na niektórych cmentarzach w dużych miastach brakuje już miejsca na groby. Kremacja to czasem jedyna możliwość, żeby pochować bliską osobę na wybranym cmentarzu.

Prochy z krematorium może odebrać sama rodzina albo osoba wskazana przez zlecającego kremację. Nie musi tego robić zakład pogrzebowy.

- Przekazujemy na piśmie informację, że organizator pochówku ma obowiązek pochowania prochów na cmentarzu - mówi Marcin Mysłek. - Osoba, która przychodzi po urnę, otrzymuje urnę zaklejoną silikonem. Może ją dość łatwo odkręcić.

Po skremowaniu prochy w urnie może przewozić każdy, dowolnym samochodem. Właściwie nikt nie kontroluje tego, co się z nimi potem dzieje.

- Ludzkie szczątki po kremacji są całkowicie obojętne chemicznie, nie powodują żadnego zagrożenia - przyznaje Krzysztof Wolicki, przedsiębiorca pogrzebowy z Warszawy. - Czasem rodzina bardzo nalega, żeby ich część odsypać do relikwiarza. W tym biznesie też trochę obowiązuje zasada, że klient to nasz pan

- Jeśli jesteśmy zdeterminowani, aby spełnić wolę zmarłego, który chce spocząć w ulubionym miejscu, wyprawiamy pogrzeb pustej urny, a prochy rozsypujemy - radzi jeden z branżowych portali w internecie.

Na ponad 20 krematoriów w Polsce część po cichu toleruje praktykę dzielenia prochów zmarłego (jest ich ok. 3 litrów), a nawet sama oferuje w sprzedaży tzw. relikwiarze czy medaliony. Zabieranie części prochów w środowisku funeralnym powoduje zresztą najmniej kontrowersji.

Część popiołu wsypuje się oficjalnie do urny, która jest chowana na cmentarzu w grobie rodzinnym lub schowku w kolumbarium. Druga, mniejsza część wędruje do relikwiarza przechowywanego przez rodzinę. Zdarza się wręcz, że prochy są dzielone między bliskich - np. dzieci zmarłego. Każdy dostaje trochę dla siebie.

Część polskich firm pogrzebowych pośredniczy w zupełnie nowej usłudze, tym razem dość kosztownej. Wysyłają prochy do Szwajcarii do siedziby amerykańskiej firmy, która opracowała technologię przetwarzania ludzkich prochów pod wpływem temperatury i ciśnienia w diamenty. Na oko identyczne jak te z biżuterii. Proces trwa pół roku, kosztuje do 20 tysięcy euro. Można nawet obserwować poszczególne etapy przez internet. Diament za dodatkową opłatą jest oprawiany w pierścionek czy kolię. Można więc stale nosić przy sobie dziadka, męża czy ojca. Nieoficjalnie mówi się w branży, że w Polsce na taką ekstrawagancję zdecydowało się już kilkudziesięciu "zamawiających".

Prochy wpadły do luki

Sprawy związane z cmentarzami i pogrzebami reguluje ustawa z 1959 roku, powielająca właściwie przedwojenne wzory. Środowisko funeralne domaga się od lat nowego uregulowania wielu branżowych kwestii. Dwa tygodnie temu sejmowe komisje odrzuciły głosami PO i PiS projekt nowelizacji, napisany przez posła SLD Marka Balta. Proponował on pewne zmiany obyczajowe, np. dopuszczenie przechowywania urny w domu, ale z wyłączeniem takich miejsc jak kuchnie, toalety, garaże czy magazyny. Wszystko pod kontrolą… sanepidu. Poseł Balt nadal zabraniał rozsypywania prochów w dowolnym miejscu, ale chciał zalegalizować tzw. pola pamięci, czyli wyznaczone miejsca na terenie cmentarza, gdzie można by legalnie rozsypać prochy na trawę. Już teraz część cmentarzy utrzymuje po cichu parki pamięci albo oferuje chowanie urn w anonimowych miejscach pod trawnikiem.

- Problemem jest wiatr - przyznaje jeden z przedsiębiorców pogrzebowych. - Bywa, że jeden podmuch roznosi na żałobników zawartość urny, a szczątki zmarłego znajdują się na ich ubraniach zamiast w trawie. Na Zachodzie wykorzystywane jest urządzenie, przez które urna jest automatycznie opróżniana i jej zawartość trafia do ziemi.
Kolejną nowelizację ustawy o cmentarzach i chowaniu zmarłych przygotowuje PSL. Niektóre problemy można by zresztą rozwiązać prostym zakazem wydawania skremowanych prochów osobom prywatnym i przewożenia ich prywatnymi samochodami. Taki zakaz obowiązuje w Niemczech. To jednak znacznie podroży koszty pogrzebów organizowanych poza miejscem zamieszkania zmarłego. Podobnie prosto można wyznaczyć precyzyjny termin na zorganizowanie pochówku.

Znam człowieka, który trzyma w domu dwie pełne urny - opowiada opolski przedsiębiorca pogrzebowy. - Powiada, że ma w rodzinie jeszcze jedną osobę w zaawansowanym wieku. Czeka na jej śmierć i wtedy urządzi wszystkim wspólny pogrzeb

Politycy, a nawet ludzie z branży funeralnej są jednak podzieleni, na ile zliberalizować postępowanie z prochami zmarłych. Jednoznacznie w tej sprawie wypowiedział się dotychczas tylko Episkopat Polski. W liście do wiernych z listopada 2011 roku biskupi napisali, że Kościół stanowczo sprzeciwia się praktyce rozrzucania prochów ludzkich w miejscach pamięci, na morzu, w górach czy gdzieś indziej. Ciało i prochy ludzkie należy złożyć do grobu. Kościół nie sprzeciwia się kremacji, ale zaleca zachowanie dotychczasowego zwyczaju grzebania ciał zmarłych.

- Jesteśmy przeciwni zanikaniu cmentarzy - napisali biskupi. - To miejsce przypominania o przemijaniu życia, miejsce modlitwy za zmarłych, wyrażające więź z poprzednimi pokoleniami.

Poza wskazaniami moralnymi jedyny sensowny mechanizm kontrolny wypracował ZUS. Przed wypłaceniem zasiłku pogrzebowego część oddziałów ZUS domaga się albo pisemnego oświadczenia, że pogrzeb się odbył, albo nawet zaświadczenia wydanego przez administrację cmentarza. Są jednak ludzie na tyle majętni, że nie zależy im na 4 tysiącach zasiłku. Są też zmarli, na których zasiłek nie przysługuje.

W tajemnicy

Kiedy przepisów brak, pojawiają się luki w prawie, w których kwitnie pomysłowość ludzka. A policja bardzo rzadko tropi sprawców przestępstw funeralnych. Te sprawy są zachowane w głębokiej tajemnicy, a jedyny poszkodowany nie ma już nic do powiedzenia. Śledztwo zaczyna się dopiero po doniesieniu o przechowywanych przez kogoś nielegalnie prochach. Podejrzani tłumaczą się jednak, że tylko opóźniali datę pogrzebu, bo… czekali na przyjazd rodziny z zagranicy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska